Po intensywnym zwiedzaniu Singapuru, pierwszy dzień na Bali został okrzyczany dniem lenia .Wstajemy około godziny 9.00 otwieramy okiennice i o w mordę jeża, a co za śmietnik pod naszym balkonem . Cały tył pięknego ogrodu zawalony śmieciami, resztkami gruzu, połamanymi meblami, zaczyna mną rzucać , siadam w fotelu - o z tej perspektywy śliczna zieleń, widać kawałek morza i obdarty budynek sąsiedniego hotelu Mówię do spokojnie palącego swojego papierosa Dużego, że jeszcze przed śniadaniem idziemy wymienić pokój i słyszę, ale kochanie wczoraj byłaś na balkonie i Ci się podobało, nie marudziłaś jak mówiłem, że tu chyba na dole jakieś meble się walają Ze stoickim spokojem odpowiadam: tak kochanie, miałam pomroczność wsteczną, a teraz proszę Cię kończ tego cholernego papierosa i idziemy wymieniać pokój i poszliśmy .
Uprzejma pani w recepcji odpowiada nam że wszystkie pokoje są takie same, że nie ma nic lepszego, ale nam nie chodzi o sam pokój, nam chodzi o widok i ten cholerny bałagan . Pani woła kierowniczkę, coś tam mamroczą między sobą, ja już nie mogę wytrzymać, czapeczka mi odpala i zaczynamy, że to wstyd mieć taki bałagan w ogrodzie, że hotel remontują, żeby podwyższyć standard, że widzieliśmy huczne otwarcie i nadanie obiektowi 5 gwiazdek i takie tam....... pomogło prosi żebyśmy poszli na śniadanie, a oni czegoś dla nas poszukają. No to idziemy coś wtrącić
Śniadania nie były jakąś ogromną rewelacją, ale głodny człowiek nie wyszedł. Oddzielny bufet z daniami lokalnymi( niektóre całkiem smaczne), kilka rodzajów pieczywa, owoce, soki, warzywa i sosy do komponowania własnych wariacji sałatkowych, 2-3 rodzaje sera, wędliny (zawsze te same), placki i kucharz przygotowujący jajecznicę, omlety i inne jajeczne na życzenie. Kawa niestety serwowana, oj czasem długo trzeba było czekać. Zazwyczaj zamawialiśmy dzbanuszek na początek i drugi w połowie konsumpcji (ten drugi przynosili jak już wszystko było zjedzone, ale nie przeszkadzało mi to, bo ja po śniadanku lubię posiedzieć popatrzeć na ogród i spokojnie po sączyć kawkę.
Po śniadanku wracamy do recepcji dowiedzieć się o nasz pokój . Recepcjonistka nas bardzo przeprasza, że jest jeszcze nie sprzątnięty, ale możemy iść zobaczyć, czy nam odpowiada. Nie czekam co tam jeszcze powie, lecę zobaczyć. Jest super, wracam z rogalem od ucha do ucha, dziękujemy za zamianę .Wracamy do siebie, wskakujemy w stroje, przenosimy walizki do nowego lokum i pędzimy oglądać hotel, a w tym czasie niech nam sprzątną nowe gniazdko. Kilka fotek z hotelu
widok z balkonu
widok z deptaka
Widok na restaurację
Fontanna i basen pod naszym balkonem. Wieczorem dźwięk przelewającej się wody, światła i lekki wiaterek tworzyły tak relaksujący nastrój, że nie chciało się schodzić z balkonu.
Fontanna
Dziwne palmy przed hotelem
Wejście do holu
Tutaj wieczorem można było posłuchać muzyki na żywo, czasem ktoś śpiewał.
Zainteresowanych masażami niewielu było, po drugiej stronie ulicy oferta masaży co kawałek i dwa razy taniej.
Restauracja
Hotel oferował również opcję all, nie widziałam tłumów zainteresowanych, większość gości w BB.
Hotel nam się podoba, idziemy zobaczyć jak wygląda plaża i wioska.
kawałek od hotelu znajdujemy zające
Dochodzimy do plaży dla miejscowych. Przesympatyczne dzieciaki mają egzamin z angielskiego. Zaliczenie polega na zdobyciu jak największej liczby podpisów od turystów. Chłopcy są bardziej wycofani, boją się zaczepić, biegają w grupach, wysyłają najbardziej śmiałego, a reszta czeka z nadzieją, że turysta się zgodzi na wpis. Młode muzułmanki są uśmiechnięte, odważne, rywalizują między sobą o zdobycie wpisów. Bardzo mi się podobają, wiem, ze kobiety tam nie mają łatwego życia i cieszę się w duchu, że młode dziewczyny będą zmieniały świat. Oby im się udało!!!!!!!!
Spotkanie z dzieciakami to świetna chwila na oderwanie wzroku od brudu i smrodu panującego na plaży. Wiele już widzieliśmy, ale to nas przerosło. Jesteśmy zadowoleni, że przy naszym hotelu jest tak "ładnie i czysto", im bliżej Bentoty tym większy "syfek" panuje. Przy niektórych hotelach, aż żal było patrzeć, strasznie współczułam parze, która brała ślub na plaży w hotelu Chedi Sakala (obsłudze nie chciało się nawet zamieść i zebrać większych śmieci, pozbierali tylko leżaki ) widok był opłakany fotek nie ma, takiej Bali nie chcę pamiętać.
Mamy dosyć plaży wychodzimy na ulicę i wracamy do hotelu. Idziemy bardzo ostrożnie, mają tu dziwny system kanalizacji. Chodniki podniesione są na wysokość jakiś 10- 15 cm ponad poziom ulicy, idzie się jak po podeście, który co chwilę ma głęboką dziurę (wyjęta jedna płyta chodnikowa), wieczorem, można nieźle się załatwić tym bardziej, że oświetlenie ulic to kwestia bardzo umowna. Samo Tanjung Benoa wygląda ładnie, zadbane domy, ogrody, dużo zieleni i jeszcze więcej świątyń.
Garuda jest wszędzie
Miejscowa młodzież była bardzo zdziwiona, że weszliśmy w boczne ulice i chodzimy między ich domami, przecież turyści tu nie docierają. Gdzie idziecie, a co chcecie zobaczyć, a jak długo jesteście i mnóstwo innych jeszcze bardziej ciekawskich pytań nas zalało, chwilę rozmawiamy i grzecznie odpowiadamy, że musimy już wracać do hotelu.
Wieczorkiem idziemy na kolację. Restauracji jest sporo, wszystkie oferują podobne dania. Idziemy jakieś 5- 6 min od hotelu w stronę Nusa Dua i widzimy restauracje z klimatycznym ogródkiem, no to wchodzimy. Zamawiamy Lalapan Ayum Bakar Kalasan i Gurami Goreng.
Po kolacyjce jeszcze mały spacer, wszędzie można było kupić coś z wózka, do mnie jednak to jedzenie nie przemawiało i nigdy nie skusiłam się na nie, co innego w Taj
-
Wracamy do hotelu
Piękne fotki i opis pobytu też;)
OdpowiedzUsuńBaaardzo dziękuję :) Mam nadzieję, że coś się przyda przy planowaniu.
OdpowiedzUsuń