Wylądowaliśmy w Kuala Lumpur. Lot z pali Malezyjczykiem bez najmniejszych zarzutów.
Jest już póżne popołudnie, a my chcemy jeszcze dzisiaj zobaczyć sławne Petronasy. Szybciutko odbieramy nasze bagaże, wymieniamy pieniądze i pędzimy na pociąg, który dowiezie nas do KL Sentral, a stamtąd zadecydujemy czym udamy się do hotelu Summer View. Wiemy, że hotel nie powinien być daleko od stacji więc pewnie podjedziemy taxi.
Dojeżdżamy do celu, wychodzimy na zewnątrz na przysłowiowego papieroska. Podchodzi do nas taksówkarz i pyta czy potrzebujemy transportu. Jeszcze nie jesteśmy zdecydowani, pytamy jak daleko jest nasz hotel, podajemy nazwę, a gościu zaczyna się śmiać. Mówi do nas widzicie ten żółty budynek, 3 skrzyżowania dalej, to jest wasz hotel. Chodźcie wskażę wam jak do niego dojść, bo poruszanie się po tym mieście nie jest proste. W międzyczasie podszedł jeszcze jeden kierowca, ale „nasz” go odesłał mówiąc, że na piechotę pójdziemy. Po tylu „nieprzyjemnościach”, które spotkały nas na Bali nie mogłam wprost uwierzyć w to co się dzieje. .
Pociąg, którym jedziemy do KL Sentral. Pociąg nie jest najtańszym środkiem dojazdu z lotniska do KL, ale zdecydowanie najszybszym. Dużo taniej dojechać można autobusem tyle tylko, ze czas dojazdu to ponad 1,5 godziny.
I już wiemy, gdzie jest nasz hotel
Po paru minutach spaceru jesteśmy na miejscu
Szybkie zameldowanie i jedziemy do pokoju
Hotel nie jest może luksusowy, ale ma jedną zaletę. Jest idealnie położony względem środków komunikacji miejskiej.
Kuala Lumpur nie jest miastem stworzonym dla pieszych, rowerzystów i tym podobnych, co to tylko przeszkadzają w płynnym ruchu ulicznym . Chcesz gdzieś dotrzeć - masz tanie środki transportu publicznego, taksówki lub swój pojazd. Pieszo i tak nie dasz rady, nie wysilaj się!!!! (o tym i tak nie dotrzesz , o mały włos sami się nie przekonaliśmy ).
Najszybciej i najprościej jest poruszać się LTR, monorailem i KTM, bilety są tanie i kupujemy je w automatach na stacjach (dobrze mieć hotel niedaleko serca wszelkiej komunikacji, czyli KL Sentral. Unikamy przesiadek na różne środki transportu) Można też jeździć autobusami miejskimi (są 2 linie, bilety trochę droższe niż na LTR i KTM), ale czas podróży znacznie nam się wydłuża. Taksówki, nie są drogie, ale podobno taksówkarze potrafią "wycinać" turystów, szczególnie wioząc ich do tych najpopularniejszych atrakcji. My tego nie potwierdzamy. Nasz kontakt z taksówkarzem (jak już wcześniej pisałam) był zaskakująco uczciwy i tego się będę trzymała
Po krótkim odpoczynku w hotelu jedziemy zobaczyć słynne "Petronaski" i pokaz fontann. Oczywiście idziemy do KL Sentral , kupujemy bilet na metro, wysiadamy pod CH Suria KLCC.
Przechodzimy przez CH i wychodzimy na zewnątrz . Jest gorąco i pięknie. Oświetlone ulice, tłum turystów, wszyscy uśmiechnięci, życie wieczorne kwitnie . Takie klimaty uwielbiamy.
Odchodzimy kawałeczek o CH Suria i są Petronasy.
Zbliża się godzina 19.30, już nie mamy czasu policzyć, czy faktycznie Petronaski mają 32 tysiące okien , musimy je opuścić i udać się na pokaz tańczących fontann .
Po 5 minutach jesteśmy na miejscu, tłum ludzi siedzi na schodkach z każdej strony. Przez chwilę zastanawiamy się gdzie zaparkować (z boków były jeszcze miejsca, po środku trzeba się wbić między siedzących), dochodzimy do wniosku, że szukamy miejsca na środku . Siadamy oczywiście wyżej, bo wiemy, że fontanny "zatracają się w tańcu" i chlapią wodę na najniższe schodki . Jest gwarno, wesoło, w około biegają dzieci. Zastanawiamy się, czy przypadkiem cały ten harmider nie zepsuje pokazu. Powoli zapalają się światła, ludzie przestają się przemieszczać, zabierają biegające kaczory, ale jest nadal głośno i nagle rozbrzmiewają pierwsze dźwięki muzyki granej przez artystów Malaysian Philharmonic Orchestra i tłum zastyga w milczeniu. Fontanny tańczą i zmieniają kolory w rytm muzyki poważnej i rockowej. Po zagraniu 2-3 utworów następuje trwająca kilka minut przerwa techniczna, a po niej kolejne "tańce".
Po przerwie trochę inne tańce
Pokaz tańczących fontann dobiegł końca. Zauroczeni widowiskiem jeszcze chwilę siedzimy nad wodą, zastanawiamy się czy zostać na kolejne widowisko. Tak bardzo nam się podobało , ale w planach mamy dzisiaj zjedzenie laksy na Pasar Malan, który ma być dzisiaj przy naszym hotelu. Jak zostaniemy na kolejne pokazy, laksa przejdzie mi bokiem, a przecież to miał być mój numer 1 w Malezji. Wracamy więc do hotelu
Udajemy się do stacji KLCC, stajemy w kolejce po bilet, przechodzimy na peron, podjeżdża nasz pociąg, odliczamy 5 stacji i już jesteśmy na KL Sentral. jeszcze tylko mały spacerek i mamy nadzieję zobaczyć tradycyjny Pasar Malan .
Dochodzimy do uliczki, przy której miał być lokalny Pasar Malan- czyli targ nocny. Okazuje się, że będzie jutro, ale okoliczne restauracje pracują w pełni. Robimy mały rekonesans i wybieramy rodzinną restauracyjkę prowadzoną przez muzułmanki, na szczęście jedna z nich mówi po angielsku, nie mamy więc problemu z zmówieniem .Czekamy na jedzonko, obserwujemy toczące się życie i jak już dostajemy pyszne papu to zapominamy zrobić focie .
Laksa, czyli zupa na bazie ryby, limonki, mleka kokosowego, pasty curry z makaronem ryżowym i krewetkami była pyszna i szczerze ją polecam każdemu kto będzie w KL.
Nasi melak- czyli ryż gotowany w mleku kokosowym podawany z sosem sambal, orzeszkami, ogórkiem i kawałkami ryby to też mistrzostwo świata. Wszystko dużo ładniej podane niż na Bali, rachunek też sporo niższy .
Wystarczy atrakcji na dzisiaj, idziemy spać.
Przepięknie! Tak kolorowo!!! Czy ja tam kiedyś dotrę?... ;)
OdpowiedzUsuńAsiu jestem przekonana, że tak !!!!!!!
OdpowiedzUsuń