poniedziałek, 19 października 2020

Drogosze - Silginy

Kontynuujemy nasze podróże po dawnych Prusach Wschodnich. Droga do kolejnego celu prowadzi przez Korsze. 

Ta niewielka miejscowość wywodzi swoją historię od majątek nadanego przez Krzyżaków rycerzowi frankońskiemu z rodu von Königsegg w1418 r. Za datę założenia Korsz przyjmuje się rok 1448, jako że z tego roku pochodzi najstarszy dokument, w którym miejscowość jest wymieniana. 

Na początku XVIII w. majątek otrzymuje od Króla Prus wywodzący się z Flandrii podporucznik de Fresin jako wynagrodzenie za zasługi w okresie wojny siedmioletniej. I tak Korsze pozostają osadą rolniczą aż do momentu przełomowego - utworzenia tu węzła kolejowego na szlakach Królewiec – Ełk i Toruń – Wystruć. Kolej to dworzec, parowozownia, miejsca pracy i nowi mieszkańcy, a dla nich osiedle domów mieszkalnych. Pierwszy pociąg wjechał na stację w Korszach 1 listopada 1867 r. W konsekwencji, podczas gdy w 1820 roku osada liczyła zaledwie 15 chałup zamieszkałych przez 114 osób w 1900 roku liczba mieszkańców wzrosła do 490. Rozwój zatrzymał się wraz z I wojną światową gdy miejscowość zajęła rosyjska armia „Niemen” pod dowództwem gen. P. Renenkampfa. Gdy ofensywa niemiecka wojsk dowodzonych przez gen. Hindenburga zmusiła Rosjan do odwrotu ci podpalili miejscowy dworzec. Po wojnie dworzec odbudowano,  przetrwał on do kolejnej wojny gdy armia czerwona traktująca tereny Prus Wschodnich jako zdobycz wojenną ponownie dworzec zniszczyła... Powojenna odbudowa przez całkiem nowych osadników również koncentrowała się wokół kolei. Ostatecznie, w 1962 r Korsze stały się miastem... 

Miłośnicy "ciężkiego grania" pamiętają zapewne, że z Korsz pochodził perkusista grupy VADER Krzysztof Raczkowski - "Docent" a czasem "Doc", który zmarł 18 sierpnia 2005 r i został tu w Korszach pochowany... 

Zabytków w mieście nie ma wiele ale są takie, które są wyjątkowe. Takim specjalnym obiektem jest jedna z trzech powstałych w Korszach na przełomie XIX i XX w. wież ciśnień, widoczna na zdjęciu. Posiada ona stalowy, kulisty zbiornik typu Klönne , warto podkreślić że w Polsce są tylko 3 wieże z tego typu zbiornikiem - w Korszach, Dąbrównie i Runowie Pomorskim. 


Atrakcją jest też lokomotywa parowa typu Ol49 o numerze 27. Parowozy te budowano w latach 1951-1954 w Fabryce Lokomotyw im. F. Dzierżyńskiego w Chrzanowie a wyprodukowano ich ogółem 112 sztuk dla trakcji osobowej PKP... Niektórzy pamiętają jeszcze te maszyny "pod parą" prujące trasą Olsztyn - Korsze - Ełk...
 


Po 11 km zatrzymujemy się we wsi Drogosze zerknąć na tutejszy kościół. Powstał jako fundacja właściciela dóbr ziemskich Konrada von Wolfsdorffa z 1361 r i był kościołem filialnym parafii w Parysie. Inwentaryzacja z 1571 r wskazuje na to, że kościół popadł w ruinę. W roku 1589 Ludwik von Rautter zmuszony był zlecić rozbiórkę znacznej części starej budowli i postawienie nowych murów. Samodzielną parafią kościół staje się na początku XVII w. 
Leżący na uboczu kościół był miejscem spoczynku przedstawicieli kolejnych rodów właścicieli majątku w Drogoszach. Przetrwał też bez większych zniszczeń do stycznia 1945 r kiedy to wojska radziecki częściowo rozszabrowały a częściowo zniszczyły jego wyposażenie. Do początku lat 60-tych pomieszczenie wykorzystywano na magazyn ziemniaków. Dopiero w 1965 kościół przekazano ponownie do celów religijnych i przeprowadzono remont budynku jednak do chwili obecnej jego wnętrze jest niezmiernie ubogie... 



Zanim dojedziemy do pałacu warto napisać kilka zdań o wsi Drogosze, która w dokumentach pojawia się w roku 1361. Przywilej lokacyjny z 1370 r wydano na Konrada von Wolfsdorffa. W roku 1477 r. majątek przeszedł w ręce rodu Rautterów. Kolejnymi właścicielami w wieku XVII stała się rodzina rodzina Dönhoffów. I pozostawał majątkiem tej gałęzi rodu do 1816 r. kiedy to w Gdańsku po pojedynku zmarł Stanisław Ernest Dönhoff, ostatni jej męski przedstawiciel. Jego siostra, Angelika zu Dohna-Lauck, dziedziczka majątku, przekazała go w spadku siostrzenicy - hrabinie Mariannie Stolberg-Wernigerode. I to ta rodzina zarządzała majątkiem do 1945 r. Po wojnie majątek przekształcono w PGR a po transformacji grunty znalazły się w rękach prywatnych.


Od kościoła do bramy pałacu to zaledwie kilkaset metrów. Parkujemy pod rozłożystym, pamiętającym czasy świetności pałacu dębem, na którym rośnie w pełnej krasie taki oto okaz żółciaka siarkowego...


Żółciak siarkowy może być jadalny, ale uwaga (cytując za informacją z Wikipedii): Jadalne są tylko młode owocniki po odpowiednim przygotowaniu. Polega ono na płukaniu, obgotowaniu i odlaniu wody. Dopiero tak przygotowane grzyby można dalej przetwarzać (np. smażyć). Surowe owocniki są trujące, starsze są niejadalne nawet po obróbce termicznej. Warto o tym pamiętać, choć są tacy, którzy próbowali, przeżyli i chwalili...



Podchodzimy do bramy a tu łańcuch i kłódka... Na szczęście miejscowy informuje nas, gdzie się udać, żeby legalnie wejść na teren... No to idziemy...



Na legalu wchodzimy do parku porozglądać się po zabytkowym drzewostanie. Wprawdzie parkowi przydałoby się nieco więcej uwagi niż tylko skoszenie chwastów ale przyznać trzeba, że ogólne założenie i starodrzew robią wrażenie. Trochę wyobraźni i można zobaczyć jak wspaniały musiał być ten park w latach świetności... A dodając do tego dawną małą architekturę... Było cudo...








Od strony parku mamy widok na całą południową elewację pałacu...


Wiele napisano o historii pałacu w Drogoszach więc przypomnę tylko podstawowe rzeczy. Pierwsza rezydencja powstała w Drogoszach w latach 1596-1606, gdy właścicielem majątku był Ludwik von Rautter. Niestety, rezydencja spłonęła od uderzeniu pioruna w 1690 r. a w 1711 ostatecznie zniwelowano pozostałości pogorzeliska. 
Arystokratyczne majątki często zmieniały właścicieli poprzez mariaże. Tak też stało się z Drogoszami kiedy córka właściciela wydana została za Bogislausa Friedricha von Dönhoff (1672–1740) brandenbursko-pruskiego generała piechoty. Nie tylko zmienił on wcześniejszą nazwę miejsca Groß Wolfsdorf na Döhnofstadt ale też i zlecił budowę nowej rezydencji  godnej funkcji tzw. pałacu królewskiego, czyli obiektu, w którym  podróżujący monarchowie mogli bezpiecznie i wygodnie zatrzymać się podczas podróży między Berlinem a Królewcem. 
Ród Dönhoff posiadał już wspaniałą, niestety nieistniejącą dziś rezydencję we Friedrichstein koło Królewca i to na niej miał wzorować się nowy obiekt. W latach 1710–1714 powstał pałac, prawdopodobnie według projektu tego samego architekt - Johanna von Collas, chociaż istnieją też informacje, że pierwotny projekt, który von Collas adaptował stworzył francuski architekt Jean de Bodt. 
W 1725 r do istniejącego już pałacu dobudowano kaplicę, później wielokrotnie przebudowywaną. W 1766 roku, według projektu Gottholda Wilhelma Mauracha dobudowano boczne skrzydła pałacu a w 1785 powstał od strony północnej reprezentacyjny podjazd. 
 Nazwa Wschodni Wersal przylgnęła do posiadłości nie tylko ze względu na wielkość obiektu ale i na bogactwo jego wyposażenia. Ostatni męski potomek linii  Dönhoff z Drogoszy, Stanisław Otton von Dönhoff zginął w pojedynku ze studentem  Friedrichem von Saldernem licząc sobie zaledwie 20 lat i nie pozostawił następcy. Po jego śmierci przez blisko pięćdziesiąt lat Drogoszami rządziła kobieta – hrabina Angelika zu Dohna-Lauck, która przez cały ten okres upiększała pałac i jego otoczenie. Następnie spadkobierczynią majątku po jej śmierci w 1866 r została jej siostrzenica hrabina Marianna Stolberg-Wernigrode. Za rządów tego rodu niewiele zmieniło się w pałacu poza dobudowaniem mauzoleum rodowego do istniejącej kaplicy pod koniec XIX w. Ostatnim właścicielem majątku do 1945 r był Albrecht Graf zu Stolberg-Wernigerode. Po wojnie pałac najpierw przejęło NKWD, rozkradziono i wywieziono większość wyposażenia pałacu, a gdy wyprowadzili się z niego Rosjanie pałac pozostawał bez właściciela i powoli podupadał. Sytuację poprawiło nieco umiejscowienie w nim na lata 1954 do 1991 Ośrodka Szkolenia Rolniczego skupiającego się głównie na szkoleniu traktorzystów. Po zmianach ustrojowych majątek wystawiono na sprzedaż i od 1993 r pałac i jego otoczenie znajdują się w rękach prywatnych. Aktualnym właścicielem jest Pan Romanowski, który pono prowadzi w pałacu prace rewaloryzacyjne ale nie za bardzo widać ich wyników. Ostatnio kolejną poważną stratą było oberwanie się sufitu w sali balowej... 

 

Ciekawostką jest, że pałac posiada swoją symbolikę: 4 kolumny - symbolizują cztery pory roku, 12 kominów to liczba miesięcy, 52 pokoje czyli tyle ile jest tygodni w ciągu roku, 365 okien co odpowiada liczbie dni w roku oraz 7 balkonów a więc tyle ile dni liczy tydzień... 



Na zewnętrznej ścianie wschodniego skrzydła pałacu znajduje się medalion przedstawiający dziadka ostatniego właściciela pałacu Grafa Wernigerode. Wieść gminna niesie, że ten medalion uratował pałac przed spaleniem, bo rosyjskich żołdaków przekonano, że to wizerunek Lenina, który tu bywał i kazał pałac chronić... W sumie niezła bajka, ale podobieństwo postaci znaczne...











Nad frontowymi drzwiami zachował się herb rodu Wernigerode...



Niestety do wnętrz nie udało nam się wejść ale w sieci jest sporo zdjęć, w tym fotografie wykonane po ostatniej wizycie przedstawicieli urzędu konserwatorskiego. My mogliśmy jedynie zajrzeć do wnętrza przez okna...




Może kiedyś tu przed wejściem pojawi się ponownie fontanna i klomb...



Pałacowy park sięgał aż do rzeki Guber, a na jego terenie znajdowało się kilka stawów, z których  największy miał powierzchni ponad 47 ha oraz dwie niewielkie sztucznymi wyspy. Niestety zaniedbania grobli spowodowały obniżenie poziomu wody w stawach, ich zarastanie i trudno wręcz wyobrazić sobie jak pięknie musiały wyglądać za czasów świetności... 




Trudno wyobrazić sobie tak potężny majątek, który w najlepszych latach obejmował 5866 ha bez zabudowań gospodarczych. Niektóre z nich zachowały się do naszych czasów, część w nawet nienajgorszym stanie. Takim obiektem była zabytkowa stajnia. Niestety 25 marca 2020 r. spłonęła ... z nieustalonych przyczyn i tyle po niej zostało...
 







Najkrótsza pokazywana przez nawigację droga do kolejnego punktu w naszym dzisiejszym programie już na skrzyżowaniu wzbudziła nasze spore zaniepokojenie, więc pojechaliśmy drogą nieco dłuższą, ale za to równą i pewną. Niestety na wjeździe do Sątoczna musieliśmy się zatrzymać i skorzystać z samochodowej apteczki, by pomóc starszej pani, która po wyjściu z kościoła przewróciła się wsiadając na rower i uderzyła mocno głową o jezdnię. Kiedy trenowaliśmy udzielanie pierwszej pomocy zauważyłem, że ksiądz właśnie zamknął kościół i idzie do siebie do domu. Podszedłem, przywitałem się, powiedziałem, że chcielibyśmy rzucić okiem na wnętrze kościoła i... klucze do świątyni znalazły się w moich rękach z instrukcją, gdzie je odnieść, gdy zakończymy oglądanie... Przemiły ksiądz, przemiła rozmowa i przemiłe wspomnienie...

Kościół w Sątocznie powstał w latach 1326-1328 w grodzie, który Krzyżacy założyli u zbiegu rzek Sajny i Guber. Wysoka na 32 m wieża jest najstarszą częścią obiektu pochodzącą z pierwotnego kościoła. W ciągu wieków na wieży umieszczone były trzy dzwony, z których najstarszy zaginął, drugi z roku 1735 wywędrował do kościoła w Borfelde koło Hildesheim w Niemczech, a trzeci odlany przez  Georga Bernharda Kinder w Królewcu w 1735 roku wisi tam do dziś. 



Nawa kościoła nie doczekała się nigdy sklepienia murowanego. W roku 1848, na polecenie pastora Simona Jakuba Gammela drewniane sklepienie nad nawą, imitujące sklepienie żebrowe z gwiazdą, wykonał stolarz Rockel. Drewniany ołtarz główny wykonał w 1824 r rzeźbiarz Bierreichel z Reszla. 
 


Organy dla kościoła wykonał w 1745 roku królewiecki organmistrz dworski Adam Gottllob Casparini. 





Przy kościele znajdował się dawniej cmentarz. Część płyt nagrobnych przeniesiono do kościoła a część znajduje się na zewnątrz w otaczającym kościół parku...



Przed wyjazdem z Sątoczna jeszcze jeden obiekt - dawna stodoła i kierunek Silginy...


Po przejechaniu kilku kilometrów przez pola i łąki dojeżdżam do miejsca przed mostkiem, śmierdzącego w niemożebny sposób krowiakiem, i zatrzymuję się przy mocno podniszczonej tabliczce "Pałac Silginy". Czy ja pomyliłem drogę? Gdzie ja jestem? Może ktoś przestawił tę cholerną tabliczkę? Przecież na zdjęciach widziałem duży pałac, jeszcze parę lat temu funkcjonujący w najlepsze jako obiekt wakacyjny a co widzę teraz? Ruiny zarośnięte od lat nie karczowanymi zaroślami. Musiałem obejść wokół sam, bo Mały zaprotestował, że nie będzie przedzierał się przez takie krzaczory i pokrzywy... No to cofnijmy się do historii...


Początki Silgin sięgają końca XIV w, kiedy w okolicy powstały strażnice krzyżackie mające zabezpieczać okolicę przed najazdami Żmudzinów i Litwinów. Wieś powstała dopiero w 1422 r jako rycerska i prawdopodobnie beneficjentem nadania był ktoś o pruskich korzeniach, gdyż pierwotna nazwa Swilginai pochodziła od pruskiego imienia Swilge. 
Dwa stulecia minęły bez wzmianek o tej wsi a kolejne dokumenty podają, że w 1626 r wieś należała do rodziny von Kreytzen. Później wieś trafiła do dóbr rodziny von Egloffstein, która posiadała swoją rezydencję w Arklitach. Następnie trafiła w ręce rodziny von Viereck. To za czasów jej władania  w 1836 r wzniesiono w Silginach pałac. Wkrótce dobra powróciły do rodu von Egloffstein. Nie byli oni zainteresowani pałacem dla swoich potrzeb gdyż rezydencja w Arklitach była znacznie bardziej okazała i pałac w Silginach pełnił funkcję mieszkania i miejsca urzędowania administratora, którym był niejaki Fröhlih. 
Około roku 1880 majątek nabył niejaki Edmund Klapper, który poważnie podszedł do gospodarstwa opierając jego produkcję na hodowli bydła. Pomysły miał świetne tylko zabrakło środków i majątek popadł w długi do tego stopnia, że 6 października 1894 dobra zlicytowano. Zwycięskim oferentem okazał się przedstawiciel von Egloffsteinów. 
Jeszcze pięć razy majątek zmieniał właściciela by w 1914 r trafić w ręce barona Reinholda von Lüdinghausen. Następnie przez pewien czas od 1927 r., majątek należał do Wschodniopruskiego Towarzystwa Ziemskiego, by nieco później zespół pałacowy przeszedł na własność Monfreda Pehlke, reprezentującego organizację „Bund der Gothen”. 
Gdy do władzy doszedł Hitler, pałac wywłaszczono i przekazano na potrzeby NSDAP. W pałacu utworzono ośrodek szkoleniowy dla Hitlerjugend, który następnie przeniesiono do Krelikiejm a jego miejsce zajął dom starców, który funkcjonował tu aż do 1945 r. Armia Czerwona nie miała litości dla tych co pozostali i pacjenci  zostali wymordowani.
Ponieważ przed końcem wojny większość mieszkańców wsi ewakuowała się, nowe władze sprowadziły na ich miejsce osadników zza Buga oraz przesiedleńców w ramach akcji Wisła. 
Część ziemi rozparcelowano a część włączono do PGR. Natomiast pałac przeznaczono na ośrodek kolonijno-wypoczynkowy dla dzieci i wojskowych. Biorąc pod uwagę fakt, że okolica nie jest ani zbyt piękna ani atrakcyjna wypoczynkowo po pewnym czasie pałac przeznaczono na mieszkania. W tym czasie rozgrabiono lub zniszczono wszystko, co dało się zniszczyć, szczególnie elementy drewniane wyposażenia - boazerie, posadzki, balustrady schodów. Mieszkańcy absolutnie nie dbali o obiekt a gdy w jednym z pomieszczeń wybuchła butla z gazem w latach 70-tych budynek opuszczono. Czasami w swych podróżach w opuszczonym pałacu zatrzymywali się Romowie. W 1993 pałac został zakupiony przez polsko-niemiecką fundację Dittchebuche e.v. z Elmshorn z zamiarem urządzenia w nim Domu Przyjaźni Polsko-Niemieckiej. Z projektu nic nie wyszło i rok później przerwano wszelkie prace zabezpieczające. Około 2005 r zawaliła się część dachu i kawałek ściany... I tak pałac niszczeje nadal... 
















A jeszcze nie tak dawno wyglądał ta... (zdjęcie ze strony https://mapy.eholiday.pl/galeria-silginy-barciany-ketrzyn,sort-uzytkownik,26050.html?view=popup) 


Gdy jechaliśmy w kolejne miejsce wspomnień po dawnych rezydencjach w Prusach Wschodnich na łąkach u zbiegu rzek Sajny i Guber trwały sianokosy z czego ochoczo korzystało spore stado bocianów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz