niedziela, 8 listopada 2020

Liski - Glitajny - Łabędnik

Wejście na teren stadniny w Liskach w czasach walki z wirusem nie jest proste. I nie wynika to tylko z zagrożenia epidemicznego. Ponieważ chcieliśmy zerknąć na konie ale "na legalu" po zaparkowaniu samochodu zapytaliśmy jak uzyskać zgodę dwóch chłopaków, którzy właśnie przechodzili obok naszego samochodu. Bez wahania wskazali nam pana, który dyskutował przy warsztacie obok z mechanikami naprawiającymi jedną z maszyn rolniczych. No to ruszam do negocjacji. A te wcale nie były proste i wymagały ładnych kilku minut rozmowy. Z rozmowy tej wynikało, że przyczyną niechęci do wpuszczania na teren obcych jest obawa o sposób przedstawiania obiektu. Parafrazując ustalenia - ludzie, którzy nie mają pojęcia o tym co to jest hodowla koni, jak normalnie wyglądają stajnie, co konie jedzą robią i generalnie jak żyją robią bzdurne zdjęcia i wypisują później w sieci głupoty stawiające obiekt w bardzo niekorzystnym świetle. Na szczęście moja wiedza i doświadczenie z końmi okazały się wystarczająco przekonujące i w końcu usłyszeliśmy, że możemy wejść i zrobić zdjęcia... A gdyby Masztalerz pytał nas co robimy między stajniami i wybiegami mamy powiedzieć, że Kierownik pozwolił... No to idziemy...


Historia wsi i hodowli koni sięga tu kilku stuleci. Wieś w dokumentach pojawia się już w roku 1414 kiedy to władze Zakonu dokonywały szacowania strat poniesionych w wojnie z Polską. Kolejny dokument z 1425 r podaje, że dobra nadane zostały pruskiemu rodowi Liskewangów (w niemieckim von Lesgewang) i obejmowały 24 włóki czyli około 430 ha. Władanie Lieskewangów trwało do 1725 roku kiedy to majątek Liski nabyła Pani na Judytach Maria Elisabeth von Kuenheim. I to von Kuenheimowie zaczęli hodować w majątku konie na potrzeby wojska. A że zapotrzebowanie na konie było w armii pruskiej wielkie w 1740 wieś przejął skarb państwa i utworzył stadninę koni wojskowych. 


W roku 1876 ​​został założony w Lieskach Pruski Remonteamt. Czym był Remonteamt? Można byłoby go opisać jako wojskowa komenda uzupełnień pogłowia koni na potrzeby wojska oraz urząd zakupów publicznych wszystkiego co związane było z końmi wojskowymi. Około 1900 r. armia cesarska liczyła 98 000 koni. Konie funkcjonowały w wojsku w różnych formacjach, zapewniały transport zaopatrzenia, służyły w artylerii do ciągnięcia dział, no i oczywiście podstawową obok piechoty formacją wojskową była jazda - kawaleria, dragoni, szwoleżerowie czy ułani...


Jako zwierzę koń nie jest wieczny. Konia nie da się też naprawić czy poddać remontowi kapitalnemu. W czasach wojen w każdej potyczce ginęły dziesiątki a czasem setki koni. W czasach pokoju koń po prostu się starzał. Czy to w artylerii czy jednostkach kawaleryjskich koń uważany był za w pełni wartościowe zwierzę przez lat dziesięć a później przechodził na "emeryturę". W armii pruskiej na emeryturę przychodziło nawet 11,000 koni rocznie I te straty miał wypełniać Remonteamt.



Do wojska nie mógł też trafić koń "surowy". W armii koń wymagał dopasowania do jeźdźca. Remontamt pozyskiwał konie przeważnie w wieku 3 lat i na kolejny rok trafiały one do stadnin prowadzonych przez urząd, gdzie poddawano je przygotowaniu do służby - konie pociągowe do posłusznego ciągnięcia ładunku, armaty czy powozu a konie przeznaczone do jazdy ujeżdżano. Prusy Wschodnie były jednym z głównych obszarów hodowli koni dla potrzeb wojska i wiele majątków ziemskich przygotowywało konie dla potrzeb Remontamtu. Stajnie w Liskach i gospodarstwo były nastawione na przygotowanie koni do służby.


Jest wiele ras koni a za jedne z najcenniejszych koni wojskowych uważano konie trakeńskie - popularnie nazywane trakenami. To bardzo stara rasa wywodząca się od silnych pruskich kuców zwanych schweiken. Dzięki pracy hodowlanej i krzyżowaniu uzyskano konia łączącego w sobie wytrzymałość rasy pierwotnej i formę odpowiadającą wzrostem, szybkością oraz dobrym charakterem koniom pełnej krwi angielskiej i czystej krwi arabskiej. A skąd nazwa konie trakeńskie - otóż Król Prus i Elektor Brandenburski Fryderyk Wilhelm I w miejscowości Trakeny (obecnie Jasnaja Polana w Obwodzie Kaliningradzkim) w 1732 r założył Królewską Stadninę Trakenów. Ta rasa koni była tam hodowana do 1945 r kiedy to 290 koni ze stadniny głównej w Trakenach przeniesiono do Meklemburgii i znalazły się w Brytyjskiej Strefie Okupacyjnej. Brytyjczycy dogadali się z sowietami i oddali im większość ocalałych koni a sowieci umieścili je w Stadninie Koni Kirow położonej na stepie Dońskim koło Rostowa nad Donem, na północ od Morza Azowskiego.    


Po działalności Remontamtu pozostały ceglane stajnie oraz inne budynki tworzące czworobok otaczający sporych rozmiarów dziedziniec zapewniający wybiegi dla koni oraz miejsce do ich szkolenia. Korzystając z tego nowe władze w 1947 r. powołały do życia Stadninę Koni w Liskach łącząc prywatną stadninę w Judytach z obiektami po Remontsamcie, a jej organizatorem i pierwszym dyrektorem został Michał Andrzejewski. Gospodarstwo ma obszar 2 083,28 ha. 


W tym miejscu pojawia się pewna niezgodność między źródłami. Otóż strona stadniny podaje, że "Jako materiał wyjściowy do prowadzenia hodowli koni ras wielkopolskiej użyto rodzimych na tych terenach koni trakeńskich i wschodniopruskich." Inne źródła podają, że "stadnina w Liskach nabyła 17 klaczy od Kirowa w 1947 roku i kolejnych 27 w RFN w 1950 roku." W 1951 r. dyrektorem stadniny został Jacek Pacyński i to pod jego zarządem Liski były największą stadniną koni w Polsce, w której w okresie szczytowym podstawowe stado klaczy składało się ze 180 zwierząt do 1976 r. 


Głównym przeznaczeniem hodowanych w Liskach koni jest sport oraz rekreacja. Konie przygotowywane są do wszystkich trzech konkurencji olimpijskich - ujeżdżania, wszechstronnego konkursu konia wierzchowego (WKKW) oraz skoków. Już w 1960 r trzy konie z Lisek startowały w konkursie WKKW podczas Olimpiady w Rzymie. W latach 1960-1976  klub LZS Liski reprezentował Stefan Grodzicki, wielokrotny medalista mistrzostw Polski w ujeżdżaniu i skokach przez przeszkody konkurujący na klaczy Biszka z takimi tuzami jak Jan Kowalczyk, Marian Kozicki czy Piotr Wawryniuk. Podczas Igrzyskach Olimpijskich w 1972 w Monachium wystartował w konkursie skoków przez przeszkody zajmując indywidualnie 18 miejsce. Polska drużyna została sklasyfikowana na 12 miejscu (partnerami byli: Jan Kowalczyk, Piotr Wawryniuk i Marian Kozicki). Niestety Grodzicki,  wracając z Olsztyna do Lisek po obronie pracy magisterskiej w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie 30 września 1976, uległ śmiertelnemu wypadkowi samochodowemu.


Mocnym konkurentem Stefana Grodzickiego w Liskach był syn dyrektora - Antoni Pacyński. On także był wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski w ujeżdżaniu i skokach. Miał też okazję reprezentować Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku w 1968 r. Niestety podróż do Meksyku spowodowała kłopoty z aklimatyzacją i koni i jeźdźców i ostatecznie w konkursie skoków Antoni Pacyński uplasował się na dalekim 38 miejscu natomiast w drużynie z Janem Kowalczykiem i Piotrem Wawryniukiem wywalczył 11 miejsce. Uczestniczący w igrzyskach w Meksyku ogier POPRAD kontynuował starty olimpijskie w w Monachium. 


Popyt na konie sportowe z biegiem lat ulega zmniejszeniu. Hodowla staje się coraz mniej opłacalna. Obecnie w Stadninie hoduje się 19 rodzin żeńskich, w tym 4 trakeńskie, 13 wschodniopruskich i 2 wywodzące się od klaczy pełnej krwi angielskiej. Stado liczy około 140 zwierząt w tym 40 klaczy matek. Znacznie bardziej opłacalna stała się hodowla bydła mlecznego, (około 278 szt. w tym 176 krów) i bydła mięsnego rasy Limousine (stado około 138 szt. w tym 53 krów) [według danych ze strony Stadniny].






Żegnamy się z Liskami a nas kolejny przystanek to Sędłąwki... Znajdujący się tu dwór został wystawiony w drugiej połowie XIX w. Klasycystyczny dwór otoczony jest parkiem. Wiadomo, że dwór i dobra należały do rodziny Puttlich a następnie w latach 20 XX wieku, majątek przeszedł na własność rodziny Jahn. po II wojnie światowej dwór oraz majątek upaństwowiono. Obecnie dwór jest własnością prywatną i po zrealizowanej na początku XXI w. rewaloryzacji przedstawia się okazale. Obecnie wykorzystywany jako obiekt turystyczny ale i tu, ze względu na covid-19 mogliśmy jedynie rzucić okiem przez bramę... 


Jedziemy dalej. Tym razem naszym celem jest dwór w Glitajnach do którego droga okazuje się być bardzo kiepska... No ale Zające zawsze dadzą radę...


Z daleka przez pola widać już dwór w Glitajnach, ale drogi brak a wszystko ogrodzone... Ale widać też dawne czworaki oraz kogoś kto jeździ po terenie kosiarką i zawzięcie kosi łąkę... No to jedziemy dalej...



Spotykamy miejscową dziewczynę i pytamy jak dotrzeć do dworu. Odpowiedź jest pocieszająca - podjedźcie pod czworaki. Tam jest właścicielka i ją zapytajcie... No to jedziemy, chwila rozmowy z bardzo sympatyczną właścicielką i otrzymujemy zgodę, żeby powłóczyć się po parku i wokół dworu... "Tylko nie wchodźcie do środka, bo coś może wam spaść na głowę..." Tak jest. No to idziemy między stawami do parku..


Glitajny koło Bartoszyc nie były miejscem bardzo istotnym historycznie stąd informacje o folwarku i właścicielach są dość skromne. W roku 1359 majątek nadano niejakiemu von Knozt. Następnie komtur z Bałgi, Siegfried Flach von Schwarzburg, zapisał w 1478 r. majątek  na rzecz Ruprechta Hammera. Jego córka z kolei pozbyła się majątku sprzedając go szlachcicowi Andreasowi von Knobloch. Położenie majątku sprawiało, że w kolejnych przetaczających się tu wojnach był on doszczętnie niszczony. 


W latach 1524- 1538 właścicielami Glitajn byli Peter Sixt i Themes Melgdein. Około roku 1550 Johann Erhard von Knobloch odzyskał rodzinny majątek i tu w dokumentach następuje cisza. Wiadomo, że do roku 1816 dobra były własnością rodu von Eulenburg tyle, że nie wiadomo od kiedy i w jaki sposób znalazły się one w posiadaniu tego rodu. Jak mało istotny był ten majątek świadczyć może fakt, że w tymże roku opisano go jako złożony z  5 domów zamieszkiwanych przez 40 osób. Kolejnymi właścicielami majątku była rodzina von Roher. Gdy właściciel zmarł, jego mieszkająca w Królewcu córka Hanna Haebler nie była zainteresowana dalszym jego prowadzeniem - powierzyła go zarządcy i poszukiwała odpowiedniego nabywcy. Bruno Vonberg nabył majątek w 1905 r. Wiadomo, że nowy właściciel prowadził  hodowlę bydła rasy holenderskiej oraz koni pociągowych. Czasem posiadanie kilkorga dzieci może być poważnym kłopotem, czego doświadczyła jego córka, która do 1919 r procesowała się z rodzeństwem o schedę po ojcu. Gertruda Vonberg poślubiła niejakiego Georga Borrmanna i to oni pozostawali właścicielami Glitajn do 1945 r. . 


Georg Bormann był znany w całych Prusach Wschodnich jako wybitny pszczelarz. W miarę spokojne życie rodziny Bormann kończy się w nocy z 28 na 29 stycznia 1945 roku kiedy to cała rodzina ucieka przed rozwijającą się w szybkim tempie ofensywą armii sowieckiej na Prusy Wschodnie. Podczas tej ucieczki zginęła Gertruda Bormann. Georg Bormann  i córka zmarli w Leer. 


Po wojnie majątek przeszedł na Skarb Państwa. Ziemię objął PGR a w dworze urządzono szkołę, która działała do lat 70. Po transformacji systemowej, zrujnowany dwór i park nabyła w październiku 2000 r osoba prywatna, z zamiarem przywrócenia ich świetności. Ale do sukcesu jeszcze bardzo daleko. Jak na chwilę obecną oczyszczono jedynie część parku natomiast dwór czeka na remont...



Spacer zaczynamy od parku, w którym zachowało się sporo starodrzewu. Nieco gorzej wygląda utrzymanie kiedyś rybnych stawów... Na samym początku na drzewie znajdujemy taki piękny okaz pasożyta...
 



W dobrym stanie zachowana jest prowadząca kiedyś do dworu obsadzona lipami aleja...





Brak jest dokładnych informacji kto zbudował obecnie istniejący dwór, dla kogo i kiedy. Wiadomo tylko, że powstał on gdzieś w pierwszej połowie XIX w.  Klasycystyczny w swym stylu dwór utracił większość dawnych elementów dekoracyjnych. Nie ma już istniejącego kiedyś ażurowego tarasu, we wnętrzach przetrwały jedynie kawałki bogatych kiedyś gipsowych stiuków...







Zgodnie z prośbą Właścicielki nie próbowaliśmy wchodzić do wnętrza. Wgląd przez otwory okienne upewnił nas, że pracy do wykonania będzie bardzo dużo, żeby odtworzyć to, co istniało tam kiedyś...
Hans-Egon v. Skopnik udostępnił taki oto obraz tego dworu na stronie  http://www.ostpreussen.net/ostpreussen/karten/galerie/images/15280101.jpg... Czy to kiedyś wróci???


Wracamy przez świeżo skoszony fragment parku do samochodu i ruszamy dalej. Kierunek Łabędnik...


Łabędnik to zupełnie inna historia. Skoro w roku 1363 nadano przywilej postawienia w Łabędniku karczmy, to wieś musiała już istnieć sporo lat wcześniej, ale brak tu konkretnych dokumentów. Kolejne informacje związane są z tym, że prowadząc prawie nieustanne wojny Zakon Krzyżacki korzystał z najemników i często okazywało się, że pustki w zakonnym skarbcu powodowały konieczność opłacania najemników nadaniami ziemskimi. I tak w roku 1484 Wielki Mistrz  Martin Truchseß von Wetzhausen zapłacił za służbę majątkiem w Łabędniku dowódcy najemników Veitowi von Veichterowi. Z kolei Książę Albrecht Hohenzollern przekazał dobra lenne w Łabędniku pułkownikowi Märtenowi von Kanacher w 1537 r. Rodzina von Kanacher władała majątkiem do 1673 r. 


W 1694 r rodzina von Kanacher zmieniła życiowe plany i majątek Łabędnik został sprzedany za kwotę 56 000 guldenów przedstawicielowi rodu von der Groeben - Fryderykowi von der Groeben. Nabywca był osobą wielce zacną i zasłużoną dla Polski jako  generał lejtnant wojsk cudzoziemskich króla Jana III Sobieskiego. Udział w kampanii przeciwko Turkom uczynił go finansowym krezusem co pozwoliło na znaczne powiększenie rodzinnych posiadłości. 


Poza bogactwem posiadał także Fryderyk von der Groeben doświadczenie i rozum. To z kolei skłoniło go w 1711 r do podziału rodowych dóbr na cztery majoraty - Nowa Wioska (Neudörfchen), Ponary (Ponarien), Łabędnik (Groß Schwansfeld) i Łodygowo (Ludwigsdorf). Tym sposobem zabezpieczył dobra co do zasad ich dziedziczenia oraz zapobiegł ich coraz większemu rozdrobnieniu w procesach dziedziczenia. Dzięki temu każdy z majoratów przetrwał w rodzinie do 1945 r. 


Pierwszym majorem na Łabędniku w 1712 roku został Wolf Sebastian von der Groeben. Napis nad głównym wejściem "Fundatio Grobeniana anno 1711" sugeruje, że pierwsza rodowa siedziba powstała w tymże roku. Jednak napis ten i kartusz herbowy mogą być jedynymi pozostałościami po pierwszej rezydencji, która zastąpiona została obecnym pałacem. Źródła niemieckie podają, że pałac zbudowany został około 1717 roku za Wolfa Sebastiana von der Groebena. Jednak gusta i style zmieniały się i w 1861 r pałac poddano gruntownej przebudowie, która wchłonęła starszy budynek zastępując go nowym w stylu późnego klasycyzmu  


Furtka w bramie otwarta, ale nie widać żywego ducha. Idziemy więc wokół obiektu pięknie utrzymanym ogrodem wzdłuż piętrowej przybudówki ale nikogo nie ma... 



Widać, że ogród jest bardzo ładnie utrzymany. Trawnik równiutko wykoszony... Rabaty opielone...



Dalej rozciąga się perfekcyjnie utrzymany ogród ziół, ogród warzywny, szklarnie i plantacja krzewów owocowych. Widać, że grządki były podlewane dosłownie kilka minut wcześniej - ale dalej nie ma wokół nikogo...








Na wybiegu pasie się sympatyczny koń - ale gdzie są jacyś ludzie? Nie spotkaliśmy nikogo...








Wracamy na podjazd przed frontem pałacu. 


Podjazd od strony pięknie utrzymanego terenu parkowego do drogi zdobi osiem kamiennych kul. Przywieziono je w 1861 r z Gdańska gdzie wcześniej zdobiły przedproża kamienic przy ulicy Długiej...



Nad zamkniętymi drzwiami głównymi do pałacu front zdobi herb rodu von der Groeben, wspomniany wcześniej napis z 1712 r oraz motto rodziny: "Tylko cześć Bogu”.




Ostatnim majorem Łabędnika do 1945 r. był Ludwig Gustav Graf von der Groeben (1890-1970), żonaty z Gabrielą, Hrabiną Finck von Finckenstein. Wojska sowieckie zajęły Łabędnik około 30 stycznia 1945 r. i stacjonowały w majątku przez kilka miesięcy. Później pałac i dobra przejęły Państwowe Nieruchomości Ziemskie. Następnie w majątku utworzono biura i mieszkania na potrzeby PGR. W latach 1987-1991 pałac został gruntownie odrestaurowany. Następnie przeszedł w ręce prywatne. 
Przez okno na parterze zajrzeliśmy do wnętrza, ale jedyne, co można było zobaczyć to to, że przynajmniej parter pałacu służy obecnie za skład dóbr wszelakich. Jakie są plany dalszego wykorzystania pałacu przez obecnych właścicieli niewiadomo...


Za to teren wokół, ogród, warzywniak i szczególnie teren przed podjazdem utrzymane są naprawdę pięknie...




Warto wspomnieć, że rodzina dawnych właścicieli nie zapomniała o miejscu swojego pochodzenia i w trudnych czasach wspomagała mieszkańców darami a w pałacu chciała stworzyć międzynarodowy dom spotkań - jednak z tych planów nic nie wyszło. W uznaniu zasług, w 2006 r Friedrich-Wilhelm von der Groeben, rycerz Orderu św. Jana otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Bartoszyc.




Przed dalszą podróżą jeszcze krótki rzut oka na pozostałości po parku i parkowy staw, które odcięte zostały od pałacu drogą...




Nasz kolejny przystanek to Galiny, ale o tym już w kolejnym wpisie...