poniedziałek, 15 lipca 2024

Nocny mikrobus z Nyaungshwe do Bagan

Trzeba opuścić jezioro Inle i przenieść się do Bagan. A święta zaczynają się już jutro... Jakimś cudem udało nam się zdobyć bilety na ostatni publiczny transport na tej trasie. Meldujemy się na przystanku, z którego planowany jest odjazd i czekamy. Zajeżdżają kolejne autobusy, pełne i obładowane ale my czekamy na mikrobus, który niestety się spóźnia. Czekamy i czekamy... i wreszcie jest. Bardzo przyzwoity Toyota, niby z wygodnymi siedzeniami, z których ostatnie dwa wolne czekają na nas. Poza tym komplet pasażerów a z nimi w środku pełno różnych bagaży. Przeraża nas  dopiero to co się dzieje na dachu... Że ta konstrukcja to wytrzymuje... A przed nami najpierw przejazd przez góry...  


Nasze walizki lądują na dachu. Jeszcze trochę układania i ruszamy. Busik ciągnie zadziwiająco sprawnie...



Zatrzymujemy się co kilkanaście kilometrów i wprawdzie pasażerów już nie zabieramy to jednak na dachu bagaży wciąż przybywa... Nasze walizki znajdują się w drugiej warstwie od  dachu. Dobrze, że nie ma w nich niczego co mogłoby się zgnieść...Natomiast na samej górze leżą kartonowe pudła i jakieś bagaże zawinięte w papier pakowy... Ten ładunek pojawił się podczas ostatniego postoju...



Okazuje się, że kartonowe pudła i papierowe rulony zawierają ładunek świeżych kwiatów, głównie róż. Część zostanie wyładowana po drodze, część dojedzie do Bagan. Kwiaty te trafią na targ i w większości skończą jako dekoracja świątyń podczas świąt...


Pierwszy przystanek, gdzie przewidziano dłuższy postój mamy w miejscu, w którym funkcjonuje garkuchnia i bazar oferujący głównie miejscowe produkty spożywcze...


Można kupić jabłka, pomarańcze, winogrona, mandarynki, owoce suszone, kompoty, dżemy, konfitury, sosy i różnego rodzaju przekąski... 


Są górskie zioła, herbaty i herbatki ziołowe, pestki słonecznika i różnego rodzaju grochy, groszki i fasole...


Można też zaopatrzyć się w lokalne kiszonki...


Bardzo ciekawie przedstawia się oferta koncentratów i soków owocowych. Wybór jest ogromny i dla nas nie zawsze oczywisty. Obok koncentratu z mango stoi koncentrat z żeńszenia i imbiru. Koncentrat limonkowy sąsiaduje z gruszkowym i marakui. A dalej jeszcze koncentrat soku z ananasa czy wyciąg z zielonej herbaty. Nie wiadomo co wybrać...



Są też butelki z obrazkami owoców aronii, czereśni, wiśni czy jabłek - Wszystkie pochodzą z owoców produkowanych w okolicach Shwekalaw. Soczki? Tym razem nie. To szeroka gama produkowanych w Shwekalaw nalewek i win owocowych... Jest w czym wybierać... A na górnej półce alkohole nieco mocniejsze... 


Ten produkt alkoholowy ma ciekawą naklejkę - czyżby wskazywała ona, że po wypiciu zawartości człowiek po prostu "małpieje"?


Na koniec oferta miodów. Ale nie są to miody "pasieczne". Możemy tu nabyć wytwory pracy dzikich pszczół, które budują plastry z miodem podczepione do skał. Miejscowi zbierają je, trzeba przyznać, że często sporo ryzykując, i sprzedają je w takiej właśnie formie...


Drugi przystanek nastąpił po przejechaniu odcinka drogi prowadzącego bardzo krętą i niezbyt szeroką drogą przez góry. Tym razem postój przewidziany był zdecydowanie na konsumpcję... Na parkingu dziesiątki różnych pojazdów a obok kilka przydrożnych jadłodajni gdzie aktualnie pożywiały się dziesiątki podróżujących tą trasą w jedną lub drugą stronę...No bo na święta trzeba do rodziny albo w jakieś "święte miejsce"...


Nie wszyscy podróż odbywają w warunkach, które my uznalibyśmy za godziwe... Całe grupy podróżowały ciężarówkami "na pace". Stosy bagaży - pudła, skrzynki, kosze, zawiniątka w kocach... Całe sterty a na tym ludzie. Całe rodziny z mniejszymi i większymi dziećmi... Po prostu przerażające. Ale najważniejsze, żeby jechać...




Przy tym, co zobaczyliśmy na tym przystanku to nasza podróż napakowanym do granic możliwości busikiem odbywała się w warunkach wręcz komfortowych...


A rano dojechaliśmy do Bagan i naszego hotelu Thande. Podróż, która miała trwać niecałe 7 godzin zajęła blisko 10. Ale za to nie musieliśmy zbyt długo czekać na nasz pokój w domku w ogrodzie z widokiem na rzekę Irawadi...




Pokój okazał się bardzo ładny i wygodny...






Teraz zostało już tylko zjeść śniadanie...



I można ruszać na zwiedzanie Bagan, gdyż nasz pojazd już na nas czeka...



O tym, co zwiedziliśmy w Bagan i o samym Bagan napiszę już w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz