Pałac usytuowany jest nad brzegiem rzeki Menam i zajmuje powierzchnię 218.400m². Teren pałacu podzielony jest na dwie części. Świecka, na terenie której do dzisiaj odbywają się najważniejsze oficjalne uroczystości państwowe, obejmująca pomieszczenia mieszkalne króla i jego rodziny, a także sale recepcyjne, w których król przyjmował dygnitarzy i udzielał publicznych wystąpień oraz religijna obejmująca kompleks świątynny Wat Phra Kaeo. Na całym terenie pałacowym istnieje obowiązek noszenia odpowiedniego stroju. Przed murami pałacowymi jest wielu sprzedawców sarongów, którzy wręcz na siłę wciskają swój towar i twierdzą, że w stroju jaki mamy na sobie nie wejdziemy do pałacu, ba nawet pomagają im w nieuczciwym procederze strażnicy pałacowi. Jeżeli ktoś ma ochotę poszę bardzo może kupić "szmatkę", na miejscu w pałacu sarong dostajemy za darmo (płacimy zwrotną kaucję). Na zwiedzanie pałacu należy przeznaczyć co najmniej 1.5 godz., my wyszliśmy z pałacu po ponad 3 godzinach i ze stwierdzeniem, że jeszcze tu wrócimy.
Jeden z posągów strzegących wejścia do komnat królewskich
Widoczna daleko zza murów pałacowych czedi jest złocona.
Tajowie nadal uważają, że Angkor Wat jest ich własnością. W 2005 roku doszło do ogromnego skandalu. Jedna ze znanych tajskich piosenkarek, podczas koncertu, oświadczyła głośno, że Agkor jest dziełem Syjamu i należy do Tajów. Jej wypowiedź wywołała falę zamieszek w Kambodży i Tajlandii, po kilku miesiącach sytuacja unormowała się. Obecnie co jakiś czas na nowo wybucha konflikt o świątynię Preah Vihear.
Kinnara- mityczna postać pół kobiety pół lwa.
Wat Phra Kaeo. Dla turystów jest to kolejny cudowny obiekt robiący ogromne wrażenie, dla praktykujących buddyzm Tajów. Świątynia Szmaragdowego Buddy jest najważniejszym w kraju miejscem religijnym. Szmaragdowy Budda to symbol króla i całego narodu. Posąg Buddy został kiedyś przechwycony przez wojska Laosu, odkąd Tajowie odzyskali posąg, strzegą go jak przysłowiowego "oka w głowie"
Na terenie pałacu znajdziemy nie tylko buddyjskie świątynie
Architektura Wielkiego Pałacu Królewskiego łączy w sobie dwa style: rodzimy styl tajski i styl wzorowany na europejskim, trochę klasycystycznym budownictwie.
Chakri Maha Prasat – Wielka Sala Tronowa. Na górnym piętrze środkowej sali przechowywane są prochy władców.
Ze względu na toczący się remont postanawiamy Świątynię Jutrzenki zwiedzić podczas kolejnego pobytu w Bangkoku. Po kilku latach wróciliśmy do Bangkoku, a świątynia nadal była w remoncie.
Ruszamy w kierunku słynnego kwiatowego bazaru.
Po drodze, przez przypadek, trafiamy na bazar rybny Tatien Market.
W tym upale "zapach" bazaru był obrzydliwy. Drugi raz bym tam nie weszła.
Bukiety weselne
W tym miejscu D. Z. obraził się na minie No babol nie chciał kwiatków. Było tak gorąco, a one były takie śliczne, pomyślałam, że zanim dotrzemy do hotelu to padną biedulki, powiedziałam,że nie chcę kwiatków, no i był
Świątynia łącząca elementy taoizmu, konfucjonizmu i animizmu
Mijamy kolejne "domy-sklepy", restauracje, hurtownie chińszczyzny i dochodzimy do celu. Przed nami Wat Traimit czyli Swiątynia Złotego Buddy.
Możliwość oglądania Złotego Buddy zawdzięczamy przypadkowi. Podczas rozbudowywania portu w Bangkoku robotnicy wykopali z ziemi mało interesujący, wykonany ze stiuku, straszliwie ciężki posąg Buddy. Jako, że żadnego posągu Buddy nie wolno zniszczyć, został ustawiony w Wat Trimit i stał sobie przez około 20 lat nie ruszany. Po renowacji świątyni postanowiono przenieść Buddę w inne miejsce, w tym celu ściągnięto dźwig. Robotnicy umocowujący liny swoją czynność wykonali dosyć nieudolnie. Przy pierwszej próbie podniesienia Buddy posąg pękł Okazało się, że pod stiukiem ukryty jest ważący 5 ton Budda wykonany z 18-sto karatowego litego złota. Posąg pochodzi prawdopodobnie z XIII wieku i przypuszcza się, że został pokryty stiukiem aby nie padł łupem Birmańczyków. Teoretycznie w świątyni istnieje zakaz fotografowania Złotego Buddy, ale pilnujący majątku strażnik w ilości sztuk 1 udaje, że nie widzi aparatów i kamer .
Natomiast straszliwie zainteresował się naszą reklamówką z zakupami (targaliśmy jakiś kilogram Galan gala, trawy cytrynowej i pół kilo kafiru), chodził i patrzył co tam mamy, nie wytrzymał i pyta Dużego Zająca: a co kupiłeś,? Duży mu pokazuje, Strażnik lubicie kuchnię tajską, już mogliśmy strzelać fotki do bólu. .
W Amarian Winichai znajduje się słynny Busok Mala. Tron Króla Ramy I w kształcie łodzi. Podczas oficjalnych ceremonii król siedział na tronie zasłoniętym kotarami, które odsłaniały się przy dźwiękach fanfar. Niestety tutaj też obowiązuje zakaz fotografowania.
Chakri Maha Prasat – Wielka Sala Tronowa. Na górnym piętrze środkowej sali przechowywane są prochy władców.
Na terenie pałacu znajdują się również sale wystawowe i dwa muzea, nie sposób jednak w ciągu jednej wizyty w pałacu zobaczyć wszystko. Przebijanie się przez tłumy zwiedzających, wysoka wilgotność i niesamowity upał w "zamkniętych" pomieszczeniach potęgują zmęczenie. Wychodzimy więc, z mocnym postanowieniem powrotu do tego pięknego miejsca.
Po opuszczeniu pałacowych murowa postanawiamy pójść na chwilę i odpocząć nad wodą. Przyjemnie jest w tak upalny dzień usiąść wśród zieleni i popatrzeć na przepływające stateczki i łódeczki.
Ze względu na toczący się remont postanawiamy Świątynię Jutrzenki zwiedzić podczas kolejnego pobytu w Bangkoku. Po kilku latach wróciliśmy do Bangkoku, a świątynia nadal była w remoncie.
Ruszamy w kierunku słynnego kwiatowego bazaru.
Po drodze, przez przypadek, trafiamy na bazar rybny Tatien Market.
W tym upale "zapach" bazaru był obrzydliwy. Drugi raz bym tam nie weszła.
Jeszcze nigdy w życiu nie obeszłam tak szybko bazaru
Na bazar kwiatowy idziemy piechotką, bocznymi ulicami i przyglądamy się życiu Bangkoku. Jakże inaczej wygląda ta część miasta w stosunku do Rattanakosin. Jest tu szaro, niezbyt czysto, brudna woda wylewana jest wprost na ulicę, domy są obdrapane, ale ruch uliczny wdaje się być dużo mniejszy.
Wychodzimy z szarych uliczek i zbliżamy się do targu. Obraz miasta zmienia się, ruch nasila się, pojawia się wiele sklepów i straganów, jest bardziej kolorowo. Jeszcze parę kroków i nasze oczy oszaleją, zobaczymy setki wielkich kolorowych bukietów .
Bukiety weselne
W tym miejscu D. Z. obraził się na minie No babol nie chciał kwiatków. Było tak gorąco, a one były takie śliczne, pomyślałam, że zanim dotrzemy do hotelu to padną biedulki, powiedziałam,że nie chcę kwiatków, no i był
Po targu kwiatowym można chodzić w nieskończoność. Tajowie florystykę opanowali w sposób mistrzowski, wyczarowują przepiękne bukiety, girlandy. Ilość kolorowych kwiatów i unoszący się w powietrzu zapach oczarowuje. Raj dla oczu, raj dla duszy, raj dla nosa.
Ruszamy w kierunku Wat Traimit. Idziemy pieszo, chcemy poczuć tą niesamowitą atmosferę miasta. Po drodze mijamy dzielnicę hinduską. Pojawiają się sklepy z materiałami na sari, charakterystyczne zapachy kuchni hinduskiej, Sikhowie z turbanami i długimi brodami, no prawie jak w Indiach. Prawie robi wielką różnicę, jest tu dużo czyściej, nie śmierdzi i po ulicach nie pętają się krowy
Po długim spacerze dochodzimy do dzielnicy chińskiej.
Pierwotnie ludność narodowości chińskiej zamieszkiwała tereny obecnego Starego Miasta. Za czasów króla Ramy I zostali przesiedleni. Idziemy ulicą Yowarat, to jedna z dwóch głównych ulic dzielnicy chińskiej. Oj jaka różnica w stosunku do Chin. Tutaj czas się zatrzymał, widzimy "Chiny" z przed czasów rozwoju gospodarczego. Ulica wygląda jednak identycznie jak niektóre ulice, które widzieliśmy w Chinach. No może z jednym wyjątkiem. Nigdzie w Chinach nie widzieliśmy takiej ilości świątyń na jednej ulicy.
Pod jednym dachem na wprost świątyni, po prawej biuro podróży po lewej restauracja
Świątynia łącząca elementy taoizmu, konfucjonizmu i animizmu
Mijamy kolejne "domy-sklepy", restauracje, hurtownie chińszczyzny i dochodzimy do celu. Przed nami Wat Traimit czyli Swiątynia Złotego Buddy.
Możliwość oglądania Złotego Buddy zawdzięczamy przypadkowi. Podczas rozbudowywania portu w Bangkoku robotnicy wykopali z ziemi mało interesujący, wykonany ze stiuku, straszliwie ciężki posąg Buddy. Jako, że żadnego posągu Buddy nie wolno zniszczyć, został ustawiony w Wat Trimit i stał sobie przez około 20 lat nie ruszany. Po renowacji świątyni postanowiono przenieść Buddę w inne miejsce, w tym celu ściągnięto dźwig. Robotnicy umocowujący liny swoją czynność wykonali dosyć nieudolnie. Przy pierwszej próbie podniesienia Buddy posąg pękł Okazało się, że pod stiukiem ukryty jest ważący 5 ton Budda wykonany z 18-sto karatowego litego złota. Posąg pochodzi prawdopodobnie z XIII wieku i przypuszcza się, że został pokryty stiukiem aby nie padł łupem Birmańczyków. Teoretycznie w świątyni istnieje zakaz fotografowania Złotego Buddy, ale pilnujący majątku strażnik w ilości sztuk 1 udaje, że nie widzi aparatów i kamer .
Natomiast straszliwie zainteresował się naszą reklamówką z zakupami (targaliśmy jakiś kilogram Galan gala, trawy cytrynowej i pół kilo kafiru), chodził i patrzył co tam mamy, nie wytrzymał i pyta Dużego Zająca: a co kupiłeś,? Duży mu pokazuje, Strażnik lubicie kuchnię tajską, już mogliśmy strzelać fotki do bólu. .
Ten słoń wystawał na jakieś 20 cm Przepiękne zdobienia. Niestety fotki nie oddadzą tego co widzieliśmy.....
Widok Złotego Buddy zapiera dech w piersiach i na chwilę odpiera mowę. Człowiek nie wierzy własnym oczom - 5 ton szczerego złota patrzy na mnie
Ten Budda będzie przez wiernych jeszcze złocony długo
Znajdujemy zająca
Resztę dnia postanawiamy spędzić na basenie hotelowym
Zrelaksowani i wymoczeni idziemy wybrać limuzynę, którą jutro pojedziemy na lotnisko
a może ta
a może motorkiem brykniemy?
Ciężki wybór smochodów 5, motorów sama nie wiem ile, ot taka hotelowa kolekcja.
Wieczorkiem idziemy na ostatni spacer o kolację.
Uwielbiam te wieczorne włóczenie się po Khao San i okolicach, ale czas coś zjeść.
Tak wyglądała kuchnia naszej restauracji, a tak zamówione jedzonko..........
Po kolacji idziemy na ostatniego naleśnika z czekoladą
Delektujemy się deserkiem i spacerkiem idziemy w kierunku hotelu. Po drodze ostatni rzut koka na "naszą cukiernię" . Niestety jutro o 10.30 mamy lot powrotny do Polski.
Widok Złotego Buddy zapiera dech w piersiach i na chwilę odpiera mowę. Człowiek nie wierzy własnym oczom - 5 ton szczerego złota patrzy na mnie
Ten Budda będzie przez wiernych jeszcze złocony długo
Wychodzimy ze światyni, jeszcze przez chwilę przyglądamy się przez okno modlącym i postanawiamy wracać do hotelu.
Dochodzimy do bramy na China Town
Znajdujemy zająca
No i zaczynamy szukać taksówki lub tuk tuka nikt nie chciał nas zabrać do De Moca nie dość, że daleko to jeszcze protesty i godzina szczytu . No, ale udało się wprawdzie chcieliśmy jechać zamkniętym pojazdem, ale można i tuk tukiem Już nie pamiętam ile zapłaciliśmy za dojazd do hotelu, ale była to jedna z najdroższych podróży.
Resztę dnia postanawiamy spędzić na basenie hotelowym
Zrelaksowani i wymoczeni idziemy wybrać limuzynę, którą jutro pojedziemy na lotnisko
a może ta
a może motorkiem brykniemy?
Ciężki wybór smochodów 5, motorów sama nie wiem ile, ot taka hotelowa kolekcja.
Wieczorkiem idziemy na ostatni spacer o kolację.
Uwielbiam te wieczorne włóczenie się po Khao San i okolicach, ale czas coś zjeść.
Tak wyglądała kuchnia naszej restauracji, a tak zamówione jedzonko..........
Po kolacji idziemy na ostatniego naleśnika z czekoladą
Delektujemy się deserkiem i spacerkiem idziemy w kierunku hotelu. Po drodze ostatni rzut koka na "naszą cukiernię" . Niestety jutro o 10.30 mamy lot powrotny do Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz