piątek, 10 kwietnia 2020

Baguio - Vigan i wigilia

No to mamy wigilię a przed nami do pokonania drobne 195 km do Vigan. Nie udało się kupić dzień wcześniej biletów na autobus więc po szybkim śniadaniu w taksówkę i na dworzec autobusowy. A tam dosłownie armagedon. Setki Filipińczyków próbujących dostać się do autobusów. Odjeżdża autobus za autobusem wypakowany do granic możliwości upchania się do wnętrza... I mamy szczęście. Ta ogromna rzesza pasażerów ciśnie się głównie do autobusów rozwożących ludzi w promieniu do 100 km, ludzi, którzy chcą zdążyć na święta do domu. Nasz autobus jest dalekobieżny więc udaje nam się kupić bilety i to z przodu, bo nie było tu przedsprzedaży... Uff... Odetchnęliśmy z ulgą i po prawie godzinie, ale o planowanym czasie ruszamy. Autobus jest pełen, ale bez przesady... No i my jedziemy nim tylko połowę pełnej trasy... 




Dzisiaj droga jest jakby lepsza. Po krótkim odcinku zjazdu z gór znajdujemy się na nadmorskich terenach i jedziemy "po płaskim" przez tereny rolnicze... Zielono, świeci słoneczko, a w tle Cordillera, góry, w których byliśmy jeszcze wczoraj...







Mniej więcej w połowie drogi zatrzymujemy się, standardowo, przy restauracji i możemy rozprostować nogi i rozejrzeć się wokół...




Ruch na drodze raczej niewielki (poza większymi miejscowościami) i pojazdy to głównie miejscowe tuk-tuki o różnych formach...




Gdy dojeżdżamy do delty rzeki Amburayan wiemy, że zbliżamy się do celu...






Nasz hotel, Fiesta Garden położony jest mniej więcej 3 km od centrum Vigan. Z jednej strony źle, bo do centrum pieszo pójść raczej się nie da zważywszy, że droga jest bardzo ruchliwa a poboczy, nie mówiąc o chodnikach brak. Z drugiej strony, jest cisza, spokój, wygoda, zieleń, basen i można odpocząć...





Pokoje znajdują się na dwóch piętrach wokół sporego patio z fontanną...



Nasz pokój znajduje się na parterze, tuż przy patio i wyposażony jest wystarczająco dobrze, by gościom nie brakowało niczego, co mogłoby być im potrzebne...







Wystarczy przejść kilka kroków z pokoju i już tereny rekreacyjne hotelu... No to pobawimy się w te święta...





No to wsiadamy w tuk-tuka i zaczynamy zwiedzać Vigan - oczywiście od targu bo Dużemu udało się na tarasach zgubić okulary i potrzebne były środki zastępcze. No, a poza tym kochamy bazary...
Niby to wigilia i wczesne popołudnie, ale wszystko jeszcze otwarte i gorączkowe zakupy trwają...



Tyle tu bananów, pomarańczy, kokosów, ananasów i wszelkich innych dóbr, a my pamiętamy jeszcze komunikaty z naszej telewizji: "Do Gdańska zawinął właśnie MS ..., który przywiózł z bratniej Kuby świąteczne dostawy tropikalnych owoców. Trwają zapisy działów socjalnych z zakładów przemysłowych w całym kraju na zakup pomarańczy do świątecznych paczek dla dzieci..."





I pomyśleć, że pierwszego prawdziwego ananasa w całości, a nie w plastrach w puszce widziałem wiszącego w oknie warzywniaka pod Londynem w 1980 r...



Świeżutki makaron na świąteczne chow mein...




Świątecznego karpia czy choćby śledzika raczej tu nie znajdziemy... Są za to suszone krewetki, kalmary, ryby mórz południowych i inne przysmaki...





Na miejscu przerabia się sterty kokosów. Obieramy z kopry, otwieramy, zlewamy wodę kokosową, wybieramy miąższ, przerabiamy na wiórki i mleko kokosowe...



W międzyczasie zaczyna się ściemniać, więc przenosimy się pod katedrę Św Pawła na Plaza Salcedo wokół którego przewidziane są największe atrakcje dzisiejszego wieczora.


Po drodze zaszliśmy jeszcze do kaplicy przy cmentarzu Simbaan A Bassit czyli w lokalnym języku po prostu Mały Kościół lub Kościółek. I faktycznie jest malutki, bo pomieścić może maksymalnie 100 osób. Wybudowano go w latach 1850. Legenda głosi, że ciemny krucyfiks w ołtarzu głównym to Apo Lakay uratowany z zatopionego w pobliżu Vigan galeonu, który dwukrotnie ocalił miasto przed zarazą - w 1756 oraz 1882 r. 



Na Plaza Salcedo przyszliśmy gdy jeszcze trwały przygotowania do głównego wydarzenia wieczoru - wigilijnego pokazu "tańczących fontann" więc możemy obejrzeć świąteczne dekoracje przed siedzibą prowincji Ilocos Syr, której Vigan jest stolicą. Przewodnim tematem tegorocznych dekoracji są bajki Disneya...
















Wokół fontann zbiera się coraz większy tłum, więc i my idziemy znaleźć swoje miejsce...



I wreszcie gasną światła i zaczyna się pokaz...


Przyznam, że film dość długi, ale nie miałem sumienia go pociąć bo w sumie było fantastycznie.

No a po fontannach zaszliśmy jeszcze do katedry... Historia mówi, że zwany ostatnim konkwistadorem Juan de Salcedo przybył do Vigan w maju 1572 roku dla podboju północnej części wyspy Luzon. Dokonał zmiany nazwy miasta na Villa Fernandina by uczcić zmarłego syna króla Filipa II oraz przywiózł ze sobą augustianina, niejakiego księdza Alonso de Alvarado, który podjął próbę chrystianizacji regionu Ilocos. W 1574 r wybudowano pierwszy kościół z drewna kryty strzecha. Oczywiście przybytek taki funkcjonować nie mógł zbyt długo bo po prostu spłonął. Podejmowano kolejne próby budowy kościoła w tym miejscu ale były one niweczone przez trzęsienia ziemi. W końcu na początki 1790 r wmurowano kamień węgielny pod budowę obecnego kościoła barokowego o konstrukcji wzmocnionej przyporami jako ochroną przed trzęsieniami ziemi. Budowę ukończono w roku 1800. Obok katedry stoi wysoka na 25 m całkowicie odrębna wieża.













No i wróciliśmy do hotelu a tu okazało się, że restauracja już nie działa. Na szczęście hotel przygotował kolację bufetową, która pozwoliła Zającom przetrwać do pierwszego dnia świąt, tym bardziej, że posiadaliśmy zapasy odpowiednich napojów...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz