środa, 1 maja 2024

Mawlamyine

 Po śniadaniu hotelową taksówką jedziemy na dworzec autobusowy. To bardzo wygodne rozwiązanie, gdyż pracujący dla hotelu taksówkarz wie kiedy trzeba wyjechać i gdzie trzeba dojechać, co na azjatyckich dworcach autobusowych bywa całkiem skomplikowane. Czasem  plac dworcowy ma kilka hektarów a każda firma ma swoje stanowisko i nie jest łatwo komuś kto nie zna języka trafić we właściwe miejsce...

 A miejscowy wie... i tak bez problemu trafiamy prosto pod drzwi naszego autobusu... Nowoczesny jakiś, jak nie w "trzecim świecie"...


Jak zawsze na dworcu autobusowym wokół podróżnych kręcą się obnośni handlarze z ofertą napojów, jedzenia i różności. Tym razem jednak nic nam nie potrzeba. Mamy do przejechania tylko około 300 km i u celu powinniśmy być około 14:30.


Autobus jakiś taki luksusowy, wygodny, czyściutki... nie jak polski PKS...



Dodatkowe zaskoczenie - w każdym fotelu ekran telewizyjny jak w samolocie a tam...




Czy aby nie za dużo tego luksusu? I do tego wszystko działa...


Bez problemów dojechaliśmy pod sam hotel. Zostawiliśmy rzeczy w pokoju, poprosiliśmy w recepcji o namiar na tuk-tuk i poszliśmy zobaczyć co jest obok hotelu. Podobał nam się ten plakat na sklepie obok. 


A później zostało nam już tylko poczekać chwilę, aż przyjedzie nasz pojazd. Bujana ławeczka przed hotelem była bardzo w porządku...




Mawlamyine wcześniej noszące nazwę Moulmein, która nadal pojawia się na mapach google, to spore, bo czwarte co do wielkości miasto w Myanmar ale to, co nas interesowało nie było zbyt daleko od hotelu - około dwa kilometry i to stromo pod górę, więc woleliśmy podjechać ten kawałek tuk-tukiem.



Naszym celem była Pagoda Kyaik Tha Lan. Tuk-tuk dowiózł nas pod windę, którą można wjechać na taras kompleksu świątynnego. Można też wspinać się po schodach albo wybrać przejażdżkę ruchomymi schodami, które jednak często nie działają


Z mostu prowadzącego z windy na taras świątyni bardzo ładnie widać niesamowicie kolorowe zabudowania klasztorne, przyklejone do zbocza wzniesienia, schody dla tych, co z windy korzystać nie chcą oraz widokowy amfiteatr...







Najważniejszym obiektem jest pagoda (stupa) Kyaikthanlan. W pierwotnym kształcie została wzniesiona już w 875 roku za panowania króla Mon o imieniu Mutpi Raja. Wtedy pagoda ta była znacznie niższa, jej wysokość wynosiła zaledwie 17 m. Następnie podwyższana była przez kolejnych władców, w tym za czasów króla Wareru  panującego w latach 1287 - 1307, by ostatecznie osiągnąć obecną wysokość 45 m co czyni ją najwyższą pośród licznych pagód w regionie Mawlamyine.


W roku 1764 Generał Maha Nawrahta, naczelny dowódca Birmańskiej Armii Królewskiej, który wspólnie z Ne Myo Thihapate dowodził trwającym 14 miesięcy oblężeniem ówczesnej stolicy Syjamu Ayutthaya, z własnych środków podjął się remontu mocno zniszczonej biegiem czasu stupy. Jednak nie skończył projektu bo zmarł w marcu 1767 r, nie doczekawszy zdobycia Ayutthaya. W 1831 r projekt generała dokończono ze środków pochodzących z publicznej zbiórki...
Pagoda ta kryje w sobie, według przekazów, święte skarby - włos Buddy ofiarowany przez pustelnika z Thaton oraz ząb Buddy przekazany przez delegację mnichów ze Sri Lanki jeszcze w czasach starożytnych. 


Poza stupą na tarasie znajdują się 34 małe świątynie, kaplice czy sale modlitewne. I tu jak w większości buddyjskich świątyń w Myanmar złoto kapie ze wszystkich stron. Tyle, że to złoto to w większości po prostu złota farba...


Szanująca się buddyjska świątynia nie mogłaby obyć się bez solidnego dzwonu...




I jak w każdej buddyjskiej świątyni posągów, posążków i figurek Buddy jest tu zatrzęsienie, ale żadna z nich nie ma specjalnego znaczenia historycznego czy artystycznego. Są po prostu typowe...


Nowoczesność zadomowiła się na dobre w świątyniach czego jednym z przejawów jest umieszczanie w tle głowy co ważniejszych posągów Buddy "aureoli" mrugających światełek...









Odwiedzając w Myanmar różne świątynie, te starsze i te nowsze, warto podnieść wzrok do góry i popatrzeć na dekoracje sufitów, które reprezentują mistrzostwo sztuki zdobniczej miejscowych rzeźbiarzy i sztukatorów...


Na wysokiej kolumnie siedzi mityczny ptak Hintha inaczej według sanskrytu Hamsa)  - artystyczna wersja autentycznego ptaka podobnego do łabędzia, który po polsku nazywa się kazarka rdzawa. Ptak ten jest symbolem Myanmar i jego podobizny spotykamy bardzo często. Ma też znaczenie ceremonialne...


W buddyjskich świątyniach na terenie Myanmar, ale nie tylko, widzimy często obok posągów Buddy postacie jak najbardziej ludzkie, ubrane jak zwykli ludzie, a jednak przed figurami tych postaci pojawiają się świątynne dary - głównie owoce i artykuły spożywcze ale nie tylko. Kim są ci "ludzie" czczeni w buddyjskich świątyniach?
 Postacie te to natowie. Kto to jest nat - to można powiedzieć tamtejszy odpowiednik naszego świętego. Tyle, że nie zostali tak rozmnożeni jak katoliccy święci gdyż Wielkich Natów jest zaledwie 37. Listę natów sformalizował król Anawrahta Minsaw władający Bagan w latach 1014 – 1077 uważany za Ojca Narodu Birmańskiego. Większość z uznanych przez niego natów to zwykli ludzie, którzy zginęli okrutną śmiercią. Poza nimi istnieje jeszcze druga grupa natów reprezentująca "duchy przyrody" jak duch wody czy duch drzew. 
Kult natów najbardziej widoczny jest w Buddyzmie Theravada, i to głównie poza wielkimi miastami, na obszarach wiejskich. Oddawanie czci natom jako "duchom opiekuńczym" poprzedzało pojawienie się na terenie obecnego Myanmar Buddyzmu,  później zostało z Buddyzmem połączone i współistnieje nadal bardzo silnie reprezentowane.


Świątynny taras od strony zachodniej kończy się schodkowym amfiteatrem oferującym doskonałe widoki na okolicę, szczególnie miasto oraz deltę rzeki Thanlwin (Salween), która w tym miejscu uchodzi do zatoki Martaban i Morza Andamańskiego. Niestety, jak to zwykle bywa w tych rejonach świata przejrzystość powietrza jest dość problematyczna... 




Tak z tej perspektywy wygląda estakada łącząca windę ze świątynnym tarasem.


Ponieważ do zachodu słońca, na który czekamy zostało jeszcze sporo czasu, kontynuujemy eksplorację obiektów wokół tarasu. Główna pagoda, jak przystało na wielką i ważną tego typu budowlę w otaczającym ją ogrodzeniu posiada cztery odpowiadające kierunkom geograficznym kaplice z głównymi posągami Buddy.





Po południowej stronie tarasu rozciąga się widok na sąsiednie wzgórze i położone w dolinie pagodę Thingaha, klasztor Yadanar Bon Myint nazywany też „Seindon Mibaya Kyaung” od imienia królowej, żony króla Mindona z Mandalay, która przybyła tu i została w nim mniszką, klasztor Taung Pauk, w którym znajduje się figura Buddy wykonana z bambusa oraz świątynię hinduistyczną Sri Shamuganathar Swami...






Bliżej, na poziomie dolnym tarasów świątyni Kyaik Tha Lan biały posąg Buddy strzeże odcisku stopy Buddy - oczywiście ze 108 symbolami na nim. 


Jest też i modlący się Budda chroniony przed deszczem przez  węża Naga.





Tak prezentuje się z góry pagoda Thingaha.



Kolejny typowy obiekt na świątynnym tarasie to wielki gong.



Pagoda Kyaik Tha Lan nie jest jedyną na świątynnym tarasie. Od strony południowej towarzyszy jej znacznie mniejsza pagoda Naung.




Na tej stalli były kiedyś napisy niestety dziś są zupełnie nieczytelne...




To parasol, który kiedyś zdobił szczyt stupy.





Za drzewami widać stupy sąsiednich świątyń - pagody Loka Tinku i Chae...


Kolejne kaplice i kolejni Buddowie...











Na tarasie chodziło sobie kilka kotów i z jednym z nich Duży się zaprzyjaźnił...



A kiedy słońce zaczęło wyraźnie chylić się ku linii horyzontu zasiedliśmy na tarasie podziwiać widok..


I możliwe, że zasiedliśmy w tym samym miejscu by podziwiać te same widoki, które w 1890 roku podziwiał Rudyard Kipling bo to ponoć tutaj powstała strofa jego wiersza "The Road to Mandalay" - "Lookin' lazy at the sea" (tłumaczenie Maciej Słomczyński,  "Mandalay" - "Przed pagodą starą w Moulmein, tam, gdzie morza senny brzeg..."). 







Przy ostatnich promieniach słońca wróciliśmy na most prowadzący do windy i spojrzeliśmy na kolejną pagodę - Mahar Myat Muni...


... i kolorowe zabudowania klasztory w innym świetle.




Zwróciliśmy też uwagę na dość dziwnie wyglądający kompleks budynków robiący wrażenie koszar lub więzienia. I nie myliliśmy się. To Stare Więzienie Mawlamyine, które powstało w latach 1830. Według przekazów niejaki Eric Arthur Blair, który znany jest powszechnie jako pisarz pod pseudonimem George Orwell i który od listopada 1922 do 1 stycznia 1928 służył w Królewskiej Policji Imperialnej w Birmie w tym więzieniu był świadkiem egzekucji przez powieszenie. To zdarzenie stało się tłem dla jego eseju "A Hanging (Wieszanie)" opublikowanego w 1931 r. Podczas II Wojny Światowej, po upadku Singapuru, alianccy żołnierze przewiezieni zostali jako jeńcy wojenni przez  Imperialną Armię Japońską z więzienia Changi właśnie do więzienia w Mawlamyine a stąd trafili dalej na budowę Kolei Birmańskiej zwanej Koleją Śmierci (jej odcinek można zwiedzić wraz z mostem na rzece Kwai w Kanchanaburi w Tajlandii). Więzienie było też wykorzystywane później przez juntę wojskową dla jej przeciwników do jego zamknięcia w 2015 r.


W drodze do hotelu mijamy niestety już zamkniętą świątynię Mahar Myat Muni Pagoda. Świątynia do najciekawszych nie należy a większość jej budynków powstała w XX w. Jedynym ciekawym obiektem jest tu posąg Maha Muni Buddha - kopia posągu z Mandalay, w której będziemy za kilka dni.
 Ciekawa jest historia tej kopii. Otóż Seindon Mibaya-gyi, jedna z ważnych żon króla Mindona z Mandalay przeniosła się wraz z rodziną do Mawlamyine i brakowało jej możliwości oddania czci słynnej figurze Buddy z Mandalay - Buddzie Maha Muni. I znalazło się proste rozwiązanie - Buddę Maha Muni niejako sklonowano a klona umieszczono w tej właśnie świątyni by królowa zaznała radości i spokoju...


A po zejściu w okolice hotelu na koniec dnia została nam już tylko kolacja...








A jutro najpierw zwiedzimy ciekawe miejsca w okolicach Mawlamyine a później przeniesiemy się do Hpa An po kolejne wrażenia. Ale to w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz