Poprzedni kierowca wystawił nas do wiatru. Musimy szukać nowego. Jeszcze w Polsce znalazłam agencję, która posiadała tez usługę wynajmu, jak zapewniali mówiących po angielsku kierowców. Agencję sprawdziłam w tripie z racji tego, że zamawiałam przez nich pakiety Spa i miała dobre opinie. Zamawiamy więc na rano kierowcę, dostajemy szybkie potwierdzenie na maila, za chwilę oddzwania do nas pracownik i wszystko telefonicznie potwierdza, wszystko idzie

Rano po śniadanku szybkie zbieramy walizeczki i idziemy się wymeldować. Kierowca już czeka, wita się z nami zabiera, walizki do samochodu. My szybko załatwiamy formalności i idziemy omówić z kierowcą dzisiejszą trasę. Duży mówi co już widzieliśmy i co planujemy na dzisiaj, kierowca tylko kiwa głową i odpowiada ok


Jedziemy przez kolejne wioski, kierowca rzuca jakieś pojedyncze słowa, a na nasze pytania jakoś dziwnie odpowiada....... Zapytany o jeden ze zwyczajów Balijczyków zaczyna się dziwnie kręcić, rozglądać i odpowiada spa pedicure

Jedziemy dalej i widzimy, że wiezie nas przez znajomą okolicę, ale może to jest droga do świątyni na wodzie




Po drodze do Kangi Kining, wioski w której znajduje się świątynia, oglądamy piękne krajobrazy.
Mijamy pola ryżowe, na których uprawiane są warzywa ( trzy razy w roku na większości pól uprawia się ryż, a czwarty raz obsadza się warzywami). Szkoda tylko, że widoczność jest kiepska, mgła i chmury.
Im bliżej wioski tym więcej straganów i kupujących.
Udało się jesteśmy na miejscu.
Nazwa świątyni pochodzi od jeziora Beratan, na którym została wybudowana, a nazwa jeziora Beratan związana jest z Beratan Mount uznawaną za bóstwo, boginię płodności i źródło dobrobytu ludzi. Dosłowne tłumaczenie nazwy świątyni oznacza "moc jeziora Beratan i bogini Danu".
Ulun Danu Beratan składa się z czterech świątyni: Lingga Petak - poświęconej bogowi Siwa Penataran Pucak Mangu - poświęconej Wisnu Terate Bang - poświęconej Brahmie Dalem Purwa - poświęconej bogini Danu, która jest utożsamiana Laksmi.
W świątyni odprawiane są ceremonie w celu zapewnienia dostatku wody z jeziora dla rolników nawadniających pola ryżowe na całej wyspie Bali. Turyści nie mają wstępu do świątyni, mogą tylko chodzić wokoło i po pięknym ogrodzie . Standardowo żeby dotrzeć do świątyni trzeba przejść przez stragany, restauracje itd.
Jedziemy w kierunku Singaraji zobaczyć wodospady Air Terjun Gitgit.
Do wodospadów trzeba dojść krętą, około 500 metrową, ścieżką przez dżunglę. Przez całą drogę podziwiać można niesamowitą roślinność porastającą wąwóz i zbocze góry. Spacer jest bardzo przyjemny (pod warunkiem, że nie pada. My mieliśmy to "szczęście", że na wodospadach lunęło i powrót nie był przyjemny. Chwilami szło się jak po lodzie stromo z górki lub pod górkę.
Wodospady mają 11 metrów. Po dojściu do kąpieliska watro się popluskać i pójść dalej ścieżką w górę są naprawdę piękne widoki. Czytałam sporo negatywnych opinii o tym miejscu, że komercha, że nie warto, że nie robi wrażenia.
Komercha nie większa niż w świątyniach

Z boku spływają też małe wodospadziki.
11 metrowe bliźniaki
Nie jestem pewna ceny wstępu na wodospady, ale chyba 3000 Rp.
Po zobaczeniu wodospadów i przeczekaniu deszczu wracamy do samochodu i mówimy, że zmieniamy lekko plan. Najpierw chcemy zajechać do Lovini, a właściwie zobaczyć tylko jakąś ładną czarną plażę. Nasz kierowca usłyszał ładna czarna plaża i kiwa głową wypowiada swoje sławetne ok i jedziemy. Od wodospadów do Lovini jest jak na nasze oko 20 min jazdy (jadąc w dół miasto jest cały czas w zasięgu wzroku), przejechaliśmy jakieś 20 min wjechaliśmy do miasta i jedziemy drogą nadmorską, mijamy kolejne kurorty, ale nie zjeżdżamy na plażę.Wyjechaliśmy z miasta jedziemy dalej i słyszymy good beach, good beach i macha ręką, że prosto. Jedziemy kolejne 20 min, Duży dostaje padaki, co chwilę pyta jak w Szreku daleko jeszcze, a kierowca tylko macha ręką pokazując, że prosto i 10 min . Po kolejnych 15 min zatrzymał się przy czarnej plaży

Kierowca postanowił pokazać nam jedną z największych hinduistycznych świątyń na Bali i czarną plażę, tylko, ze my nie mieliśmy tego w naszych planach tym bardziej, że wracać musimy tą samo drogą jakieś półtorej godziny zanim dojedziemy do Pura Taman Ajun, kolejnego naszego celu.
Jak już jesteśmy to idziemy zobaczyć dwie świątynie .
Dalej wstęp dla turystów zakazany.
Po przeciwnej stronie drogi, jakieś 150 metrów od Pura Pulaki znajduje się kolejna świątynia niesamowicie tajemnicza i urokliwa, wybudowana na dość stromym wzgórzu Pura Pabean. Podobnie jak w Pulaki swoje królestwo mają tu makaki (nie wiem tylko czy jak Pulaki uznawane są za strażników) i podobnie nie płaci się biletów wstępu, ale trzeba uiścić obowiązkową "darowiznę" na rzecz świątyni nie mniej niż 5.000 RP

W tym miejscu oddaje się cześć bogom morza.
Świątynia była przeurocza, po zobaczeniu jej przeszła nam złość na kierowcę i właściwie to byliśmy zadowoleni, że nas tu przywiózł, tylko ta podobno najpiękniejsza czarna plaża była ogromnym rozczarowaniem. Trzeba było się mocno wysilić żeby na fotkach nie było widać syfu jaki tam panował

Chwilę spacerujemy po plaży i wracamy do samochodu przed nami długa jazda, a potem wizyta w pięknym ogrodzie czyli Taman Ajun. Po drodze mijamy przepiękne tarasy ryżowe.
Szkoda, że mamy mało czasu i nie możemy zatrzymywać się częściej.......
Wracamy w góry, chwilami jedziemy w chmurach, robi się zimno i nieprzyjemnie, a widoki za oknem


Fotki cyknięte jedziemy dalej, musimy zjechać z gór, a pogoda coraz gorsza, do chmur i mgły dochodzi deszcz. Powoli tracimy nadzieję, że na czas uda nam się dotrzeć do świątyni. Nasz kierowca robi co może, bardzo chce się zrehabilitować, jedzie jakimiś bocznymi drogami i kątem oka zerka na zegarek.
Do Mengwi docieramy w ostatniej chwili tuż przed zachodem słońca i zamknięciem kas

Pura Taman Ayun została wybudowana na początku XVII i poświęcona jest rodzinie książęcej, która władała królestwem Mengwi do XIX w oraz najważniejszym bogom z innych świątyń. Najwyższe maeru w świątyni ma 11 daszków pokrytych czarnymi włóknami palmy cukrowej. Teren świątyni i przylegających do niej ogrodów otoczony jest stawami. Sama świątynia otoczona jest fosą i pozostaje całkowicie zamknięta również dla Balijczyków (otwierana jest tylko w najważniejsze święta).
Aby dojść do Jaba Rero (głównej świątyni, w której znajdują się grobowce) trzeba przejść przez bramę główną, most i przepiękny park, w którym znajduje się fontanna z dziewięcioma strumieniami wody. Dziewiąty środkowy strumień symbolizuje dziewięciu najważniejszych bogów hinduizmu balijskiego. Kasy biletowe czynne są od 8.00 do 18.00 wstęp 15.000 Rp.
Główną świątynia otacza takiej wysokości murek

Widoki za murkiem
\
Balijczycy uwielbiają walki kogutów, brrrrrrrrrrrrrr, wystawili więc w świątyni pomnik walk kogutów

Idziemy do wyjścia.
Fontanna po ciemku jest jeszcze ładniejsza.
Zrobiło się ciemno, kotki zjadają dary dla bogów i duchów

W tym miejscu się sprawdza wiara Balijczyków, że ktoś przyjdzie i posprząta za nich

Ze świątyni wychodzimy jako ostatni

Jedziemy do Kuty

Do hotelu docieramy z przygodami. Na przedmieściach Kuty był straszny korek. Samochody ściśnięte jeden przy drugim ilość pasów nie ma znaczenia jak się zmieszczą cztery obok siebie to stoją cztery, a pomiędzy wbijają się samochody z przeciwka. Jedziemy, a właściwie pełzamy pomiędzy i nagle słyszymy wyjaki, "jedzie" straż pożarna, najpierw jeden wóz się przebił, potem drugi i trzeci i pogotowie


Kierowca wiezie nas przez jakieś prywatne podwórka, zaplecza magazynów, ciemno, głucho dziwnie


Przez kolejne dni będziemy mieszkali w Kuta w hotelu Bali Garden.
Trochę się ogarniamy, małe myjku i głodni pędzimy w miasto szukać papu.
Znajdujemy tajską restaurację i zamawiamy Neau Pad Prik -( wołowina z cebulą , czarnym pieprzem i chili) oraz Khao Pad Sapparod (smażony ryż z ananasem kurczakiem i warzywami)
Ozdoba obok naszego stolika
Świątynia obok restauracji

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz