czwartek, 9 kwietnia 2020

Sagada do Baguio

Dzisiejszy dzień przewidziany jest na przejazd z Sagada do Baguio. To wprawdzie niby tylko 145 km, ale podróż miejscowym autobusem może zająć nawet 5 do 7 godzin. Autobus mamy koło 10:00 więc rano spokojne śniadanko z widokami...



Mały postawił dziś na "wolny rozruch" i po śniadaniu postanowił jeszcze nieco odpocząć przed długą podróżą. Za to Duży wystrzelił "na miasto" poznać przedświąteczny targ...


Okazało się, że na targu otwarte było może z pięć straganów, głównie z wszelkiego rodzaju artykułami gospodarstwa domowego natomiast właściwy targ zajął cały centralny plac oraz uliczki wokół niego... No to rundka okazała się dłuższa niż zakładałem...



Tu nie handlują typowi handlarze. Większość sprzedających to okoliczni rolnicy sprzedający, w niewielkich ilościach, swoje własne produkty. I jest tego faktycznie spora różnorodność...






























Nasz autobus do super nowoczesnych nie należy. Zajmujemy w nim ostatnie dwa miejsca - na rozkładanych pośrodku ławeczkach. I taka podróż czeka nas przez kolejne kilka godzin. Pierwszy etap to 11 km zjazdu serpentynami w dół w dolinę rzeki Chico po skalnej ścianie z przepaścią obok, niby zabezpieczoną ale... Aż strach się bać...


Po kilku kilometrach mamy namacalny dowód, jak niebezpieczna jest ta droga. Jadący kilkanaście minut wcześniej jeepney z ludźmi nie wyrobił na zakręcie i poszedł w przepaść. Jakby nieco na szczęście nie spadł na sam dół tylko zawisł na koronach drzew kilkanaście metrów niżej. Z tego miejsca policja i ekipa wspinaczy ze sprzętem do wspinaczki wysokogórskiej oraz ratunkowym wyciągała na linach nosze z kolejnymi poszkodowanymi - wyglądało na to, że jeszcze żywymi. Czysta makabra... Jadąc dalej kolejnymi poziomami serpentyny widzieliśmy przez okno wiszący na drzewach pojazd i pracę ratowników ale jakoś nie miałem serca nawet próbować robić zdjęć z tej akcji...


Jedziemy dalej z sercem na dłoni. Co będzie to będzie... Najbardziej niebezpieczny pono odcinek kończy się przy kościele Św. Tymoteusza, gdzie wjeżdżamy na drogę numer 204 szumnie zwaną Halsema Highway czyli Autostradą Halsema lub po prostu Drogą Baguio–Bontoc albo Mountain Trail czyli Trasą Górską. Droga niby nie najgorsza a i widoki ładne...
Halsema Highway Przebiega przez Centralne Cordillera. Liczy sobie 150 km długości. Droga nazwana została dla upamiętnienia amerykańskiego inżyniera, Eusebiusa Juliusa Halsema, który w latach 1920–1937 pełnił funkcję Burmistrza Baguio. Budowę podjęto w 1922 r korzystając z pomocy lokalnych mieszkańców, dla których była to "droga życia" i ukończono w 1930 jako - uwaga: sieżkę pieszą... Obecną drogę wybudowano dopiero po II Wojnie Światowej i jest to jedyna droga prowadząca do wiosek położonych w "sercu gór Cordillera". Droga ta nie cieszy się dobrą sławą. W 2013 r znalazła się na 9 miejscu wśród 25 najniebezpieczniejszych dróg na świecie - ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po jej pokonaniu...



Z okien widać kolejne tarasowe pola na zboczach Cordillera...




No to przejedziemy się kawałek drogą, po której podróżowaliśmy ponad 4 godziny...



Po mniej więcej dwóch godzinach jazdy kierowca robi postój na ładnym parkingu z punktem widokowym, restauracją i kilkoma straganami, ale jakoś nie mamy chęci na posiłek...








No i jedzie kolega z przeciwka...



Dojeżdżamy do położonego między górami niby już niedaleko Baguio słynącego na Luzonie z uprawy warzyw i owoców regionu Benguet. Nic dziwnego, że ten rejon nazywa się Salad Bowl of the Philippines czyli Sałatkową Miską Filipin. Ale to nie wszystko - w czasach historycznych wydobywano tu również złoto...  Gdy hiszpańscy najeźdźcy usłyszeli o bogatych kopalniach złota w dolinie La Trinidad próbowali podbić ten region dla siebie. Lokalni mieszkańcy jednak skutecznie radzili sobie z wyprawami wojskowymi i niechcianą chrystianizacją przeganiając wojskowych i księży uczestniczących w ekspedycjach od 1572 do ekspedycji pułkownika Galveya w latach 1829-1839. Górnictwo rozwinęło się mocno w latach 1930-tych. W czasie II Wojny Światowej działała tu silna partyzantka walcząca, przy wsparciu Amerykanów, przeciwko Japończykom. Po wojnie nastąpił niejako podział specjalizacyjny doliny. W rejonie Itogon wydobywa się miedź, złoto i rudy chromowe. Okolice La Trinidad to produkcja warzywna, owocowa i kwiatowa. Na cały kraj produkuje się tu różne odmiany ziemniaków, fasolę, zielony groszek, truskawki, kapustę, brokuły, kalafiory, sałatę, marchewkę oraz chayote (kolczoch jadalny). Część doliny nazywana jest Ogrodem Różanym. Rejon zyskuje też popularność wśród turystów ze względu między innymi na gorące źródła.










To siodełko na górze z lewej to drugi najwyższy punkt drogowy na Filipinach - na wysokości "zaledwie" 2,255 m n.p.m. Oznaczony jest znakiem 53 km trasy. Do 2019 punkt ten uważany był za najwyższy w systemie drogowym kraju jednak po dokładnych pomiarach okazało się, że wyżej położony jest punkt drogi  Kiangan-Tinoc-Buguias w gminie Tinoc, prowincji Ifugao na górze Gui’ngaw 2,428.66 m n.p.m. My jednak byliśmy tam przed tymi nowymi pomiarami w wtedy punkt ten był uważany za najwyższy...



Do Baguio już niedaleko, ale robimy kolejny przystanek i znowu na jedzenie. Tym razem miejscowi wręcz masowo spożywają coś, czego my jakoś nie mamy ochoty próbować - baluty czyli gotowane jajka w stadium dużego, często już częściowo opierzonego kurczaka... Nie nasza bajka. Za to my idziemy na krótki spacer i poznajemy kolejnego przyjaciela...






Ostatni odcinek drogi do celu pokonujemy w iście żółwim tempie... No ale cóż, wszyscy robią ostatnie świąteczne zakupy.
Docieramy do naszego hotelu położonego w pobliżu centrum. Ciosem jest dla nas to, że najbliższe miejsce gdzie wolno palić oddalone jest od hotelu o jakieś 200 m i mieści się... na stacji benzynowej. No ale to tylko jedna noc więc wytrzymamy. 








Czasu mamy mało, więc jak najszybciej ruszamy w miasto. Krótki spacer z hotelu i jesteśmy w centralnie położonym  Burnham Park założony w 1909 r z dużym sztucznym jeziorem, ogrodem różanym i wieloma atrakcjami, głównie dla dzieci. Jest kolorowo, wesoło i świątecznie, a przecież święta jeszcze się nie zaczęły. Wigilia dopiero jutro...




Historia związana z Baguio tak na prawdę zaczyna się na początku XX w. kiedy to władze amerykańskie postanowiły stworzyć tu miasto ogród jako centrum wypoczynkowe dla przebywających na Filipinach żołnierzy i ich rodzin. Wprawdzie jeszcze wcześniej w okolice te zapuszczali się Hiszpanie z misjami chrystianizującymi, ale sukcesów wielkich nie odnieśli. W 1755, Brat z zakonu Augustianów Pedro de Vivar stworzył misję w Tonglo na obrzeżach obecnego Baguio ale już w następnym roku Hiszpanie zostali przepędzenia pozostawiając za sobą 220 "nawróconych". W roku 1759 Hiszpanie próbowali odzyskać swoją misję ale wpadli w zasadzkę i ponieśli sromotną klęskę. Gubernator Generał Pedro Manuel de Arandía Santisteban zdecydował się wysłać misję karną którą dowodził niejaki Don Manuel Arza de Urrutia, której konsekwencją była kolejna klęska nosicieli chrześcijaństwa i doszczętne spalenie misji. Wysiłki w nawracaniu miejscowych nie dawały zbyt wielkich osiągnięć, bo jeszcze w 1907 r Kongregacja Niepokalanego Serca Maryi z dużymi oporami wśród miejscowych narzucała im odejście od animistycznych religii plemiennych. Działania te upamiętnia pomnik przed katedrą...


Przed II Wojną Światową Baguio było wojskową stolicą Filipin z letnią siedzibą gubernatora i akademią wojskową. Nic więc dziwnego, że wojna rozpoczęła się tu nalotem 17 japońskich bombowców na amerykańskie koszary 8 grudnia 1941. Po opanowaniu Luzonu, Japończycy w jednych koszarach zwanych Camp John Hay umieścili swoje wojsko a drugie koszary Camp Holmes stał się japońskimi obozem dla zatrzymanych w niewoli cywilów, głównie Amerykanów w okresie od kwietnia 1942 do grudnia 1944 r. 15 marca 1945 r Amerykanie przeprowadzili nalot dywanowy na Baguio i ofiary tego nalotu, kilka tysięcy osób, pochowano w masowych grobach i upamiętniono tablicą na cmentarzu przed katedrą.


Wojska amerykańskie wyzwoliły Baguio 27 kwietnia 1945. Dnia 3 września 1945 dowódca sił japońskich Generał Yamashita oraz Wiceadmirał Okochi podpisali w Rezydencji Amerykańskiej na terenie koszar Camp John Hay akt kapitulacji przed amerykańskim Generałem Jonathanem Wainwright w obecności brytyjskiego Generała Arthura Percivala. Ciekawostką jest to, że obaj ci generałowie wcześniej zostali pokonani przez Generała Yamashita i zostali specjalnie sprowadzeni na tę ceremonię by upokorzyć japońskiego przeciwnika.
Zachodzi słońce a przed katedrą miele się tłumek...  Kościół ten wybudowano dopiero w latach 1920 - 1936 i nosi miano katedry pod wezwaniem Matki Boskiej Pokutnej...






Ciekawy jest taras na dachu centrum handlowego usytuowany na poziomie placu przed katedrą, z którego ładnie widać zachód słońca...



Z katedry idziemy zobaczyć zakupowy szał w największym w Baguio centrum handlowym...













Wychodzimy z ogarniętego szałem zakupów tłumu i główną ulicą zmierzamy w stronę hotelu podziwiając świąteczne oświetlenie...





Po drodze mijamy kilka lokalnych restauracji, ale nasze plany na dziś są nieco inne...



W ogrodzie różanym pięknie prezentuje się ciekawa konstrukcyjnie choinka...











Naszym celem nie jest też droga hotelowa restauracja powyżej. Postanowiliśmy, że wieczorny posiłek ma nam zapewnić bardzo reklamowana Sizzling Plate Carino. I faktycznie ruch był tak duży, że trzeba było trochę poczekać na stolik. Ale warto było...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz