środa, 9 sierpnia 2023

Tajemniczy gaj i Wodospad Nimf

 Jeżeli Zające mają do dyspozycji 4 koła i silnik to nie ma takiej drogi, w którą by nie wjechały, żeby zaspokoić ciekawość. Ponieważ do hotelu nam się nie spieszy, więc pojechaliśmy zupełnie bocznymi drogami przekonać się, co jeszcze ciekawego da się dziś zobaczyć. A przy okazji mieliśmy jeszcze jeden cel. Podczas odwiedzin w miejscach takich jak Korfu interesują nas dzikorosnące zioła przyprawowe. A wiemy, że znaleźć tu można i tymianek, i liść laurowy, i rozmaryn. Tak więc rozglądamy się po krzakach, czy przypadkiem coś nam się trafi, bo jednak takie dzikie ziółka z naturalnego środowiska mają nieco inny wpływ na kuchenne "wyczyny" niż gotowe przyprawy kupowane w sklepach.


Jedziemy bocznymi drogami podłej jakości i od czasu do czasu podziwiamy fajne widoczki...






Przejeżdżamy przez wioskę Sgourades, gdzie naszą uwagę zwraca kościół z z charakterystyczną wieżą dzwonniczą. Kościół Ewangelistów niestety zamknięty... 



Nieco dalej trafiamy do miejsca, które można byłoby nazwać tajemniczym gajem. Miejsce z jednej strony bardzo urokliwe, z drugiej mocno tajemnicze. Gra świateł wśród mocno powykrzywianych drzew sprawia, że sceneria ta świetnie nadawałaby się jako tło dla filmów grozy...




Ta tajemnicza plantacja to jedna z wielu na Korfu tradycyjna, bardzo wiekowa plantacja lokalnych oliwek...



Uprawa oliwek na Korfu sięga czasów bliżej nieokreślonych. Według szacunkowych danych, na wyspie rośnie około 4 miliony drzew oliwnych tak dzikich jak i tworzących gaje oliwne. Korfu dostało się pod władzę Wenecji już w XIV w. Nowi władcy wyspy uznali, że warunki tu panujące będą stanowić doskonałą bazę do produkcji oliwek. A przecież już Atena dając w prezencie mieszkańcom Aten krzew oliwny przedstawiła jego zalety - będzie ich karmił, dawał olej i zapewniał drewno na opał. Szczególnie atrakcyjne były te pierwsze produkty, gdyż oliwki i oliwa z oliwek stanowiły cenny towar handlowy....... a Wenecja handlem stała... 





Tak więc od czasów weneckich wycinano na Korfu porastające zbocza wzgórz krzaki, zarośla i lasy by w ich miejsce sadzić drzewa oliwne. Przygotowując miejsce pod plantacje oliwek kształtowano też teren, przygotowując na nim umacniane kamieniami tarasy, które miały pomagać w retencji wody potrzebnej drzewom oliwnym..



Zaznajomieni z uprawą oliwek w Grecji kontynentalnej, Włoszech czy Izraelu trafiając na starą plantację oliwek na Korfu są mocno zdziwieni. Uprawa oliwek w basenie Morza Śródziemnego sięga XVI w p.n.e., kiedy to Fenicjanie rozpowszechniali uprawę oliwek. Ich działania kontynuowano w czasach Imperium Rzymskiego, kiedy to uprawa oliwek objęła praktycznie większość administrowanych przez Rzymian terenów. Za czasów rzymskich technika uprawy doprowadziła do powstawania plantacji odmian drzew przypominających nieco nasze wierzby. Drzewa oliwne sadzone były w równych odstępach, w siatce linii prostych. Drzewa z wiekiem budowały coraz grubsze pnie nie wyrastając zbyt wysoko.





Na Korfu uprawiane są oliwki odmiany Lianolia - określane też jako odmiana rodzima, charakterystyczna dla Wysp Jońskich. Drzewa tej odmiany wyrastają do wysokości nawet 25 m. Mają mocno rozbudowaną koronę a ich pnie wyginają się w dziwne kształty, tworząc formacje nazywane czasem "tańczącymi gajami". Zbiór owoców z takich drzew prosty nie jest. Nie da się tego zrobić metodą klasyczną -  przez otrząsanie owoców z gałęzi przy wykorzystaniu długich kijów, ani tym bardziej metodą nowoczesną gdzie mechaniczne otrząsarki "trzęsą" całym drzewem strącając oliwki na rozpinane pod drzewem przez maszynę siatki. Na Korfu zbiór oliwek odbywa się w ten sposób, że już w październiku pod drzewami rozpina się siatki, które pozostają rozciągnięte aż do marca, kiedy to na drzewach nie pozostają już żadne owoce. Oczywiście oliwki z mat przez cały ten czas są sukcesywnie zbierane do dalszego przetwarzania. Co również ciekawe oliwki tej odmiany zakwitają w cyklu dwuletnim.



Produkcja oliwek i oliwy rozwijała się na Korfu bardzo intensywnie. Podczas gdy na początku XVI w. produkcja oliwy na wyspie nie przekraczała 2000 baryłek pod koniec wieku XVIII przekraczała 70,000 baryłek. Bogactwo mieszkańców Korfu mierzone było liczbą posiadanych drzew oliwnych. Oczywiste jest, że tak silne ukierunkowanie na oliwkową monokulturę rolną odbyło się kosztem innych upraw jak: winorośl, zboża czy też warzywa, w konsekwencji większość tych produktów jest na Korfu sprowadzana z kontynentu.



Podziwiając ten gaj oliwny Mały stwierdził, że mógłby on być doskonałym tłem dla przeprawy przez zaczarowany las w tolkienowskiej trylogii "Władca Pierścieni"...




Po gaju oliwnym jedziemy przez wioskę Zigos do Klimatia. Znaleźliśmy wygodne zacienione miejsce do zaparkowania pod kościołem Św. Jerzego. który niestety okazał się zamknięty. Ale niejako przy okazji Duży znalazł solidne drzewo liści laurowych i zajął się ich pozyskiwaniem. A w międzyczasie Mały odbył krótki spacer po tej w sumie niewielkiej wiosce...























Po wyjeździe z parkingu zauważyliśmy znak kierujący do położonego w górach zabytkowego klasztoru Agia Triada... No to jedziemy...




Droga pnie się ostro w górę. Po kilku minutach mijamy budynek z dawnego kościoła w Klimatia.


Kawałek dalej kończy się droga asfaltowa i wjeżdżamy na drogę gruntową, w bardzo kiepskim stanie. Wokół las, ładna zieleń, ale klasztoru nie widać...


Jeszcze kawałek pokonywanej z trudem drogi i dojeżdżamy do ruin dawnego gospodarstwa. Stan drogi prowadzącej dalej jest taki, że niestety musimy zawrócić... Szkoda...


W drodze powrotnej spotykamy pnącego się z trudem pod górę mocno zdezelowanego Peugeota, a w nim dwóch mnichów. Zatrzymujemy się i chwilę rozmawiamy. Mnisi to mocno "rozbudowany" przeor klasztoru i jego kierowca, braciszek zakonny chudy i wysuszony jak wiór. Mówią nam, że do klasztory zostało jakiś kilometr, ale faktycznie dojazd jest trudny. Według nich w niewielkim klasztorze nie ma nic ciekawego, ale podziwiają nas za chęć jego zobaczenia. Na pożegnanie dostajemy kilka zafoliowanych zdjęć z klasztoru, życzenia udanych wakacji oraz... paczkę chipsów na drogę...



Wracamy do Klimatia i jeszcze zatrzymujemy się na chwilę popatrzeć co rośnie w przydomowych ogródkach i nie tylko... 


Krzewy winorośli dopiero co przekwitły i zaczynają się tworzyć zawiązki przyszłych kiści winogron...


Owoce opuncji, gdy dojrzeją będą podstawą smakowitego deseru...



Tego pasożyta drzew nie próbowaliśmy nawet zidentyfikować...



Znacznie bardziej niż winogrona rozwinięte są owoce orzecha włoskiego...












Mijamy plantację mandarynek...




... i kolejny znak w boczną dróżkę kieruje nas do wodospadu. Według jednych źródeł to Wodospad Kyprianades, według innych to Wodospad Nimf. Jest niewielki parking i strzałka - Do wodospadu...



Do wodospadu trzeba zejść mocno stromą i śliską ścieżką, którą niestety trzeba będzie pokonać jeszcze raz w drodze powrotnej (ale to tylko jakieś 5 minut).



Sam wodospad wielki nie jest i wody w nim jak na lekarstwo, ale ogólnie widok bardzo przyjemny...















Jeszcze chwila postoju przy mandarynkach i pomarańczach, które przezimowały na drzewach...








I na dzisiaj wystarczy. Wracamy do hotelu...



A w hotelu, pora oporządzić nasze zielarskie zbiory i przygotować je do suszenia na balkonie...




Na jutro w planie wycieczka do Palaiokastritsa, ale to w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz