czwartek, 31 sierpnia 2017

Chiny - Dali








Dzisiaj mamy więcej szczęścia z pogodą. Niebo jest zachmurzone, ale nie pada. Długo się nie zastanawiamy tylko szybko zjadamy śniadanie i biegniemy na autobus jadący do Starego Dali.
Nie bardzo wiemy w którym miejscu wysiąść, żeby szybko znaleźć się w sercu Starego Miasta. Po Starym Mieście autobusy nie mają prawa jeździć. Wysiadamy na pętli autobusowej i idziemy w kierunku Starego Miasta. Po drodze mijamy typowe lokalne sklepy, restauracje i stragany. W tej części miasta nie ma zbyt wielkiego ruchu i bardzo przyjemnie się wszystko ogląda.





Przed wejściami do lokalnych restauracji znajdują się całe wystawy lokalnych produktów, z których skomponować można swój posiłek...









Oczywiście dla leniwych turystów przygotowane są elektryczki, którymi można zwiedzać miasto. My z nich nie korzystamy, bo chcemy zachodzić w różne zakamarki, w które elektryczki nie wjeżdżają.



Dochodzimy do Yuer Park. Zaglądamy przez bramę.... jest pięknie, lubimy takie miejsca więc wchodzimy.









Tuż obok znajduje się Jiang' Ancestral Hall. Chwilę się zastanawiamy czy wejść, ale jakoś specjalnie muzeum folkloru nie jesteśmy zainteresowani. Idziemy dalej.




Lokalny koloryt, szczególnie gastronomiczny wręcz powala...





Dochodzimy do Canghsan Gate - jednej z 4 zachowanych bram wjazdowych do Starego Miasta.

Miasto ma długą historię. Od  Około roku 738 było siedzibą władz Królestwa Nanzhou. Królestwo Nanzhou miało kontrolę nad ważnymi szlakami handlowymi do południowo-wschodniej i południowej Azji. Miasto szybko się rozwijało i bogaciło.  Władcy Nanzhou  przeszli na buddyzm. Dali stało się centrum rozprzestrzeniania  buddyzmu do reszty  Chin i Azji Wschodniej. Po dwustu latach  Królestwo zostało zdobyte przez klan Duan. Następnie w roku 1253, Mongołowie zdobyli miasto  i Dali stało się ważną bazą wojskową dla Mongołów.





Przy bramie lokalne rolniczki sprzedają swoje plony. Trzeba przyznać, że uprawa roli w okolicach Dali wyglądała imponująco. Zagospodarowany jest każdy skraweczek ziemi. Rośliny są podwiązane, okopane, wypielone. Większość czynności wykonywana jest ręcznie. Bo na te niewielkie poletka nie wjedzie żadna maszyna rolnicza.


Wracamy na Stare Miasto. Sklepiki i stragany tworzą niepowtarzalny klimat miejsca.










Docieramy do Dali Confucjus Temple. Tu musimy wejść koniecznie. Chociaż w przewodnikach świątynia nie jest specjalnie polecana do zwiedzania, warto ją zobaczyć. Jest bardzo ciekawa.



















Ulica Cudzoziemców to najchętniej odwiedzane przez turystów miejsce. Idziemy w jej kierunku i faktycznie robi się coraz większy tłum. Nic dziwnego.... każdy chce zobaczyć czasem ponad 1000 letnie domy, skosztować tradycyjnych potraw, popatrzeć na lokalne rzemiosło.












Pierwszy raz w Chinach spotykamy się z taką metodą wyrobu słodyczy. Podobno proces produkcji nie zmienił się od wieków. Muszę przyznać, że cukierki były bardzo smaczne, ale raczej sama bym nie chciała ich produkować.






Dochodzimy do Wuhua lou building. Pięciopiętrowy budynek używany w dawnych czasach do przyjmowania gości z dworów królewskich i cesarskich. Z najwyższego piętra rozciąga się przepiękny widok na Stare Dali.  













Kolejna uliczka, która nas zachwyca Honglongjin.




Oczywiście, jak wszędzie, jest i zając dla Zająca...







Mieszkańcy Dali zamiast bukietów kwiatów sprzedają przepiękne kolorowe wianki. Nie wiem jak oni to robią, ale wianek trzymał się do końca dnia, a kwiaty nie zwiędły jeszcze kolejnego. Był ciężki, ale piękny.



Między kamiennymi wzmocnieniami brzegów strumienia płynącego środkiem ulicy a kamieniami wyznaczającymi jej brzeg spotkaliśmy takiego oto ciekawskiego szczurka...




Pomnik Chińskiej Armii Ludowej wyglądał koszmarnie i zupełnie nie pasował do miejsca.


Przed nami dawny dom Du Wenxiu , w którym obecnie jest muzeum państwowe Dali. Niestety nie pamiętam ile kosztował bilet. Samo muzeum było mało interesujące, ale park w środku był bardzo ciekawy.










Mieliśmy też okazję obejrzeć z bliska typowe lokalne stroje...



Opuszczamy muzeum i zaczynamy przebijać się przez tłum w kierunku South Gate.









Tu mamy możliwość pochodzenia po zachowanych fragmentach murów obronnych. Z góry oglądamy Dali i okolicę.















Wracamy na dół i idziemy dalej.









Chodzimy mniej uczęszczanymi uliczkami. Zaglądamy w zakamarki i trafiamy do dziwnego baru. Barman robi tu "wybuchowe" drinki. Do drinka dodaje jakąś substancję i przez chwilę wszystko dymi.....




Mamy pewne problemy z odnalezieniem Kościoła Katolickiego, ale udaje się. Kościół jest niesamowity. W niczym nie przypomina znanych nam budowli kościołów katolickich. Gdyby nie krzyż i pewne elementy wystroju wnętrza nigdy byśmy się nie domyślili, że jest to katolicka świątynia.











Mamy do odszukania jeszcze jedną świątynię, która jest już poza ścisłym centrum Starego Miasta. Krążymy po uliczkach i nijak nie możemy jej odnaleźć.






Już prawie poddaliśmy się, bo każdy pokazywał nam inną drogę. Aż w końcu weszliśmy w jakieś dziwnie wyglądające uliczki przez przypadek odnaleźliśmy świątynię. Tak naprawdę sami nigdy byśmy jej nie znaleźli, ale przed budynkiem stała grupka mężczyzn, pokazaliśmy mapę z Chińską nazwą świątyni i okazało się, że prawie przed nią stoimy. Musimy tylko przejść przez podwórze i będziemy w środku..........

Tybetańska Pu Xian Temple otwiera przed nami swoje wrota..




Świątynia prowadzona jest przez tybetańskie mniszki. Co jakiś czas mniszki modlą się i śpiewają. Sama świątynia może nie powala bo jest mocno zaniedbana, ale odprawiane przez mniszki rytuały były ciekawe.



Gdyby ktoś chciał znaleźć świątynię to niech szuka tego znaku.


Wprawdzie nocny pociąg do Kunming mamy dopiero o 23.59, ale wracamy już w kierunku hotelu.




Do nowego Dali jedziemy bardzo długo. Na szczęście najpierw postanawiamy pójść na kolację, a dopiero później do hotelu. W okolicy już prawie wszystko pozamykane. Udaje nam się znaleźć otwartą restaurację prowadzoną przez rodzinę. Właściwie to oni też już zamykali, ale jeszcze sami mieli zamiar coś jeść więc nas wpuścili. Okazało się, że była to jedna z najlepszych kolacji podczas tej wyprawy.





Dojeżdżamy na dworzec kolejowy.


Odnajdujemy naszą poczekalnię i przeżywamy lekki szok. Dzikie tłumy Chińczyków, przepychanki, krzyki. Przepakowywanie walizek i straszliwy smród z toalety. Niestety musiałam skorzystać z wc. Ponieważ przyuważyłam, że toaleta została zamknięta i właśnie jest myta, przeczekałam i weszłam jako jedna z pierwszych. Po otwarciu drzwi załamałam się...... jeden wielki betonowy ściek do którego wszyscy się załatwiają do połowy wypełniony wodą.....  Oczekiwanie na pociąg było lekko męczące i stresujące.





A tak Chińczycy zachowują się jak usłyszą, że na peron wjechał ich pociąg. Nigdy tego nie zrozumiem bo wszyscy muszą mieć wykupiony bilet z oznaczonym miejscem.....


Ucieszyłam się jak dziecko kiedy na stację wjechał nasz pociąg i zaczęto nas wpuszczać. Moja radość nie trwała długo. Okazuje się, że nasze miejsca są zajęte. Dwie Chinki smacznie sobie śpią i mają gdzieś nasze tłumaczenia, ba one nas nie rozumieją...... Dużemu udało się odszukać konduktorkę i na migi wyjaśniamy nieporozumienie. Konduktorka krzyczy na kobiety, a one nie mają zamiaru się ruszyć. W końcu lekkiej kłótni przenoszą się na swoje łóżka i zostawiają nam pościel, w której spały. O nie tego już za wiele... Wpadam do ich przedziału, zabieram czystą pościel i przenoszę naszą. Uf no to teraz spokojnie możemy iść spać. Rano obudzimy się w Kunming.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz