poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Chiang Rai i Biała Świątynia

Rano ostatnie śniadanko w naszym Singha Montra Lanna Boutique Style Hotel i szybciutko na dworzec autobusowy...


Trzy godzinki autobusem, 15 minut tricyklem i już jesteśmy w Chang Rai w wybranym przez nas na tę jedną noc Laluna Hotel & Resort. Hotel składa się z budynku głównego z recepcją i restauracją oraz domków rozrzuconych po przypominającym nieco tajską dżunglę parku. Wygodne pokoje są wyposażone zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Nic dziwnego, że ten położony nieco poza centrum hotel cieszy się sporym powodzeniem jako wakacyjny resort wśród Niemców, Holendrów czy Anglików...





Podczas spaceru po terenie hotelu zastanawiało mnie dlaczego nad brukowanymi alejkami rozciągnięte są między drzewami solidne plastikowe siatki. Wyjaśnił to bardzo szybko spadający z palmy na taką właśnie siatkę kokos...







Hotel posiada też ładny, sporych rozmiarów basen otoczony zielenią. Oczywiście są tu parasole i leżaki dla gości, a przy basenie znajduje się spa oferujące sporo zabiegów... Niestety na tę chwilę mamy inne plany i z basenu postaramy się skorzystać wieczorem i jutro natomiast teraz udajemy się na spotkanie z umówionym kierowcą, który ma nas zawieźć do dwóch interesujących nas obiektów położonych nieco poza centralną częścią Chiang Rai...








Po mniej więcej piętnastu minutach jazdy zatrzymujemy się przy Białej Świątyni - Wat Rong Khun.  Nasz pan kierowca określa czas, jaki mamy na zwiedzanie prostym argumentem - Jeżeli chcecie jechać jeszcze do Baan Dam to musicie ogarnąć się w nie dłużej niż godzinę. No to ruszamy i od razu widzimy, że moglibyśmy spędzić tu znacznie więcej czasu...



Wat Rong Khun to dzieło niezwykłe. Jedni uważają ją za niesamowity kicz podczas gdy inni zachwycają się tym co widzą. Jednak wśród rzeszy odwiedzających to miejsce (miejscowi za darmo, cudzoziemcy za 100 THB opłaty za wstęp) niewielu zastanawia się nad znaczeniem  miejsca i próbuje zrozumieć jego symbolikę. 


W miejscu obecnej świątyni istniała wcześniej niewielka świątynia buddyjska, która na początku lat 90 ubiegłego wieku znajdowała się w opłakanym stanie. Wtedy miejscem tym zainteresował się pochodzący z Chiang Rai artysta Chalermchai Kositpipat, który postanowił zbudować tu nową świątynię, finansując cały projekt z własnych środków. W jego zamiarze było stworzenie w tym miejscu symbolicznej świątyni jako centrum medytacji i nauczania zgodnie z zasadami najstarszego nurtu nauki buddyjskiej Theravada. Jednocześnie  w swoim projekcie jego twórca zauważa powiązania między Buddyzmem a Hinduizmem i w symbolice pojawiają się tu postacie z opowieści hinduistycznych.  



W Buddyzmie wszystko ma jakieś znaczenie. Dotyczy to także kolorów. Świątynia jest biała ponieważ biel oznacza czystość Buddy. Z bielą łączą się niejako elementy o charakterze lustrzanym - kawałki szkła czy błyszczące srebrne dekoracje Odbijają one światło "promieniując" na otoczenie tak jak z czystości na świat promieniuje mądrość Buddy.


Droga do głównego budynku świątyni - wihary prowadzi przez mostek nad stawem zwany "Most Cyklu Odrodzenia". Zanim jednak wejdziemy na most musimy przejść pomiędzy wyglądającymi dość makabrycznie  polami wyciągniętych ku niebu rąk, między którymi jest wiele czaszek i kości oraz pozostałości ludzkich szkieletów. Przyznam, że pierwsze skojarzenie przywodzi na myśl wychodzących z grobów zombie albo pomnik ofiar ludobójstwa. Tymczasem setki wyciągniętych w górę rąk symbolizują z jednej strony niczym nieograniczone pożądanie i chciwość a z drugiej cierpienie, które prowadzi do odrodzenia i wolności poprzez śmierć wyzwalającą z ludzkich pragnień. 


Przechodzimy przez "Bramę Nieba" miedzy dwoma postaciami Śmiercią oraz demonem Rahu, który decyduje o losach zmarłych stojącymi na balustradzie. Jej końcówkę zamiast wielogłowego węża Naga zdobi postać gnoma i trzymającego w dłoniach kwiat a poniżej jakby "rozpływająca się" ludzka twarz. Most ten symbolizuje, że droga do szczęścia prowadzi przez wyrzeczenie się pokus, chciwości i pragnień. 




Idąc przez most przechodzimy niejako przez drogę oczyszczenia... A po drodze trudno nie zachwycić się precyzją i fantazją elementów dekoracyjnych...








Na końcu mostu końcówki balustrady zdobią piękne postacie mitologicznych niebiańskich grajków Kinara - pół człowieka pół ptaka. Kinary mają też płeć. Postać na pierwszym zdjęciu z delikatnym wąsikiem to Kinara męska zwana też kinnaras natomiast ta na zdjęciu drugim to postać żeńska - kinaris. Jako para stanowią w buddyjskiej mitologii paradygmat miłości. To postacie kochanka i ukochanej, które nigdy nie stają się mężem i żoną i nigdy też nie posiadają potomstwa. Kinary dbają o dobro ludzi w czasie kłopotów i niebezpieczeństw. Twarz Kinary jest symbolem piękna...




Na balustradzie schodków prowadzących do świątyni węża Naga zastąpiła postać o kilku twarzach... 



Jesteśmy przy wejściu do ubosot. I tu coś, co się nie zmieniło i chyba nie zmieni. Otóż we wnętrzu ubosot obowiązuje całkowity zakaz fotografowania i jest on egzekwowany przez strażników. Tak więc po wejściu do wnętrza można je jedynie podziwiać...



Jedyną szansą na fotografię wnętrza jest wykonanie zdjęcia przez otwarte wrota, ale tu pole widzenia ograniczone jest do fresku centralnej postaci Buddy oraz figurek, które tworzą główny ołtarz. 
Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko rzucić nieco światła na wnętrze w formie opisu. Otóż ściany wewnętrzne pokrywają bardzo bogate kolorystycznie malowidła reprezentujące zło i dobro. Pojawiają się tu sceny i osoby całkiem współczesne, a końca tworzenia nie widać i co jakiś czas do malowideł dodawane są nowe postacie czy zdarzenia. Znajdziemy tu postacie prawdziwe i fikcyjne jak Michael Jackson, Harry Potter, Indiana Jones, Hello Kitty czy Freddy Krueger, Pikachu, Supermen oraz Joda. Jest tu i rakieta kosmiczna, i zamach na World Trade Centre... I choć niektórzy uważają, że obrazy te to świętokradztwo to obrońcy wskazują, że symbolizują one zło jako element ludzkiej natury... 



Po wyjściu ze świątyni rozglądamy się w koło podziwiając dekoracje. Każdy detal dopracowany jest nieomal do perfekcji zgodnie z wizją twórcy...





W międzyczasie kilka słów o twórcy tego wyjątkowego dzieła sztuki. Chalermchai Kositpipat urodził się w rodzinie o korzeniach chińskich i Lanna, 15 lutego 1955 r., w wiosce położonej w pobliżu świątyni. W 1977 r. uzyskał licencjat w najbardziej znanej szkole sztuk wizualnych w Tajlandii - Silpakorn University. Tworzył kontrowersyjne prace w których łączył tradycyjne religijne obrazy buddyjskie z nowoczesnymi elementami. W 1988 r. zlecono mu wykonanie malowideł dla Świątyni Wat Buddhapadipa w Londynie. Od 1997 r. koncentruje się na budowie Białej Świątyni, w którą z własnych środków zainwestował już miliony THB i nie godzi się na udział w projekcie wielkich inwestorów. Maksymalny datek na świątynię może wynosić 10000 THB. Planowane ukończenie całego projektu przewidziane jest na rok 2070 tyle, że mało prawdopodobne jest by jego twórca dożył tego dnia ponieważ liczyłby wtedy drobne 115 lat ...




Widok na ubosot z boku... Piękna biel na tle nieba...



Ubosot nie jest jedynym obiektem w świątyni. Cały projekt przewiduje budowę dziewięciu głównych obiektów, w tym muzeum prac pomysłodawcy i projektanta świątyni. Cały czas coś się buduje... A niektóre obiekty wyglądają jak polane białym lukrem...



Ten obiekt jest budynkiem z salą modlitewno-medytacyjną.



Przed nim znajduje się obudowana piękną altaną "studnia życzeń"... Te drobniaki, które lecą do niej indywidualnie znaczą niewiele, ale "plon" z miesiąca zapewne stanowi godny przyczynek do kosztów budowy...






Kolejnym sposobem na zapewnienie sobie szczęścia, a przynajmniej proszenie o nie jest kupienie za 30 THB srebrnej blaszki, napisanie na niej życzenia i zawieszenie jej pod sufitem jednego z budynków...



... lub też na "drzewku szczęścia". Takich drzewek jest na terenie świątyni kilka i szacuje się, że powstały one z kilku milionów blaszek zawierających prośby do niebios...




Blaszki życzeń wypełniają też sufit dekorowanej kwiatami, zadaszonej ścieżki prowadzącej wzdłuż centralnej części świątyni,  po zewnętrznej jej stronie przy budynkach "pomocniczych"...


Idziemy dalej i podziwiamy kolejne lukrowane budowle...


Nawet ławeczka ma specjalny, wyrafinowany kształt...








Patrząc na te cudeńka ludzkiej wyobraźni aż trudno sobie wyobrazić, że to wszystko mogłoby przestać istnieć. A było blisko. Dnia 5 maja 2014 r. o godzinie 18:08 rejon Chiang Rai nawiedziło poważne trzęsienie ziemi i budowle świątyni zostały uszkodzone. W pierwszym odruchu Chalermchai Kositpipat oświadczył 6 maja, że wyburzy świątynię i nie będzie jej odbudowywał. Na szczęście jeszcze tego samego dnia nadzór budowlany przystąpił do inspekcji obiektów i wydał decyzję, że trzęsienie ziemi nie wywołało uszkodzeń konstrukcji i odbudowa jest możliwa. Po takiej ekspertyzie 7 maja twórca zdecydował, że projekt zostanie odrestaurowany i będzie kontynuowany. Już 8 maja świątynię otwarto ponownie dla zwiedzających. Widać taki był plan niebios...




Każda buddyjska świątynia musi posiadać dzwon. Tu dzwon zawieszony jest w dzwonnicy tak, by można było do niego łatwo dojść i uderzyć w niego drewnianym tłuczkiem...














Niestety, nasz czas na zwiedzanie się kończy trzeba więc wracać do samochodu. A tu pojawia się taki wspaniały złoty obiekt... Od pierwszego spojrzenia chce się wejść do jego wnętrza bo zapewne kryje się w nim coś interesującego... No i oczywiście, wnętrze jest bardzo ciekawe i w niektórych sytuacjach wręcz ratuje życie... Cały ten budynek wyglądający jak złota świątynia w stylu Lanna to świątynne TOALETY...



Jeszcze zdjęcie frontu i kilku elementów związanych ze stawem...






Pożegnanie z kosmitą pilnującym ławeczki przy wejściu...





I pędzimy do samochodu, żeby zdążyć przed zamknięciem do Czarnego Domku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz