Idziemy do metra i za całe 2.60 jedziemy do Ogrodów
Wysiadamy, deszczyk coraz mniejszy , czekamy chwilę pod daszkiem aż przestanie padać i idziemy do wejścia
Wejść do ogrodów jest kilka. Przy każdym wejściu umieszczono dokładny plan i krótki informator
Główne wejście do ogrodów to Brama Tanglin wykonana przez singapurskich rzemieślników zauroczonych wiecznie kwitnącym krzewem Bauchinia kockiana, my wolimy zobaczyć pomarańczowe kwiaty w realu niż na bramie
NBG umiejscowione są tuż nieopodal najbardziej ruchliwej arterii Singapuru - Orchard Road. Zajmują obszar około 63 hektarów i liczą sobie ponad 150 lat. Pomysłodawcą założenia ogrodów był sir Raffles, który utworzył pierwszy Botaniczny i Eksperymentalny Ogród. Rafflesowi chodziło o stworzenie miejsca, które z jednej strony będzie dawało wytchnienie i odpoczynek mieszkańcom Singapuru, a z drugiej strony będzie miejscem badań, eksperymentów, uprawy i dystrybucji tzw. roślin użytecznych. Niestety po śmierci Rafflesa na jakiś czas ogród został zamknięty. Ponownie otwarto go po 30 latach, poszerzono obszar i skupiono się na uprawie kauczukowca brazylijskiego. Badania i uprawa zakończyły się ogromnym sukcesem także gospodarczym . Obecnie NBG znajdują się pod opieką rządu singapurskiego i słyną z doświadczeń nad uprawą i krzyżowaniem orchidei.
Idziemy na długi spacer po parku
takich ilości odmian heliconii nigdzie wcześniej nie widziałam
Na terenie ogrodów mieszczą się także: biblioteka botaniczna i ogrodnicza, herbarium oraz wspomniane wcześniej laboratorium zajmujące się uprawą orchidei, amfiteatr i
pomnik naszego "Frycka" z George Sand.
Pomnik jest darem polskiego rządu i ustawiany został w 2008 roku, niestety nie pamiętam nazwiska autorki dzieła.
Ogród botaniczny podzielony jest tematycznie : Ginger Garden, Rain Forest, Evolution Garden, itd każdy znajdzie cos dla siebie, ale większość turystów przychodzi tu dla......
Ogród storczyków to jedyne miejsce gdzie pobierana jest opłata za wstęp, cale 5 $ SIN.
W ogrodzie zgromadzone są najpiękniejsze odmiany storczyków. Niesamowite kolory, kształty, ilość zgromadzonych gatunków, forma nasadzenia w donicach, na grządkach, wiszące, pnące, itd. widoki oczarują każdego.
Będąc w Orchid Garden koniecznie należy wstąpić na chwilkę do Burkill Hall.
Początkowo był to dom dyrektorów ogrodów z czasem został przekształcony w centrum informacji na temat hodowli storczyków, sposobów ich rozmnażania, krzyżowania. Na ścianach rozwieszone są fotografie hybryd, które powstały w ogrodach, każda jest dokładnie opisana i nosi nazwę nadaną jej na cześć znanej osobistości. Obok znajduje się tzw. Ogród VIP, gdzie wszystkie te rośliny możemy zobaczyć " na żywo". Czasem różnią się kolorem od tych przedstawionych na fotografiach, czasem wyglądem, ale kto by na to zwracał uwagę, jest tam pięknie, kolorowo i to jest najważniejsze!
oczywiście w Ogrodzie VIP nie mogło zabraknąć
Pozostawiamy na chwilę storczyki, wchodzimy w boczną alejkę i przenosimy się do lasu deszczowego
Po "lesie spacerujemy chwilę", ale ciągnie nas do storczyków, rośnie tu w końcu około tysiąca odmian tzw. "czystych" i ponad dwa tysiące hybryd . Chwilami zaskakuje nas sposób ekspozycji
Zachodzimy na chwilkę do ogrodu z rodziny bromeliowatych, dla mnie to jedne z najpiękniejszych roślin, piękne kwiaty, prześlicznie wybarwione liście, podziwiać je można godzinami. My jednak nie mamy zbyt wiele czasu, nie zobaczymy wszystkich trzystu gatunków, ale .....
No i najsławniejsi przedstawiciele rodziny bromeliowatych ananasy
Ostatnim punktem w ogrodzie storczyków był Cool House, w którym zgromadzone są gatunki orchidei rosnące w wyższych partiach górskich lasów tropikalnych południowo-wschodniej Azji. Otwieramy ogromne szklane, mocno zaparowane drzwi, przechodzimy przez śluzę, robi się chłodno, po paru krokach, zimno..............., ale jak pięknie
Większość z roślin kwitnących była tak miniaturowa, ze chwilami karteczki z nazwami gatunku były większe niż sam okaz.
Pomimo panującego zimna i ogromnej wilgoci szczerze polecam poświęcenie około pół godziny na odwiedzenie tego miejsca.
Niebo robi się coraz ciemniejsze, musimy zdecydować co dalej, nie wiemy kiedy znowu lunie deszcz. szybka decyzja idziemy nad Symphony Lake, chcemy zobaczyć największe na świecie lilie wodne. Aleję palm postanawiamy zobaczyć tylko z daleka.
Parę widoczków po drodze nad jezioro
Teraz w ogrodach to najpopularniejsze miejsce, dzikie tłumy się przewijaja w alejce luster, no a co tam wyprawiają skośni
Dochodzimy do jeziora i słyszymy pierwsze grzmoty, oj nie jest dobrze...
ale są nasze roślinki
Grzmi coraz bardziej................ idziemy w kierunku wyjścia. Po drodze moje ulubione banany, ledwo się powstrzymałam żeby nie zerwać i nie zjeść
Zaczyna mocno padać z daleka patrzymy na jezioro łabędzie i biegusiem udajemy się do metra
National Orchid Garden otwarty jest od 8.30 do 19, a ostatnie bilety sprzedawane są o godzinie 18.00.
Jeszcze informacja jak dostać dostać się do ogrodów. Dojazd do bramy Tanglin autobusami 7,75,77,105,106,123,174 i MRT do stacji Orchard (potem trzeba kawałeczek dojść na piechotkę)
Do Bukit Timah autobusem 48,66,67,151,153,154,156,170,171,186 i MRT Botanic Gardens ( wychodzi się na bramę cały czas pod daszkiem ). Oczywiście można też dojechać taksówką
Jedziemy fioletową linią MRT do stacji Chinatown, wysiadamy, leje straszliwie. Postanawiamy pod daszkiem przejść przez centrum handlowe do restauracji znajdujących się przy nim.
Już z daleka zauważam knajpkę, w której podają sizzlery. Ja tu zostaję, dalej nic nie ma mowy żebym poszła
A to nasze zamówienie
W moim sizzlerku oprócz ulubionych krewetek, było też tofu, za którym do tej pory nie przepadałam. Tym razem było wyraziste w smaku, lekko ostrawe, pięknie pachniało, i kto to powiedział, ze tofu jest bezpłciowe, mdłe i śmierdzi z daleka
sizzlerek Dużego to wieprzowina i kurczak na przepysznej lekko duszonej słodkawej cebulce
Podane do sizlerkow zupki bez wrażeń smakowych.
Pięknie wszystko zjedliśmy i zaczęło się wypogadzać , postanawiamy pochodzić chwilkę po żarowniach, może przestanie padać zupełnie.
Herbaciarnia
albo suszone kiełbaski lub mięsko
Zauważyłam, że miejscowi najbardziej zajadali się cienko pokrojoną suszoną wołowiną. Dla mnie nie wyglądała ona zachęcająco, ale kto wie, może kiedyś maleńki kawałeczek spróbuję .
To teraz coś na deser
Może ktoś się skusi na placki
owocki też są smaczne
t
o jeszcze trochę misz masza
to wszystko było na zewnątrz hali, teraz wchodzimy do środka
Jaka ja byłam wdzięczna ulewie, że zmusiła nas do zjedzenia w tym miejscu, a nie na food street, jak planowaliśmy. Czasem deszcz bywa zbawienny w skutkach.
Przechodzimy najładniejszym przejściem nadziemnym w Singapurze udajmy się na spacerek po Chinatown.
Chinatown to tak naprawdę część dzielnicy Outram, swoją nazwę zawdzięcza oczywiście Brytyjczykom bowiem dla Chińczyków jest to Niu Che Shui czyli woły- kosz- woda, dla Malajów Kreta Ayer . Powszechnie używaną przez Singapurczyków nazwą jest jednak NIU Che Shui, w końcu to Chińczycy są największa etniczną populacją w Singapurze i to oni transportowali wodę w koszach na wozach ciągniętych przez duże zwierzę.
Podobno obecny wgląd i przeznaczenie 5 głównych ulic Chinatown znacznie różni się od tego z XIX wieku. Początkowo ulice zamieszkiwane były przez klany specjalizujące się w konkretnych dziedzinach przemysłu, handlu i stanowiły swego rodzaju zamkniętą enklawę, z czasem na ulicach zaczęto wystawiać stragany z jedzeniem przybywało ciekawskich turystów, społeczność Chińska otworzyła się na "nowe interesy"
Podobno zadaszenia na części ulic kazał wybudować Raffles aby chroniły kupujących i przyjeżdzających w interesach na Chinatown Brytyjczyków.
Po specjalizacji klanu zamieszkującego tę ulicę pozostał niewielki pomnik
Na końcu Pagoda Street znajdziemy najstarszą i najważniejszą świątynię hinduistyczną w Singapurze - Sri Mariamman. Świątynia poświęcona jest bogini matce chroniącej ludzi przed chorobami, według niektórych Mariamman była też boginią płodności i deszczu. Świątynia zbudowana została przez imigrantów z południowych Indii jeszcze przed ostatecznym terytorialnym utworzeniem się Chinatown. Teoretycznie wyznaczone są godziny zwiedzania, ale w praktyce każdy może wejść o dowolnej porze, pod warunkiem, że buty zostawi na ulicy. . Wstęg do świątyni jest darmowy, za fotografowanie trzeba płacić i tego pilnują .
W tym budynku mieści się muzeum poświęcone historii świątyni, Bogini Miriamman i hinduizmu.
Nam bardzo spodobały się drzwi i na tym zwiedzanie muzeum zakończyliśmy
Bardziej interesowała nas sama świątynia, idziemy do głównego wejścia
zdejmujemy butki i chodzimy po mokrej posadzce, ale co tam, warto było się trochę utytłać
Czy na pewno wszyscy przedstawieni tu bogowie to bogowie rel. hinduistycznej?
Ukochany bóg wyznawców hinduizmu LORD GANESH ,my też go bardzo lubimy.
Udajemy się do stosunkowo młodej, bo powstałej ostatecznie w 2007 roku Buddha Tooth Relic Temple. Władze Singapuru za punkt honoru postawiły sobie wybudowanie świątyni, która swą oryginalnością zadziwi wszystkich, a w szczególności całą społeczność buddyjską. Twórcą projektu budowli był Shi Fa Zhao, ale prawda jest taka, że świątynia ma "wielu ojców" (o matkach wzmianek nie widziałam ). Podobno "ostateczny" projekt był zmieniany aż 9 razy. Ciągle coś było nie tak, a to za bardzo chińska architektura (w pierwotnym założeniu świątynia miała być wzorowana na sztuce architektonicznej z dynastii Tang ), a to dachy nieodpowiednie, kolory nie takie , no cóż jak się chce mieć perełkę ............ to można w nieskończoność płacić za projekty
Oto efekt prowadzonych od 1996 roku projektów
Jak na buddyjskich strażnikow świątyni te postaci były mało straszne, ale świątynia ma zadziwiać
Nawet dary Buddy nas zadziwiły
Po zobaczeniu świątyni z zewnątrz już się nie mogę doczekać wejścia do środka. Jest tylko mały problem, tego dnia nie planowaliśmy zwiedzania świątyni, ja mam tylko spodenki , ale nie podaruję, lecę szukać szmatki do okrycia się
Trochę się pokręciłam i przy bocznym wejściu prowadzącym na piętra znalazłam szmatki, szybkie przewiązanie w pasie i już jestem w środku BTRTM, bo takiego skrótu używa się pisząc o świątyni (Buddha Tooth Relic Temple and Museum).
Początkowo nic nas nie zaskakuje, widoki powszechnie znane
wchodzimy dalej i faktycznie jest tu trochę inaczej niż w innych świątyniach buddyjskich
Interesujący symbol wody życia
Tego dnia odbywała się msza dziękczynna za uratowanie części mieszkańców Singapuru od zarazy, ktora panowała przez kilka lat i pochłonęła wiele ofiar (przynajmniej tak nam powiedziano). Msza trwała cały dzień, co chwilę przybywali nowi uczestnicy, ci w czarnych na zdjęciach ,stracili kogoś w rodzinie . Było to ciekawe doświadczenie.
Idziemy na drugie piętro zobaczyć ogrody i największy na świecie "kołowrotek modlitewny"
Faktycznie po wykonaniu pełnego obrotu wydaje piękny dźwięk.
Jeszcze krótki spacer po ogrodzie
Jesteśmy w muzeum, gdzie zgromadzono repliki relikwiarzy i ważnych symboli buddyjskich z całego świata. W muzeum obowiązuje zakaz fotografowania, ale ani odwiedzający ani pilnujący się tym nie przejmują
Przed nami czwarte najważniejsze piętro tutaj niestety był całkowity zakaz fotografowania i mocno pilnowali.
Relikwiarz Zęba Oświeconego umieszczony jest za szybą, nad nim rozpościera się złoty baldachim, a podłoga wyłożona jest złotymi kaflami. W pomieszczeniu panuje półmrok i całkowita cisza. Wierni w skupieniu oddają się modlitwie lub nieruchomo wpatrują się w święte miejsce.
Osobiście nie do końca jestem przekonana, że w relikwiarzu znajduje się ząb Buddy, jeżeli był podarunkiem z Sri Lanki......., o ile pamiętam historię opowiadaną podczas odwiedzin BTT w Kandy, to ząb Buddy trafił tam przemycony z Indii przez księżniczkę i był tylko jeden, ba nawet relikwiarz nie był wystawiony tylko pokazywany dwa razy dziennie przez uchylone złote wrota; Cejlończycy by go tak łatwo podarowali innemu państwu
Jeżeli ktoś ma ochotę coś zjeść to w piwnicy świątyni jest restauracja wegetariańska.
Kończymy zwiedzanie świątyni idziemy poszukać ulicy umarłych.
W całym Chinatown jest darmowe wifi, co kawałek porozstawiane są tablice informacyjne
kolejna ulica żarciowni
na tej ulicy chyba nie było smacznego jedzonka
specjały medycyny chińskiej, tylko jeść na zdrowie
no i ulica, której szukaliśmy strasznie byliśmy ciekawi co tam teraz jest
Ta ulica to Sago Lane. Po obu stronach tej ulicy znajdowały się umieralnie. Dawniej chińskie domy były przeludnione, brakowało miejsca dla zdrowych, dodatkowo wierzono, że śmierć w domu przynosi pecha rodzinie. Starzy, chorzy i biedni ludzie przychodzili tu aby spędzić ostatnie chwile życia. W umieralniach praktycznie nie istniała opieka medyczna. Obok każdego takiego domu znajdował się zakład pogrzebowy, w 1961 roku zakazano tego procederu. Sago Lane zamieniła się w dzielnicę handlową i obecnie wygląda tak
Wyobraźnia zrobiła swoje, nie miałam ochoty przejść się tą ulicą.
Powoli udajemy się w kierunku Clarke Quay
Po drodze mieszanka starej i nowej "chińszczyzny"
mój ulubiony domek " z tektury"
i najbardziej fascynująca nowoczesna budowla w Singapurze, jakie to było piękne miejsce .............
No tutaj to ja się mogłam wygadać, nawet w mandaryńskim
I już prawie dochodzimy do celu
Doszliśmy do nabrzeża Clarke Quay, które przynajmniej częściowo oddaje widoki dawnego miasta. Dzielnica nazwana została imieniem gubernatora Singapuru, sir Andrew Clarke’a. W XIX wieku znajdowały się tutaj fabryki ananasów w puszkach, odlewnie żelaza, liczne składy i magazyny. Była to największa nadbrzeżna dzielnica Singapuru. Rzeka jeszcze przed przybyciem Rafflesa stanowiła centrum okolicy. Szybki rozwój miasta, jaki rozpoczął się w drugiej połowie XIX wieku, przyczynił się do jej całkowitego zanieczyszczenia. Rzeka zamieniła się w wielki martwy ściek. W połowie lat 80 poprzedniego stulecia władze Singapuru przeprowadziły bardzo kosztowny projekt oczyszczania wód i odnowienia budynków. Obecnie w wielu z tych budynków znajdują się restauracje i sklepy, cały kompleks nazwano Clarke Quay Factory Stories.
Małe domki na tle drapaczy chmur wyglądają niesamowicie, mają w sobie taką magię, to one górują nad wieżowcami, bo to one nadają charakter temu miejscu.
Władze Singapuru największy nacisk stawiają na rozwój miasta, nie przykładają wielkiej wagi do przeszłości i historii Singapuru stąd też tak łatwo przychodzi im dostosowywanie i przekształcanie dawnych historycznych miejsc w miejsca potrzebne i przyjazne współczesnym obywatelom. Istnieje jednak niewielka niezmieniona część Singapuru, przez niektórych zwana częścią wiktoriańską, to tutaj znajdziemy pomnik sir Stamforda Rafflesa, podobno został ustawiony w miejscu, w którym 29 stycznia 1918 roku postawił on swoje pierwsze kroki na tej ziemi.
Raffles spędził w Singapurze niecały rok. Zachowane zapiski i ryciny pokazują, że pozostawił po sobie świetnie rozwijającą się osadę. Raffles przyszłość Singapuru związał z wolnym handlem co okazało się kluczem do sukcesu . Chińscy kupcy pierwsi zwietrzyli szansę zarobku. Mogli kupować i sprzedawać towary bez płacenia podatków osiągając dzięki temu ogromne zyski. Oto parę pamiątek po dawnych biznesmenach.
Jeszcze parę fotek ze spaceru po części wiktoriańskiej
Muzeum Cywilizacji Azji
Deng Xiaoping
i równie znany wszystkim
Oczywiście przed muzeum było dużo więcej popiersi przywódców, którzy przyczynili się do rozwoju cywilizacji Azji, czasem mieliśmy wątpliwości, czy z niektórymi to przypadkiem nie przesadzono, no ale cóż pewnie tam mają inne podejście do historii niż u nas
Niestety teatr był w remoncie
Mały Merlion
No i ten właściwy, który jest oficjalnym symbolem Singapuru czyli miasta lwa i jednocześnie miasta portowego.
Merlion to mityczne stworzenie z głową lwa i ciałem ryby . Podobno w Singapurze znajduje się 5 pomników Merliona, my jesteśmy przy tym najsłynniejszym, ośmiometrowym posągu zaprojektowanym przez Kwan Sai Kheong i wyrzeźbionnym przez Lim Nang Seng, znajduje się on w Parku Merliona.
Focie lewka zrobione, idziemy w kierunku CH Marina Bay na pokaz laserów.
Zapalają się światła, robi się pięknie, deszcz przestał padać zupełnie
Wybieramy dobrą miejscówkę
podziwiamy Sky Line
ludzików przybywa, ja już mam wiercioła, nie mogę się doczekać pokazu
I jest
Show było niesamowite, muzyka poważna, rozrywkowa, ognie fontanny, lasery, feria barw coś wspaniałego. Najwspanialszy pokaz jaki kiedykolwiek widzieliśmy
Pkaz tak nam się podobało że chcieliśmy zostać na następny , ale cały dzień zwiedzania zrobił swoje, jesteśmy zmęczeni i trochę głodni, postanawiamy udać się do naszej restauracji na kolacyjkę
Przechodzimy przez CH Marina
i udajemy się do MRT. Podobno zakaz żucia gumy jest konsekwencją nieprawidłowego zachowania mieszkańców Sin. Władze Singapuru były dumne, że posiadają najbardziej zautomatyzowane i w pełni skomputeryzowane metro na świecie mieszkańcy dla żartów zaklejali czujniki gumami do żucia, wydano więc całkowity zakaz importu gum.
A ja oczywiście dwie paczuszki bez problemu przemyciłam zapomniałam, że mam w kieszeni torby, a na lotnisku nie sprawdzali Szkoda, że nie wpadłam na pomysł sprzedaży, pewnie bym nieźle zarobiła :)
Nasza kolacyjka
Kaczusia palce lizać i sosik mniam mniam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz