środa, 5 kwietnia 2023

Powrót do Salta

Jest godzina 15:00, do przejechania mamy 170 km żeby wrócić do Salta, a musimy tam być przed godziną 18:30 jeżeli chcemy odwiedzić miejsce, w którym wizyta jest dla nas obojga bardzo ważna. No to noga na gaz i jedziemy...


Wprawdzie bardzo się spieszymy, ale jak na drodze pojawia się takie przemiłe zwierzę trzeba stanąć...



Po dzwoneczku widać, że to zwierzę ma jakiegoś właściciela. I zapewne jest to alpaka...



Kolejny wymuszony przystanek kilkanaście kilometrów dalej. No po prostu osły na drodze...





Musimy zjechać w dół kilkaset metrów, więc jest i piękna serpentyna...


Chciałoby się stanąć dla takich widoków, ale czas pogania...





I już jesteśmy w Salta. Jest 17:30 więc parkujemy na znanym nam już parkingu i całkiem spokojnie ruszamy przez plac 9 de Julio ...



Dzisiaj pod cabildo panuje spokój...


I już jesteśmy przed pierzeją rynku, gdzie pod podcieniami znajduje się wejście do Museo de Arqueología de Alta Montaña czyli Muzeum Archeologii Wysokogórskiej. 
 Nazwa może wydawać się nieco dziwna - archeologia i wysokogórska, ale należy pamiętać, że znacząca część terytorium krajów andyjskich to obszary wysokogórskie. Na tych obszarach coś jednak działo się w czasach gdy Europejczycy nie wiedzieli jeszcze, że Ameryka istnieje. Religie miejscowych plemion czciły góry i jako świętym oddawały im cześć. Wierni czcząc słońce, księżyc czy własne bóstwa szukali do nich najkrótszej drogi czyli czym wyżej tym bliżej, a to znaczyło, że na przykład złożona na szczycie ofiara miała większy skutek niż taka sama ofiara złożona gdzieś w dolinie...


Muzeum Archeologii Wysokogórskiej ma swoją siedzibę w kamienicy pochodzącej z XIX w. i nie zajmuje tam zbyt wiele miejsca. Nie jest to muzeum o tysiącach eksponatów. Jego kolekcja, na chwilę obecną mieści się w czterech niewielkich salach wystawowych obok, których znajdują się laboratoria konserwacji zabytków i biuro. Muzeum otwarto dopiero w 2004 r., a jego przygotowanie wymagało stworzenia we wnętrzu bardzo szczególnych warunków, bo i eksponaty są szczególne. Ich nienaruszone zachowanie wymaga warunków bardziej restrykcyjnych niż tych przy mumiach egipskich faraonów... Muzeum to prezentuje zmumifikowane ciała, dwojga dzieci i młodej kobiety z czasów inkaskich ofiarowanych bogom w ceremonii Capacocha, odnalezione na położonym na granicy Argentyny i Chile wulkanie Llullaillaco, na wysokości 6739 m n.p.m. oraz około 100 obiektów związanych z tym rytualnym pochówkiem. 
Płacimy za wstęp po 800 ARS i możemy zaspokoić swoją ciekawość...


Zacznijmy historię tych niezwykłych eksponatów od początku.
Wulkan Llullaillaco jest najwyższym na Ziemi czynnym wulkanem położonym na obszarze zwanym Puna de Atacama. Jego szczyt pokryty jest wiecznym śniegiem powyżej poziomu 6000 m, co stanowi najwyżej położoną na świecie granicę wiecznego śniegu. Jego ostatnie trzy erupcje zarejestrowano w latach 1854, 1868 i 1877. Pierwszego wejścia na szczyt dokonali członkowie Club Andino Chile  Bión González i Juan Harseim w 1952 r. Zwrócili oni uwagę na istnienie na szczycie ruin. Ta informacja poskutkowała organizacją wypraw na wulkan w 1958 i 1961 r. pod kierunkiem Austriaka Mathiasa Rebitscha oraz innych zespołów.. 
Wulkanem tym zainteresował się amerykański antropolog, doktor Johan Reinhard. Podczas kolejnych ekspedycji na wulkan, w latach 1983, 1984 i 1985, zwrócił on uwagę na osadzoną na wysokości 6715 m platformę o wymiarach 6 x 10 m wskazując, że mogła ona służyć do składania ofiar z ludzi. Kolejną dużą ekspedycję dr. Reinhard zorganizował w 1999 r. we współpracy z argentyńską archeolog dr. Marią Constanzą Ceruti. W wyprawie uczestniczyli też specjaliści z Peru i Chile. W dniu 17 marca 1999 r. na głębokości 1.5 do 2 m odkryto zmumifikowane ciała chłopca i młodej kobiety, a dwa dni później dziewczynki. Nazwano je odpowiednio: Chłopiec - El Niño, Panienka lub Dziewica - La Doncella oraz Dziecię Pioruna - La Niña del Ray (nazwana tak  ponieważ jej mumia została uszkodzona przez piorun ulegając częściowemu zwęgleniu). Poza mumiami dzieci odkryto też 146 przedmiotów związanych z rytuałem - figurki wykonane ze złota, srebra, muszli oraz tkaniny i ceramikę.  


Samo odkrycie to dopiero początek trudnej drogi do obecnej ekspozycji. Mumie były zamrożone i ich rozmrożenie groziło zniszczeniem. To samo dotyczyło przynajmniej części znalezionych artefaktów. Konieczne było przetransportowanie wszystkich znalezisk w odpowiednio niskiej temperaturze do miejsca, gdzie taką temperaturę można będzie utrzymywać ciągle. I tak „Niños de Llullaillaco ” spędziły trzy tygodnie w dwóch zamrażarkach jednostki wojskowej Fragata Libertad w Salta. Następnie zostały przewiezione pojazdem żandarmerii na Katolicki Uniwersytet w Salta dysponujący odpowiednimi laboratoriami i odpowiednimi zamrażarkami. I pozostały tam do 2004 roku, czyli do daty powstania MAAM.


MAAM - Museo de Arqueología de Alta Montaña czyli Muzeum Archeologii Wysokogórskiej powołano do życia 19 listopada 2004 co nie oznacza, że od tego dnia można było oglądać przywiezione z wykopalisk mumie bo dla ich prezentacji trzeba było stworzyć im specjalne warunki imitujące ściśle warunki, w jakich przez około 500 lat przebywały na szczycie Llullaillaco. Do tego celu zaprojektowano specjalne kapsuły, które miały być gotowe w listopadzie 2006 r. Ale nie były. Problemy zauważył  inżynier przemysłowy i dyrektor budowlany muzeum Salta o swojsko brzmiącym nazwisku Mario Bernacki. A problemy były poważne, gdyż dotyczyły materiałów do konstrukcji kapsuł ekspozycyjnych, które musiały wytrzymać znaczne ciśnienie, zapewniać dobrą widoczność i filtrować promieniowanie UV i IR, przy jednoczesnym utrzymywaniu obniżonej do 2% zawartości tlenu w stabilnym środowisku dwudziestu stopni Celsjusza poniżej zera. Ostatecznie kapsuły wykonano z polimetakrylan metylu o grubości 12 mm. Jako pierwszą zaprezentowano, we wrześniu 2007 r.  mumię - La Doncella. I od tej pory ekspozycja zmienia się regularnie, bo w jednym czasie prezentowana jest tylko jedna z mumii, a pozostałe dwie "odpoczywają"  


Podczas naszej wizyty w kapsule wystawowej przebywała dziewczynka zwana Dziecię Pioruna - La Niña del Rayo. Kim była? Badaczom udało się ustalić dość precyzyjnie dane każdej z mumii. Niña del Rayo to mumia malej, sześcioletniej dziewczynki, która siedziała ze zgiętymi nogami i podniesioną głową, patrząc w kierunku południowo-zachodnim. W pewnym momencie wyładowanie atmosferyczne wbiło się w ziemię na głębokość ponad metra i dotarło do niej, uszkadzając część jej ciała oraz ubrania; z tego powodu znana jest jako „Dziecię Pioruna”. Jej proste włosy są ułożone w dwa małe warkocze, które wychodzą z jej czoła, na którym jako ozdobę umieszczono metalową płytkę. Jej oczy są zamknięte, a usta na wpół otwarte, dzięki czemu widać jej zęby. Jako synonim piękna i hierarchii, jej czaszka została celowo zmodyfikowana, mając stożkowaty kształt. Brązowy płaszcz lub lliclla zakrywa jej ramiona, trzymany jest przez srebrną broszkę lub tupu umieszczoną na wysokości klatki piersiowej. Głowę i część ciała przykryto grubym ciemnym wełnianym kocem, a całe ciało innym jasnym kocem z czerwono-żółtym haftem na obwodzie. 
Dziewczynce towarzyszyły różne miniaturowe elementy ceramiczne w stylu Inków, takie jak talerze z kaczymi głowami; torby lub kurtki; skórzane mokasyny; sandały, keros, rzeźbione drewno z naciętymi geometrycznymi wzorami oraz zestaw miniaturowych złotych, srebrnych i wykonanych z muszli antropomorficznych kobiecych figurek ubranych w miniaturowe tkaniny i nakrycia głowy z piór oraz miniaturową bransoletkę z kutego złota. 


Jakość zdjęć nie jest najlepsza bo po pierwsze kapsuła jest dość mocno wymazana przez dotykających szyby zwiedzających, a po drugie oświetlenie stale się zmienia zarówno pod względem barwy i intensywności...
Ale wróćmy do samych mumii.
Jako pierwszą znaleziono mumię Chłopca w wieku około siedmiu lat, który siedział w szarej tunice lub unku z twarzą zwróconą w stronę wschodzącego słońca. Jak wszyscy mężczyźni z elity Inków, ma krótkie włosy i ozdobę z białych piór trzymaną przez Huarak'ca (wełnianą opaskę) owiniętą wokół głowy. Chłopiec nosił ozdobę na piersi wykonaną z kawałków Spondylusa, sierści wielbłądowatych i ludzkich włosów. Ciało chłopca było ciasno powiązane sznurem co wskazuje, że chłopiec albo był ciężko chory, nie mógł iść więc go niesiono na kiju, albo też zmarł przed dotarciem na miejsce ostatecznego spoczynku.


Kilka metrów na północ od El Niño, odkryto mumię młodej kobiety, w wieku około piętnastu lat, zachowaną w momencie składania ofiary. Na głowie miała ważne nakrycie głowy z białych piór, na twarzy wciąż miała ślady czerwonego pigmentu, a w ustach małe fragmenty liścia koki. Być może była Dziewicą Słońca lub aclla, wykształconą w domu wybranych lub aclla huasi, uprzywilejowanym miejscu dla niektórych kobiet w czasach Inków. Była ubrana w jasnobrązową sukienkę lub acsu dopasowaną w talii szarfą z geometrycznymi wzorami, które łączą jasne i ciemne kolory z czerwonymi obwódkami. Na ramionach nosi szary płaszcz lub lliclla z czerwonymi elementami, trzymany na wysokości klatki piersiowej przez srebrną broszkę lub tupu . Na jej piersi, blisko prawego ramienia, widnieje sznur zwisających kości i metalowych ozdób. 


Wyjaśniono też w jaki sposób dzieci te znalazły się w tak wysokim, odludnym miejscu w Andach. Wyjaśnieniem jest rytuał o nazwie Capacocha. Był to długi rytuał rozpoczynający się od wyboru osób, które miały zostać złożone w ofierze bogom. Wybrańcy mieli odgrywać rolę wysłanników niosących dary do bogów i przy okazji sami stawali się ofiarami. Dzieci wybrane na ofiary pochodziły często z plemion podległych Inkom, których wodzowie chcieli w ten sposób potwierdzić swoje oddanie dla imperium. Przypuszcza się, że dwoje młodszych dzieci było właśnie ofiarami takiej "daniny". Natomiast starsza dziewczynka była prawdopodobnie "kobietą wybraną" czyli acllakuna wychowywaną w odosobnieniu i dziewictwie. Zebrane artefakty wskazują, że ofiary rozpoczęły swoją podróż do śmierci w stolicy Inków, Cuzco. I to z Cuzco wyruszała następnie karawana kapłanów, ofiar i uczestników ceremoniału do miejsca docelowego na terenie imperium. Badania wykazały, że podczas podróży ofiary były karmione w sposób uprzywilejowany oraz odurzane coraz większą ilością alkoholu w formie chicha (kukurydzianego piwa) i koki. Badania wskazują także, że ofiary zmarły na skutek wyziębienia. Analiza DNA pokazuje natomiast, że ofiary nie były ze sobą w żaden sposób spokrewnione. Dzieci młodsze mogły należeć do "szlachetnych rodów" na co wskazuje deformacja ich czaszek.  


Projekt wystawienia odkrytych na Llullaillaco mumii spotkał się z krytyką niektórych środowisk. Byli tacy, którzy twierdzili, że wystawienie szczątków mumii Llullaillaco stanowi „ …brak szacunku, graniczący z pogardą dla człowieczeństwa członków starożytnej kultury tubylczej ”. Jednakże ten pogląd odnośnie wystawienia szczątków ludzkich jako profanacji wydaje się raczej inspirowany podejściem katolickim po procesie ewangelizacji, a nie tradycją Inków, gdyż sami Inkowie wyjmowali mumie swoich przodków z grobowców w listopadzie (miesiącu odrodzenia zmarłych, których nazywano aya marq'ay killa), aby ich karmić, dekorować i chodzić z nimi po ulicach i placach.


Pozostaje jeszcze ostatnia informacja - datowanie złożenia bogom ofiary z tych dzieci. Według badaczy miało to miejsce między rokiem 1480 r. — datą ekspansji imperium Inków na północny zachód Argentyny — a 1532 r. — datą, w której imperium przeszło pod władzę hiszpańską. (wszystkie informacje powyżej opierają się na materiałach dostępnych na stronach MAAM oraz innych materiałach dostępnych w sieci).



Takie kamienne grobowce usypywano dla ofiar rytuałów. Ciekawe ile jeszcze podobnych miejsc zostanie odnalezione w Andach...


W MAAM poza ekspozycją związaną ze stanowiskiem na wulkanie Llullaillaco prezentowane są też artefakty pozyskane z miejsca kultu Chuscha na wysokości 5468 m n.p.m w departamencie Cafayate, określane mianem Kolekcji Reina del Cerro pochówku dziewczynki, której mocno uszkodzona mumia trafiła do Salta w 2006 r. Sama mumia nie jest obecnie eksponowana. Wystawiane są jedynie odkryte przy niej artefakty.


Ostatnim elementem wystawy są obiekty pochodzące ze stanowiska w Teruel.






Zbiory MAAM, chociaż niewielkie robią jednak ogromne wrażenie i wielką stratą byłoby nie zapoznać się z nimi podczas wizyty w Salta.

Po zwiedzaniu muzeum przyszła pora na podsumowanie dnia czyli kolację. Ułatwiając sobie życie zdecydowaliśmy się tym razem zjeść na tarasie hotelu Colonial przy Placu 9 de Julio...






Po kolejnym obfitującym we wrażenia dniu pora iść wcześniej spać, bo jutro przenosimy się do następnego miasta na naszej trasie - stolicy znanego regionu winiarskiego czyli Mendozy. Ale to już w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz