środa, 4 marca 2020

Kitesurfing i plaża

Boracay słynęło jako raj dla kitesurferów. Sezon na tę przyjemność trwa od listopada do kwietnia. Plaża gdzie kitesurfing kwitnie to Bulabog Beach, wzdłuż której znajdują się liczne szkoły tego sportu oraz pensjonaty i hotele. Tyle, że odległość między White Beach a Bulabog Beach to zaledwie jakieś 10-15 minut spokojnego spaceru. Jeśli jesteś początkujący to wystarczy wybrać dobrą szkołę, a trzy lekcje - dni prób powinny wystarczyć abyś potrafił utrzymać się na wodzie. Jeśli idzie ci dobrze to instruktor może pozwolić ci nawet na samodzielne skakanie po zatoce. Dla zaawansowanych ograniczeń nie ma. Kitesurfing uprawia się głównie podczas przypływu, bo odpływ powoduje, że dostępny do wygodnego surfowania akwen znacznie się zawęża - mniej więcej 100 m od brzegu jest rafa, która zabezpiecza akwen od strony otwartego morza.
Tak więc dzisiaj postanowiliśmy przejść się na  Bulabog Beach i popatrzeć jak kitesurfing uprawiają doświadczeni spece w tej dyscyplinie...
Ale oczywiście najpierw hotelowe śniadanko...


 Wprawdzie do świąt zostało jeszcze nieco czasu, ale świąteczne dekoracje pojawiają się wszędzie...


Krótki spacerek i już jesteśmy na plaży Bulabog Beach. I natychmiast widać, że kitesurferzy od rana nie próżnują...


Spacerujemy po plaży i mijamy kolejne szkoły kitesurfingu i rozłożony na plaży sprzęt...



Po tej stronie wyspy dominują raczej niewielkie pensjonatu i hotele.












Po tej stronie wyspy znacznie bardziej widać ślady zniszczeń po huraganie...










I tutaj też znalazł się miejscowy przyjaciel...

















 Przyglądamy się działaniom instruktorów i uczniów i stwierdzamy, że pięknie to wygląda ale może nie jest to do końca zabawa dla nas... No to wracamy na White Beach...


A po spacerze wiadomo, chce się pić. No to korzystamy z dobrodziejstw oferowanych przy naszej hotelowej plaży... Ponieważ wybór drinków zajmuje nieco czasu zaczynamy od popularnego San Miguel...




Mamy chwilę  by poobserwować piasek i morze...



... no i przybywa pierwsza kolejeczka tropikalnych pysznych drineczków...


 


 Woda jest wspaniale cieplutka a dno czyściutkie, piaszczyste - no po prostu bajka...


Mały zawsze wypatrzy coś w czyściutkiej wodzie... Tym razem trafiła się całkiem spora meduza...




Po odpoczynku w wodzie testujemy dalej zdolności lokalnych barmanów z zaspokajaniu zachcianek..



 No i powiem, że jak na nasz gust to mieszają całkiem pozytywnie...




Przed zachodem słońca postanawiamy przenieść się nad basen na dachu naszego hotelu...


Jest dobrze - WiFi działa całkiem sprawnie...





 



No a gdy słoneczko zaszło ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca na kolację. Tym razem wybór padł na restaurację z niezbyt zachęcającym szyldem ale atrakcyjnie wyglądającym menu. I fakt, że na stolik trzeba było poczekać zaintrygował nas jeszcze bardziej...



Tak się jakoś składa, że mamy słabość do dań typu sizzler. Z jednej strony sizzlery są z zasady bardzo smakowe. Z drugiej - ze względu na temperaturę podania są z zasady bezpieczne. Tym razem zamówiliśmy sizzler  wieprzowy z grzybami i kurczaka w sosie jako sizzler... Wybór okazał się doskonały...




Tuż obok działał niewielki targ, więc poszliśmy zobaczyć co w ofercie pozostało o tej porze...


No patrząc na to mięso rozumiem dlaczego lubimy sizzlery. Obróbka w wysokiej temperaturze to podstawa...




Oczywiście wśród owoców najdroższe są jabłka...




A że jeszcze nie pora Zajęcy na spanie idziemy dalej na spacer obejrzeć część oferty rozrywkowej w lokalach wzdłuż White Beach..






 Stwierdzamy, że chyba najpopularniejsze są pokazy z ogniem...








 I trzeba przyznać, że mają w tym zdolności...


 Dla kobiet jednym z najważniejszych elementów architektury są schody...


A te zdjęcia najlepiej podsumowują dzisiejszy dzień...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz