środa, 19 kwietnia 2023

San Carlos de Bariloche - Duża Pętla 1

San Carlos de Bariloche jest centralnym punktem regionu nazywanego Argentyńską Szwajcarią. Powód? Góry i jeziora... Jeszcze przed śniadaniem wychodzimy na balkon rozejrzeć się po okolicy. Widoki piękne, ale niestety zimno i sporo chmur. To jednak nie przeszkadza nam podziwiać tego miejsca.







Schodzimy na śniadanie i rozmawiamy z Victorią. Pyta nas, jakie mamy plany na dziś. Mówimy, że musimy pojechać do miasta odebrać zamówiony samochód. A ona na to: "po co macie jechać po samochód. Zaraz zadzwonię i przywiozą wam go pod hotel". No to super... Jakaś godzina do przodu. Możemy w międzyczasie spokojnie zjeść i zastanowić się, którą z opcji zwiedzania okolicy wybieramy na dziś...
W Bariloche spokojnie spędzić można  tydzień poznając okoliczne atrakcje. Można popływać statkiem po jeziorach, można, zimą, pojeździć na nartach, bo jest to ośrodek narciarski porównywalny z naszym Zakopanem czy Szczyrkiem lub Wisłą. Można wybrać się na górską wspinaczkę, wycieczki rowerowe, kajaki, windsurfing itd. Na statek jest zdecydowanie zbyt zimno. Śnieg się już stopił ale ciepło nie jest,  nawet miejscowi są przerażeni niskimi temperaturami jak na tę porę roku. Poza tym my mamy tutaj tylko trzy pełne dni i mamy do dyspozycji samochód... Patrzymy na mapę i dzielimy interesujące nas trasy na dni. Wypadło tak: dzisiaj najdłuższa trasa - Circuito Grande, jutro Cerro Tronador a na koniec miasto i Circuito Chico i Cerro Catedral... W ten sposób zobaczymy to, co najciekawsze...


Przed hotelem czeka już na nas wynajęty Chevrolet, gotowy do drogi...


Zaplanowana na dzisiaj trasa Circuito Grande liczy sobie około 250 km i prowadzi przez doliny rzek, przez piękne górskie lasy oraz oferuje widoki na jeziora, które tworzą ten wyjątkowy obszar nie bez powodu nazywany Argentyńską Szwajcarią.


Początek trasy prowadzi drogą numer 237 - tą samą, którą wczoraj jechaliśmy przez ostatnie kilometry autobusem. Tym razem jedziemy w odwrotną stronę - z San Carlos de Bariloche  do miejsca zwanego Confluencia. Na tym 26 km odcinku trasy przebieg drogi 237 pokrywa się z trasą słynnej Ruta 40.  


Już wczoraj, pomimo zmęczenia podziwialiśmy widoki na tej trasie. A dzisiaj, chociaż pogoda dość pochmurna i niezbyt ciepła, wrażenia są jeszcze przyjemniejsze...




Cały czas jedziemy doliną Rio Limay...




Po mniej więcej pół godzinie jazdy dojeżdżamy na pierwszy punkt widokowy w zakolu Rio Limay nazywany Amfiteatro. W zależności od oświetlenia i perspektywy kolor wody zachwyca...








Przed nami jeszcze sporo trasy, więc jedziemy dalej...






 Kolejne miejsce warte zatrzymania to Pasarella Villa Llanquín - miejsce przeprawy promowej z położonej na prawym brzegu rzeki Limay i otoczonej górami miejscowości Villa Llanquin do głównej drogi. Piesi mają lepiej, bo dla nich nad rzeką jest kładka. Gorzej tym, którzy potrzebują przeprawić się przez rzekę samochodem, motorem czy furgonetką z towarem. 
W Villa Llanquin działa kilka obiektów noclegowych i restauracji...





Rio Limay szeroką rzeką nie jest, ale jest to rzeka górska o dość silnym prądzie. Woda jest tu krystalicznie czysta i - o tej porze roku dość zimna. Nad rzeką jest też wypożyczalnia kajaków i latem odbywają się tu spływy kajakami i tratwami...






Zanim ruszymy w dalszą drogę musimy jeszcze pożegnać się ze spotkanym tu kolejnym przyjacielem...








Kolejny punkt widokowy na trasie to Mirador El Dedo.











Jeszcze kawałek i jesteśmy już przy zbiegu rzeki Limay z rzeką Traful. Wspaniałe widoki, więc tutaj znowu kilka minut postoju...Jest to plaża - Playa confluencia Rios Limay y Traful i widoki na góry zwane Ręką Boga. Podziwiamy piękne odbicia w wodzie, wspaniałe kolory.......... są też kajakarze i  osoby kąpiące się w lodowatej, wpływającej z lodowców wodzie...






Te skały o interesującym kształcie należą do otoczenia tak zwanej Zaczarowanej Doliny, tworząc między innymi grupę zwaną El Dedo de Dios, czyli Ręka Boga...





Podziwiamy widoki, a nasz samochodzik odpoczywa na szutrowym parkingu przy asfalcie i nie wie jeszcze co czeka go dalej...





I jeżeli wydaje mu się, że pojedzie dalej tym pięknym asfaltowym szlakiem, to niezmiernie się myli...


Jesteśmy w Parku Narodowym Nahuel Huapi. 
Park Narodowy Nahuel Huapi, jeden z najstarszych w Argentynie, bo utworzony 8 kwietnia 1934 roku. Powstał dzięki darowiźnie 3 mil kwadratowych (7500 ha) ziemi przez Francisco Pascasio Moreno znanego bardziej jako Perito Moreno, o którym więcej w opisach kolejnych miejsc. 
Park zajmuje powierzchnię 717,261  ha i podzielony jest na trzy strefy: Park Narodowy Nahuel Huapi o powierzchni 491,881 ha, Rezerwat Narodowy Nahuel Huapi strefa centralna oraz Rezerwat Narodowy Nahuel Huapi, strefa Gutiérrez. 
Od 2007 r Park wchodzi w skład znacznie większego kompleksu parków narodowych i rezerwatów przyrody, które łącznie stanowią rezerwat biosfery Andino Norpatagonica. Park i informacje o nim pojawią się jeszcze w dalszej części tych wspomnień.


Podczas naszej wizyty jest szczególnie pięknie, gdyż właśnie w szczycie kwitnienia są tu forsycje...



W tym pięknym miejscu znajduje się niewielki hotel - Hosteria Virgen de las Nieves.






Gdy nacieszyliśmy już oczy widokami zjeżdżamy z asfaltu na szutrową drogę numer 65 i doliną rzeki Rio Traful kierujemy się w stronę jeziora o tej samej nazwie. Muszę powiedzieć, że droga nie jest tu  zła, ale i tak co chwila trzeba się zatrzymać, gdyż wymagają tego widoki...
















I tak dojeżdżamy do mostu nad rzeką Rio Cayin Manzano, kilkaset metrów dalej uchodzącą do Rio Traful. 




Zaraz za mostem skrzyżowanie i tu musimy podjąć decyzję, gdzie jedziemy dalej. Do tego miejsca przejechaliśmy zaledwie nieco ponad 80 km z naszego hotelu. Ale przecież nigdzie nam się nie spieszy... Do wieczora jeszcze dużo czasu...


O tym jak pojedziemy dalej w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz