piątek, 21 października 2022

Pustynne Safari z Dubaju

Jeszcze przed wyjazdem z Polski zakupiliśmy przez Groupon wycieczkę na pustynię z jazdą na wielbłądzie, na quadach, przejażdżką po wydmach samochodem, kolacją i wieczornym show. Kierowca ma nas odebrać z hotelu około 14:00 więc możemy iść nieco się przejść po okolicy i dokonać jakichś zakupów na powrót do domu.

Dokładnie o 13:45 odzywa się mój WhatsApp i otrzymuję informację, że nasz kierowca będzie o 14:00, jaki przyjedzie samochód, numer rejestracyjny i imię kierowcy. I faktycznie o 14:00 pod drzwi hotelu podjeżdża zapowiedziany samochód więc jedziemy na miejsce spotkania całej grupy (nie wszyscy mieli wykupiony odbiór z hotelu i część ludzi  musiała samodzielnie dotrzeć do miejsca zbiórki. 

Widoki z okna samochodu...... jedziemy przez Dubaj...  





Miejscem zbiórki jest hotel Golden Sands w dzielnicy Bur Dubai. Przed hotelem czeka już kilka osób i szef, który rozdziela uczestników na samochody. Nam przypada jako towarzystwo czwórka młodych gniewnych indusów, którzy nie dość, że pojawili się jako ostatni to jeszcze ani cześć, ani jak się masz ani kuku ryku. No dziwni ludzie...


Niestety z miejsca zbiórki ruszamy ostatni, a to przełoży się później na przebieg całej imprezy. Ale najpierw jedziemy przez Dubaj ku pierwszym atrakcjom popołudnia...




Po drodze mijamy kolejne ciekawe budynki jak hotel Raffles Dubai...


... czy Sofitel Dubai.


Trudno też byłoby nie zwrócić uwagi na Dubai Frame...




Opuszczamy Dubaj kierując się autostradą w stronę Al Ain...


Na autostradzie spotykamy cały sznur podobnych do naszego samochodów, wszystkie jadą w tym samym kierunku i na podobne do naszej imprezy... Zapowiada się, że będzie tłoczno...


Krótki przystanek po drodze i wreszcie po około godzinie dojeżdżamy do pierwszego punktu programu - jazdy quadami po pustynnym piachu...
Na parkingu zatrzęsienie samochodów. Pod zadaszeniem kłębi się tłum uczestników imprez z różnych biur. Przepychamy się do miejsca, gdzie walczy się o quada do jazdy. Dosłownie zdobywa się. Kierowcy łapią pojazdy od kończących zabawę i wsadzają na nie swoich podopiecznych... Bałagan totalny, ale po około 10 minutach udaje nam się dorwać czerwoną maszynę. Teraz będzie nasza na pół godziny, chociaż widać, że tego czasu tak naprawdę nikt nie próbuje nawet kontrolować. Sadowimy się na naszym pojeździe i zaczynamy się bawić...


Na to, żeby można było poszaleć na quadach wyznaczono piaszczysty teren na wydmach o wymiarach około 500 x 500 m, ogrodzony płotem z siatki (chyba żeby nikt nie uciekł pojazdem poza wyznaczony teren). Na tym terenie porusza się jednocześnie kilkadziesiąt pojazdów - niektóre prowadzone przez takich co chcą poszaleć, a nie mają zielonego pojęcia co da się zrobić tą zabawką. Trzeba więc mocno uważać, żeby nie rozbić jakiegoś ciamajdy a jednocześnie nie dać się zabić szarżującemu dżygitowi... 













Nie wszystkim dżygitom udaje się jeździć bez wpadki...


Nam zabawa udała się wyśmienicie...


Po mniej więcej przewidzianym czasie kończymy zabawę i wracamy na miejsce zbiórki. Tutaj możemy zapoznać się jeszcze z bardziej wymagającymi pojazdami, dostępnymi do wypożyczenia za sporą opłatą ... ale co tam...






Odczekaliśmy znowu sporo czasu na naszych towarzyszy podróży, którzy nie spieszyli się do powrotu do samochodu... I ruszyliśmy do kolejnego miejsca gdzie przewidziane jest, że poszalejemy Toyotą Land Cruiser po wydmach... Ale najpierw mijamy po drodze jedno z miejsc gdzie wydobywane jest podstawowe dobro warunkujące przez lata dobrobyt Emiratów - ropa naftowa...




Ku naszemu zdziwieniu mijamy też po środku pustyni zielone pola uprawne...




Po kolejnych kilkunastu minutach jazdy dojeżdżamy do na parking, z którego ma rozpocząć się następna atrakcja - dune bashing, czyli szaleńcza jazda samochodem terenowym po wydmach...
Okazuje się, że przyjeżdżamy na miejsce jako jeden z ostatnich samochodów i musimy czekać prawie pół godziny zanim po dość nerwowych rozmowach naszego kierowcy z kierującymi ruchem  dune bashing wreszcie dostajemy samochód i ruszamy na wydmy...


Przejażdżka owszem, całkiem miła, ale tak szczerze to bez fajerwerków. Może siedzący obok kierowcy miał bardziej godny zachwytów widok, ale dla nas ta atrakcja była ot po prostu taka sobie. Może gdybym mógł poprowadzić ten samochód sam...
I jak zwykle film, w którym cenzor youtube uznał, że muzyka, która leciała z radia podczas jazdy jest objęta prawami autorskimi i pokazywać filmu wraz z nagranym podczas kręcenia dźwiękiem nie wolno... Szkoda, ale co zrobić - na cenzurę nie ma rady...


Jazda po wydmach kończy się przy pustynnym obozowisku, gdzie nastąpi kolacja i program artystyczny. Ale najpierw rozglądamy się wokół. Z pobliskiej wydmy widać, że takich obozowisk jest w okolicy co najmniej kilka. Jesteśmy też blisko lotniska i nad głową co chwila przelatują podchodzące do lądowania samoloty...


A w międzyczasie pięknie zachodzi słońce...


Przy wejściu do obozu czekają dodatkowe, wymagające niewielkiej opłaty typu bakczysz atrakcje, jak malowanie wzorów henną na rękach czy krótka przejażdżka na wielbłądzie...  Do atrakcji tych stoją długie kolejki chętnych...





Taka przejażdżka o zachodzie słońca daje fajne efekty...











Nasz pustynny obóz Adventure Planet Tourism nie różni się od wielu podobnych w okolicy. za wejściem nieco miejsca, toalety, rozstawione stoliki i siedziska, stoły z bufetem i oczywiście scena...







Zanim rozpocznie się występ artystyczny otwarte zostają bufety - osobny VIP i osobny dla reszty gości. I przyznam, że w oferowanym jedzeniu nie było nic, czym można byłoby się zachwycić. Ot makaron ledwo ciepły (bez smaku i przypraw, do którego nie było żadnego sosu), chlebki naan, mocno przesuszony szaszłyk, kofty bez smaku, kurczak z kośćmi w sosie i gotowane warzywa oraz warzywne sałatki. Jednocześnie obsługa roznosiła zimne napoje do stolików. Podsumowując - dało się zjeść, ale jadaliśmy już lepiej.... 







Podstawową rozrywką były występy sceniczne. Tańce kobiet (2), tańce derwiszów (2) i taniec parami. Poziom - mniej więcej do wieczornych występów  podczas animacji w Turcji czy Egipcie ... Nic co mogłoby porwać publiczność do zabawy...




Popatrzmy, jak tańczyli mężczyźni...












A tak w tańcu prezentowały się panie...



Kiedy zakończyły się występy na scenie..... kolejny element pokazu rozpoczął się na wydmie poza zamkniętym terenem obozu. Większość gości nie zwróciła na to nawet uwagi, gdyż żeby obserwować ten element pustynnego pokazu trzeba było siedzieć nieco wyżej. Inaczej widok zasłaniał otaczający obóz płot. My mieliśmy to szczęście, że udało nam się obejrzeć całość tej karawany...









Na filmie pokaz ognia udało się uwiecznić tak...


I gdy zakończył się już pokaz na wydmie specjaliści od ognia pojawili się na scenie. Tyle, że w tym czasie większość gości zmierzała już do wyjścia i ustawiała się w kolejkę aby samochodami wrócić na parking do pojazdów, które miały odwieźć ich do hoteli...



Przed wyjściem jeszcze zdjęcia przy świetlnych elementach obozowej dekoracji...






... a za bramą ogromny tłum w kolejkach do samochodów odwożących na parking... Czekaliśmy, aż któryś z samochodów nas zabierze, dobre pół godziny. Nasz kierowca bezradnie próbował zapakować nas go kolejnych samochodów, ale siły przebicia nie miał i odjechaliśmy jako jedni z ostatnich... A później jeszcze kilka minut jazdy przez pustynię i prawie godzina odwożenia najpierw naszych współpasażerów na miejsce zbiórki i nas do hotelu. Nasi współimprezowicze nawet nie powiedzieli na odchodnym "do widzenia"...

Podsumowując: Czy było warto? Tak, ale dwa razy za jednym razem - pierwszy i ostatni... A jutro wracamy do kraju...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz