niedziela, 19 marca 2017

Indie -Calangute - Dandeli

Nasz pobyt w Calangute dobiega do końca. Dzisiaj wyruszamy do Karnataki Yes 3.
Po śniadaniu czeka na nas kierowca, który będzie nam towarzyszył przez kolejne dni. Niestety nie był tak kontaktowy i otwarty jak Sanjay. Bardzo słabo mówił po angielsku, był mega leniwy i tylko liczył na bonusy Crazy. Oczywiście na początku poinformował nas, że on jeździ z Rosjanami, a to tacy bogaci ludzie są. Ile to oni kasy wydają na przyjemności. No i git, tylko co nas obchodzą Rosjanie Sensored. Oczywiście szybciutko podał namiary na siebie, żeby przekazać je chętnym turystom i tak dotarliśmy do Old Goa .


Mówimy Piętaszkowi (tak go ochrzciłam), że chcemy się na chwilę zatrzymać przy bramie pałacowej i kościele św. Kajetana.























Kolejny przystanek robimy przy meczecie w Ponda. Trwają tu akurat przygotowania do wesela. Mężczyźni ustawiają stoły i krzesła, a kobiety w ogromnych garach przygotowują jedzenie. Jak pięknie tam pachniało, aż się nie chciało  stamtąd odjeżdżać.
Jedziemy w kierunku granicy stanów, a droga widokowo piękna, niestety kręta i niebezpieczna
A tak wygląda granica pomiędzy stanem Goa A stanem Karnataka. W tym miejscu wszystkie samochody poddawane są dokładnej kontroli, głównie chodzi o przemyt alkoholu, bo do Karnataki można wwozić tylko jedną butelkę Alko 1.
Przekroczyliśmy granicę stanów i raptownie pogarsza się stan drogi, dziury, wyboje, żwir..... widoczki nadal ładne.
Okolice Dandeli są siedliskiem dzikich zwierząt, spotkać tu można lamparty, czarne pantery, słonie, antylopy i tygrysy. W 2007 roku władze Indii  oznaczyły ten obszar jako rezerwat tygrysa, w rezerwacie dla turystów organizowane jest safari. Naturalne piękno okolicy przyciąga tu wielu turystów z innych części Indii, a także z zagranicy. Władze Karnataki zezwalają na budowanie tu wyłącznie ekoturystycznych ośrodków.  My jakoś specjalnie za eko-turystyką nie przepadamy Vampire, ale możliwość zobaczenia tygrysków to już bardzo do nas przemawiała Easter ostern 063.
 Wyszukałam w necie informację o ciekawym gospodarstwie agroturystycznym i poprosiliśmy biuro o zarezerwowanie nam domku. Przyznam, że jechaliśmy tam z duszą na ramieniu, agrotusystyka w wydaniu indyjskim była dla nas wielką niewiadomą Wacko 2. Na miejscu okazało się, że jest super Preved. Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni i ośrodkiem i atmosferą jaka tam panowała Easter ostern 053. Chyba jeszcze nigdy nikt nie zajmował się nami tak jak tu. Jeżeli komuś przyjdzie do głowy pomysł zatrzymania się w takim miejscu to szczerze polecam ten ośrodek Good.













Na miejscu czekał już na nas lunch



Po lunchu, bardzo smacznym zresztą, przychodzi do nas jeden z właścicieli, pyta czy smakowało oraz jaki mamy plan na resztę dnia i proponuje nam wyjazd nad rzekę Kali. Oczywiście, że chcemy tam pojechać, czytaliśmy, oglądaliśmy i jesteśmy zainteresowani Preved. Niestety okazuje się, że na Piętaszek nie wie jak dojechać (a podobno już bywał tu z Rosjanami ROFL), ba wydaje nam się, że nie do końca rozumie właściciela Crazy( niestety w Indiach w różnych stanach ludzie porozumiewają się w różnych dialektach).  Właściciel pyta, czy nie będzie nam przeszkadzało, jeżeli pojedzie z nami jego ojciec, który nie zna angielskiego. Oczywiście, że nie, byle wskazał nam drogę Yahoo. Po chwili pojawia się pan tata i możemy jechać.
Na początek pokazuje nam zaporę Supa



Dojeżdżamy do ośrodka Hornbil, tutaj skorzystamy z atrakcji pod nazwą „naturalne jacuzzi” Preved. Pierwszy raz w życiu byłam w takim miejscu, super doświadczenie Man in love. Przelewająca się z ogromnym impetem woda i my Yahoo. Uf, tylko dla czego gatki nam zrywa Lol.

Przyznać trzeba, że woda zimna i mocno porywista. Niby Indie, ale jednak bezpieczeństwo dla obsługi było najwyższym priorytetem. Cały czas był z nami miejscowy spec od podawania ręki, podtrzymania na śliskich kamieniach czy doniesienia torby... Faktycznie zabawa boska.
Tak nam się podobało na naturalnym jacuzzi, że kolejną decyzją był rafting Man in love. Zostawiamy  aparat magikowi, a sami jedziemy na miejsce spływuWacko.
Płyniemy Yahoo









a to nasz przewodnik

Spływ był wspaniałą przygodą, ale ja cały czas czułam niedosyt Man in love, więc mąż zorganizował mi indywidualną zabawę, pływanie kajakiem po kaskadach.
Trochę dużo zdjęć, ale to było mega przeżycie i nie mogłam nic wyrzucić Yahoo
A oto wszystkie atrakcje organizowane w Dandeli Yes 3

Wracamy do naszego ośrodka, dziękujemy naszemu przewodnikowi za towarzystwo,  pojawia się właściciel. Zaprasza nas na popołudniową kawę i ciastka. Mówi,  że już  poinformował pozostałych gości, że przedstawi im gości z Polski. Robi nam się bardzo miło, prosimy o chwilę na prysznic i przebranie się w suche ubrania. Idziemy na kawkę, wszyscy już czekają i bardzo miło się z nami witają. Jesteśmy trochę zaskoczeni, takim przyjęciem. Przez cały czas obserwuje nas obsługa i coś tam do siebie szepcze. Wieczorem dowiemy się o co chodziło Biggrin.Tak wyglądała nasza restauracja



W przemiłej atmosferze czas płynie szybko, zrobiło się ciemno. Właściciele rozpalają ognisko i proponują małą przekąskę przed nocnym safari. Zostajemy poczęstowani zupką i frytkami, ale takimi ostro-słodkimi. Bardzo mi te frytki podeszły. W gospodarstwie mieszka orzeł. Ja nie mam odwagi, ale DZ zaprzyjaźnia się z nim Biggrin


Kolejna atrakcja organizowana w ramach pobytu w Dandeli Mist to nocne safari Preved. Podjeżdża po nas trochę rozklekotany Nissan, wsiadamy i w drogę Yahoo
Dwie Induski , jedna z  małym synkiem wsiadają do kabiny, ja na pakę z facetami. Oj nie był to dobry pomysł, bo było strasznie zimno, a wszyscy zostawiliśmy kurtki w ośrodku. Nic to jedziemy. Nasz tropiący, wyciąga mega latarę i szuka zwierzynę. Niestety jest zbyt ciemno, a zwierzaki są daleko, nie da się ich focić. Nasza nocna przygoda trwa ponad półtorej godziny.





Po powrocie czeka na nas gorąca kolacja, ale prawie wszyscy są przemarznięci i najpierw idziemy się ciepło przyodziać. Wracamy do restauracji, obsługa cały czas nas bacznie obserwuje i coś tam szur szura do siebie. No dobra nabieramy sobie jedzonko, a wybór był całkiem spory i siadamy przy stole. Przychodzą właściciele i jeden z nich zaczyna krążyć wokół nas. Czeka aż spokojnie zjemy i pyta,  czy może z nami usiąść i porozmawiać. Jasne, zapraszamy.
Najpierw zaczyna skromnie od pytań, czy dobrze się czujemy, jak nam się podoba, jak zapatrujemy się na atrakcje organizowane przez nich? Widzi, że chętnie z nim rozmawiamy i się rozkręca. Okazuje się, że jest mega zaskoczony naszą obecnością, jesteśmy pierwszymi białasami, którzy tu się pojawili. Ponieważ nie mają Internetu, praktycznie nie ma możliwości zarezerwowania pobytu przez kogoś z zagranicy. No i się wyjaśniło czemu wszyscy tak nas obserwowali i szur szurali do siebie Lol .
Po długiej rozmowie oglądamy jeszcze gwiazdki na niebie przez teleskop i idziemy spać.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz