czwartek, 8 lutego 2018

Malezja- Taman Negara

Dzisiaj postanawiamy cały dzień spędzić w Taman Negara National Park. Teoretycznie z hotelu powinniśmy wyjechać jak najszybciej bo około 9 rano ruszają grupy trekingowe, ale my nie jesteśmy zainteresowani trekingiem, chcemy popłynąć łódką na dwie najładniejsze plaże w parku.Trwają nasze leniwe wakacje więc pozwalamy sobie na dłuższe spanko, spokojne śniadanie, krótki relaks w hotelu i dopiero ruszamy w drogę.... Na miejscu okaże się, że to był błąd....., ale przy odrobinie szczęścia udało nam się spędzić wspaniały dzień.....

Główne wejście do parku znajduje się w wiosce Kuala Tahan i tam też udajemy się autobusem 101, który jeździ z George Town przez naszą miejscowość aż do ronda w Taman Negara. Bilet w jedną stronę kosztuje 1.40 RM od osoby. Podróż do wioski nie trwała długo, po drodze kilka przystanków, ludzie wysiadają, ale prawie nikt nie wsiada... Na rondzie w Kuala Tahan wysiada ostatnie 5 osób, ale tylko my idziemy w stronę parku.... Po drodze mijamy budki z "agencjami turystycznymi", które oferują łodzie, treking, sporty wodne..., nie jesteśmy jednak zainteresowani ich ofertą. Czytaliśmy w necie, że przy parku zbierają się grupki chętnych na łodzie i tam należy się udać..... Dochodzimy do  głównego budynku, a tam pusto i głucho....żadnego turysty na horyzoncie... Uuuuu nie jest dobrze... idziemy do informacji. Miły pan w okienku oznajmia nam, że tutaj to tylko jest rejestracja turystów, a o łódkę to musimy pytać w budkach, które mijaliśmy. Rejestrujemy się w ogromnej księdze, informujemy gdzie chcemy udać się w parku, dostajemy odpowiedni świstek i ruszamy do "agencji".... Okazuje się, że wszyscy mają takie same ceny, nie ma możliwości targowania się i jeżeli chcemy żeby było taniej to sami musimy sobie znaleźć chętnych na łódkę.... Koszt wynajęcia łódki na Turtle Beach i Monkey Beach to 160RM..... nie bardzo byliśmy chętni płynąć sami.... Postanawiamy poczekać chwilę, może kolejny autobus przywiezie jakiś turystów.... Niestety następny autobus i dwa kolejne nikogo nie przywiozły... Jesteśmy zrezygnowani i sami nie wiemy co robić. Na skuterkach podjeżdża 6 młodych ludzi i idzie do budek.... budzi się w nas nadzieja. Podchodzimy do nich i pytamy po angielsku czy moglibyśmy się do nich dołączy? Nawiązuje się krótka rozmowa i nagle słyszę jak zaczynają do siebie mówić po polsku...... No to już wiemy, że płyniemy!!!!! Jest tylko jeden mały problem. Nasz szóstka na Turtle Beach chce pójść prze las deszczowy.... to jakieś 1,5 do 2 godzin spaceru..... nie chce się nam taki kawał iść.... Właściciel agencji tłumaczy, że potem i tak muszą popłynąć po nich łódką żeby ich odebrać i płynąć na Monkey Beach ..... krótka narada i ustalamy, że kawałek idziemy z nimi, potem wracamy do portu i we dwójkę płyniemy na pierwszą plażę, a potem razem dalej. 
Szczęśliwi ruszamy w drogę......








Taman Negara National Park jest największym Parkiem Narodowym w Malezji położonym w trzech stanach: Pahang, Terengganu i Kelantan. Zajmuje obszar 4343 km kwadratowych. Porośnięty jest najstarszym na świecie pierwotnym lasem deszczowym. Badania naukowe wykazały, że lasu nigdy nie objęło zlodowacenie podczas epoki lodowcowej i nie zaszły w nim od tamtego czasu jakieś ogromne zmiany. Przez chwilę zobaczymy więc obrazy odległego, pradawnego lasu deszczowego praktycznie nietkniętego przez cywilizację. Napisałam praktycznie, bo jednak wprowadzono tu udogodnienia dla turystów, typu oznakowane szlaki w dżungli (niektóre z promenadami), kryjówki do obserwacji dzikich zwierząt (czasem piętrowe), campingi w wyznaczonych miejscach, itd. 

Na początku idziemy wyznaczoną ścieżką wzdłuż wybrzeża. W odległości wzroku cały czas mamy domy rybaków z Kuala Tahan. 







Dochodzimy do miejsca, gdzie zaczynają się dwie ścieżki prowadzące do Turtle Beach. Pierwsza, dłuższa, prowadzi przez Canopy Walkway czyli najdłuższy na świecie wiszący most o długości 530 metrów, zawieszony 40 metrów nad poziomem gruntu (dotarcie do mostu od tego miejsca zajmuje jakieś 45 minut, most otwarty jest od 10 do 16 i całkowicie zamknięty jest w dni deszczowe). Druga, krótsza, prowadzi przez wyznaczoną ścieżkę w lesie wiodącą bliżej brzegu.  Nasi towarzysze postanawiają iść krótszą drogą, a my pokręcimy się trochę po lesie w niewielkiej odległości od znaku. 


Przewodnik informuje nas, że powinniśmy w lesie spotkać wiewiórki, małpy, jaszczurki, warany i różne gatunki ptaków. Jak będziemy mieli szczęście to może jakiegoś dzika, tapira lub jelenia......




No i faktycznie udało nam się spotkać sporo małp, które były nami bardzo zainteresowane, ale na szczęście trzymały dystans. Niestety po przykrych doświadczeniach na Bali jakoś przestaliśmy wierzyć, że są to milusińskie zwierzątka...


Niektóre z makaków były zainteresowane tylko sobą.....






Spotkaliśmy też pare jaszczurek i waranów. Niestety warany były strasznie szybkie i natychmiast chowały się w zaroślach.... Udało się uchwycić na fotce tylko tego jednego malucha....


Sporo czasu spędziliśmy w lasach deszczowych na Borneo i  świetnie wiemy jak to wszystko wygląda. Po kilkunastu minutach spaceru po lesie idziemy nad brzeg i powoli będziemy kierowali się do naszej łodzi. 







Po wypłynięciu za wioskę będziemy mogli zdjąć kapoki, ale teraz jeszcze trzeba się pomęczyć... straż parku w każdej chwili może się pojawić..... a bezpieczeństwo turysty kosztuje.... oczywiście nie nas tylko właściciela łódki, ale po co dla własnej wygody naciągać kogoś na koszta....

 



Płyniemy w kierunku Pantai Kerachut. Widoki po drodze .......








Dopływamy do Turtle Beach znanej też jako Kerachut Beach. Nasi współtowarzysze podróży już na nas czekają. Okazało się, że mieli kilka nieprzyjemnych przeżyć typu lekkie skręcenie kostki, zjechanie na niekontrolowanym poślizgu w dół...wspinanie się i potem zjeżdżanie na tyłku.... Wszystko to znamy (no może poza skręceniem kostki)...... utwierdzamy się w przekonaniu, że skoro ta część naszych wakacji miała być typowo wypoczynkowa to dobrze wybraliśmy.... Krótki spacer i rejs łódką.... total relaks, a co będzie dalej?

Kerachut Beach to bardzo ładna plaża z prawie białym miałkim piaseczkiem. Wysiadając z łodzi koniecznie trzeba zabrać ze sobą buty..... Niestety piasek na plaży jest bardzo gorący i niemiłosiernie parzy w nogi......
Turtle Beach  oprócz tego, ze jest bardzo ładna ma także do zaoferowania dwie atrakcje. Penang Turtle Sanctuary i meromiktyczne jezioro. Jezioro ma dwie warstwy, jedna to sól, druga słodka woda. Niestety podczas naszej wizyty na plaży jezioro było prawie całkowicie suche..... Widzieliśmy jedynie jakąś niewielką kałużę........ Trochę szkoda, bo nigdy więcej tam nie będziemy......






Po paru minutach spędzonych na plaży udajemy się do Penang Turtle Sanctuary, które zostało założone w celu ochrony dwóch gatunków żółwi żyjących w wodach wokół półwyspu. 

Od września do lutego Ridley Turtle przypływają do plaży i w nocy składają około 100 jaj. Po 60 dniach wylęgają się małe. Dorosły osobnik tego gatunku osiąga rozmiary od 15 do 65 cm i wagę do 50 kg. Green Turtle składają od 100 do 140 jaj od kwietnia do sierpnia. Dorosłe osobniki osiągają rozmiar około 1,2 metra.....  Zadanie Turtle Sanctuary polega na ścisłej ochronie jaj oraz odchowywaniu młodych żółwików w niewielkich basenach i po osiągnięciu odpowiedniego wieku wypuszczaniu ich do wody. 
Oczywiście Turtle Sanctuary spełnia też rolę edukacyjną...  Urządzane są wystawy uświadamiające ludziom skalę zniszczeń żółwi, pouczające jak nie wolno postępować i co można zrobić żeby populacja tych zwierząt nie zmniejszała się. Turtle Sanctuary otwarte jest od 10.00 do 16.30  z przerwą od 13.00 do 14.00.
My już kiedyś byliśmy w podobnym miejscu na Sri Lance i mając porównanie Penang Turtle Sanctuary było mniej ciekawe i budziło nasze kontrowersje. Co nie zmienia faktu, że dobrze, iż takie miejsce w ogóle istnieje. 









Plaża i woda zachęcają do pozostania tu na dłużej. Niestety istnieje całkowity zakaz rozbijania namiotów i biwakowania w tym miejscu. Pływający przy tej plaży musza też bardzo uważać na meduzy. Jest tu ich bardzo dużo i łatwo można się poparzyć. 






Dopływamy do północno- zachodniej części Parku narodowego Penang zwanej Monkey Beach lub Teluk Duyung. Podobno jest to najpiękniejsza plaża na Penag i lokalni bardzo chętnie na nią przypływają na pikniki w weekendy i święta.
Nazwa plaży pochodzi od zamieszkujących ją kiedyś makaków. Nie były to jednak zwykle makaki... te bowiem żywiły się tylko i wyłącznie krabami. Małpy okazały się być ogromnym zagrożeniem dla populacji krabów i trzeba było stopniowo się ich pozbywać. Teraz na plaży spotkać można pojedyncze osobniki, ale nie jesteśmy pewni czy one na stałe tu mieszkają. Widzieliśmy kilka małp, które płynęły tu na łodziach .........














Na tą panienkę trzeba było bardzo uważać. Właściciele baru wyszkolili to maleństwo do kradzieży kolczyków. Małpka łasi się na ręce po czym w sekundzie wyciąga z ucha kolczyk i połyka go. Niestety jedna z naszych współtowarzyszek straciła złoty kolczyk, ja na szczęście szybko zareagowałam i z pomocą DZ udało mi się uratować moje złotko......Oczywiście właściciele twierdzą, że małpa się tego sama nauczyła i niby ją karcą....., ale my wiemy swoje.....za parę dni małpka wydali kolczyki, a oni się wzbogacą........ 





Plaża jest długa i faktycznie piękna. Spędzamy tu bardzo miłe godziny. Kąpiel w cieplutkiej wodzie to ogromna przyjemność.









Niestety musimy wracać..... Po drodze mijamy Centrum Badań Morskich i Brzegowych...


Z daleka widzimy Batu Ferringhi .



Dopływamy do Kuala Tahan. Okazuje się, że o tej porze autobus nie dojeżdża już do ronda i musimy przejść się kawałek na dworzec autobusowy w centrum wioski. Nie przeszkadza to nam bo spędziliśmy bardzo relaksacyjny dzień, więc teraz spokojnie możemy przejść się.... Po drodze strzelamy kilka fotek...





Po powrocie do hotelu oczywiście idziemy na basen.

 



Zachód słońca oglądamy z hotelowej plaży.








Wieczorem przez Hard Rock Cafe udajemy się do "naszej" restauracji na kolację.





Dzisiaj kolację zjadamy na plaży. Jest mega romantycznie i pysznie. Ryba na parze mistrzostwo świata!!!!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz