wtorek, 25 lutego 2020

Nacpan Beach

4 grudnia to dla Zajęcy dzień specjalny - kolejna rocznica ślubu. Nie można się w ten dzień przemęczać. Należy spędzać go przyjemnie i na luzie. W związku z tym na dzisiejszy dzień przewidzieliśmy wycieczkę na Nacpan Beach - prawie 5 km miałkiego piaseczku wzdłuż błękitu morza o mniej więcej godzinę jazdy tricyklem od El Nido. No to pojechaliśmy...
Początkowo dość równa, utwardzona droga prowadzi między polami uprawnymi, głównie ryżu.Traktorów czy motorowych glebogryzarek do błota nie widzieliśmy. Za to w polu ciężko pracowały bawoły wodne, które my nazywamy Thomasami(ale to historia z innego kraju)...






Przy niezbyt dobrze widocznym znaku trzeba skręcić w lewo w mocno lokalną drogę, by po kawałku znaleźć się pod bramą, gdzie za wjazd pobierana jest opłata. Podczas naszej wizyty było to po 50 PHP od osoby... Jeszcze tylko kawałeczek i zatrzymujemy się pod palmami, przy jedynej w zasięgu wzroku plażowej kawiarni, mniej więcej w jednej trzeciej długości plaży... No i powiem, że widoki powalają... Po lewej niewielkie wysepki Bolog, przed nami też niewielkie wysepki Bury, a na prawo zlewająca się z półwyspem wyspa Lalutaya. 



A że Zające w miejscu nie usiedzą, to idziemy na spacer całkowicie pustą plażą... Najpierw w prawo...














Zachwyca kolor wody, kolor nieba i kolor piasku... I ta pustka. Nie ma nikogo...


Po przejściu sporego kawałka plaży widzimy dwie kąpiące się osoby...



I nic dziwnego bo doszliśmy na wysokość Jack's Place - miejsca na nocleg w domkach przy plaży wśród palm... Pięknie...





Mały wypatrzył rozwieszone między palmami plecione leżaczki - hamaczki i oczywiście musiał wypróbować swoją zdolność bujania...






Te jedyne ślady na piasku to nasze...



No to idziemy w lewo w kierunku wzgórza, z którego roztacza się widok na dwie plaże...






Widać, że na bliższej nas Bolog Island ktoś ma swoją rezydencję...





No i dotarliśmy do miejsca gdzie Nacpan Beach oddzielona jest jedynie wąskim paskiem zieleni od plaży Calitang Beach. Przy przewężeniu "zaparkowane' stoją łódki miejscowych. I przy tej plaży to już nieco inna bajka.


Po stronie tej plaży znajduje się wioska Calitang z kilkoma miejscówkami na nocleg i kilkoma jadłodajniami. I chociaż ta plaża też ma piękny piasek i wspaniałą wodę to nie jest tu już tak czysto. No ale nasz opis odnosi się do roku 2015 więc od tamtej pory zapewne wiele się zmieniło... Miejmy tylko nadzieję, że na lepsze...



Półwysep rozdzielający zatoki przy których leżą plaże to połączone niewielkim garbem dwa wzgórki, z których widoki są przepiękne...















Wracamy do naszej plażowej restauracji...






W tak pięknych okolicznościach przyrody należałoby coś wypić...



Podobno można tu zjeść świetne ryby i owoce morza, ale to nie nasz czas na jedzenie... Lepiej trochę się nawodnić...



No i trzeba jechać dalej bo po drodze do El Nido planujemy jeszcze jedną wycieczkę... A na razie pola, drewniany mostek i nasz tricykl...












Tak podczas naszej wizyty oznaczony był zjazd z drogi głównej do obiektów przy Nacpan Beach...


A my jeszcze kawałek dalej i zatrzymujemy się przy punkcie startowym do spaceru na wodospad Nagkalit-kalit. Za 150 PHP od osoby bierzemy lokalnego przewodnika, co jest przydatne bo droga do wodospadu wcale nie jest łatwa do zlokalizowania ani prosta do pokonania...



Rozpoczyna się od przejścia przez strumyczek... i takich miejsc będzie więcej...


Za strumykiem ładny domek... I tu uwaga - opłata za zdjęcie...



Thomas napracował się w polu i odpoczywa w błotnistej sadzawce - w końcu to bawół wodny...


I tak idziemy sobie coraz dalej przez dżunglę, głównie po błocie i korytami strumyka...













Mijamy też położone w środku nigdzie pole uprawne manioku...


Spotykamy też na drodze węża...




No i w końcu jest, wodospad Nagkalit-kalit. Niezbyt wielki, ale urokliwy...









Z wodospadu pojechaliśmy jeszcze pooglądać zachód słońca na plażach Marimegmeg i Las Cabañas.












No ale nie mogłoby być rocznicy bez rocznicowej kolacji. Na tę okazję Mały zaordynował położoną blisko hotelu na piasku plaży restaurację Angel Wish, gdzie zajęliśmy stoliczek tak blisko wody, że przy pełnym przypływie woda obmywała nam stopy...





Przewidując tę okoliczność zaopatrzyliśmy się na wyjazd we własną buteleczkę musującego  wina i zabraliśmy ją ze sobą na kolację (za własne wino doliczyli nam później do rachunku "za kieliszki"...).


No a kolacja składała się z ryby oraz lokalnej wersji grillowanego steka...





I tak minął dzień a jutro płyniemy poznawać kolejne wyspy i plaże wokół El Nido...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz