piątek, 21 lipca 2023

Buenos Aires - ostatni spacer i pożegnalna kolacja

 Po powrocie z dość długiego spaceru postanowiliśmy nieco odpocząć przy basenie w hotelowym patio.



Do wypoczynku zachęcały piękne kwiaty i ciepłe słoneczko...



Niestety temperatura wody w basenie w grudniu w Buenos Aires szybko nas pokonała...



Trzeba było nieco rozgrzać się na słońcu i ruszyć dalej...




Pierwsze kroki skierowaliśmy do "naszego sklepu po zapasy "San Telmo" i przez mięsną część Mercado do stoisk z przyprawami i wszelkiego rodzaju kuchennymi dodatkami.



Wybór przypraw, a przede wszystkim ich mieszanek dopasowanych do kuchni argentyńskiej jest tak duży, że wybór nie jest wcale prosty. A przecież czymś trzeba będzie doprawić po powrocie do domu argentyńskie steki...


Trzeba też było wybrać odpowiednie sosy. I tu znowu nie jest łatwo. Tu wszystko smakuje inaczej, nawet musztarda i ketchup, ale udało się...


A nad piklami i sosami szeroka gama win i innych alkoholi...


Niektóre likiery wyraźnie pokazują na związki ze słoneczną Italią, bo to przecież na Capri i Wybrzeżu Amalfitańskim powstaje pono najlepsze limoncello. A tu jeszcze i Arancello i Pomencello... Niestety, wszystkiego do walizek zabrać się nie da - limit wagowy działa jako hamulec...


Przyjrzeliśmy się też nieco temu, jak miejscowi rzeźnicy (a nie sprzedawcy w mięsnym czy na stoisku z mięsem w markecie) traktują mięso. Tutaj nadal mięso traktuje się z szacunkiem, a klient może pomarudzić i wybrać odpowiednią do potrzeb porcję o spełniającej oczekiwania jakości... 




Jeszcze spojrzenie na grudniowe czereśnie i truskawki...



A do tego wszystkiego jeszcze te lody i pieczone na miejscu ciasteczka...



No cóż, może i miałem minę taką jak na tym muralu...


Zaglądamy jeszcze na moment pod parasolki do Galería Solar de French...



... gdzie w sklepie z pamiątkami można zakupić ceramiczne "fragmenty Buenos Aires", oczywiście w większości z motywem argentyńskiego tanga.





Sklep z winami reklamuje się w oknie piękną wazą...


A Zające poszukują już odpowiedniego miejsca godnego, by skonsumować w nim ostatnią podczas wyjazdu argentyńską kolację. Mając do dyspozycji ogromną liczbę stylowych restauracji w tym rejonie miasta wybór nie jest łatwy. Nasz wybór padł na niezbyt wielką typowo argentyńską restaurację Desnivel przy Defensa 855 w San Telmo. W sieci są bardzo różne opinie na temat tego miejsca. Jedni piszą, że fantastyczne, inni, że nadmiernie zatłoczone, jedni że wspaniałe jedzenie, inni natomiast, że miejsce stało się tak popularne wśród turystów, że wśród gości więcej jest turystów niż Argentyńczyków. Spróbujemy... 


Na lewo od wejścia działa sporej wielkości ruszt, na którym na bieżąco przygotowywane są dania grillowane, nie tylko do konsumpcji na miejscu, ale także i na wynos.


Na blacie panowie kucharze przygotowują ćwiartki kurczaka, żeberka, kiełbaski a przede wszystkim bardzo dorodne steki, z których restauracja jest znana.






I powstaje na przykład taka stekowa kanapka w chrupiącej bułeczce...


Może nasza wizyta wypadła nieco wcześnie jak na argentyńską kolację, ale mieliśmy całkiem spory wybór miejsc.


Nieco głębiej znajduje się bar, w którym widać między innymi ogromny wybór win...



Wybieramy stolik i składamy zamówienie. Na ostatnią kolację należy nam się butelka dobrego argentyńskiego wina. Po chwili kelner przynosi "czekadełko" oraz zamówioną butelkę i celebruje jej otwarcie, próbowanie i nalewanie...




Na zamówione dania musimy chwilę poczekać, ale przecież mamy wino, bułkę oraz sosik i nigdzie nam się nie spieszy ...



A gdy już wjeżdża nasze zamówienie wiemy, że warto było czekać...


Dla Dużego pożegnalna milanesa...


Dla Małego jagnięce żeberka...




Czy była to udana kolacja w wartym polecenia miejscu? Według nas jak najbardziej...

I tak właściwie kończy się nasza Argentyńska przygoda. Już tylko ostatnia noc, ostatnie śniadanie, podróż na lotnisko i lot do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz