poniedziałek, 8 listopada 2021

Wzgórze Phu Si

 W międzyczasie zaczęło zachodzić słońce, co wskazało wyraźnie, że czas już udać się na miejsce, z którego zachód ten będzie można miło obejrzeć. Według wszelakich źródeł najkorzystniejszą miejscówką na oglądanie zachodu słońca w Luang Prabang jest wznoszące się nad starą częścią miasta wzgórze Phu Si. Ruszamy pod górę, a oglądając się za siebie mamy ładny widok na Świątynię Wat Ho Phra Bang i rozpoczynający się na głównej ulicy nocny targ...

Droga na szczyt rozpoczyna się na vis-a-vis wejścia do kompleksu pałacowego. Aby dotrzeć na szczyt trzeba wspiąć się około 100 m w górę... To tylko 328 schodków pod górę...  Da się zrobić...



Po drodze na szczyt mijamy Wat Tham Phou Si, ale na jej zwiedzanie nie mamy czasu, jeżeli chcemy dotrzeć na szczyt zanim słońce zajdzie za góry...


Dalej na drodze znajduje się punkt poboru opłat za wstęp na wzgórze - koszt 20,000 kip czyli mniej więcej $ 2. I tu przy kasie jesteśmy świadkami kolejnego przypadku typowego begpackersa, chłopaczka z Europy, który w "wymarzonej podróży dookoła świata", na którą nie posiada pono środków wyłudza od naiwnych żebraczymi metodami różne świadczenia, które mają mu pomóc w osiągnięciu celu. Tym razem chłopaczek stoi obok kasy i każdego kupującego bilet zaczepia i sprzedaje historyjkę o tym jak mu ciężko i źle i czy nie dałoby się załatwić, żeby napastowany kupił mu bilet na szczyt... Odrażające... Powiem szczerze, że najchętniej kopnąłbym gościa w zad, tak żeby przeleciał na drugi brzeg Mekongu, ale w sumie szkoda butów... 


Na szczyt docieramy w ostatnim momencie i o dziwo w ogólnym tłoku udaje nam się znaleźć miejscówkę z doskonałym widokiem i dostateczną ilością przestrzeni, aby wykonać kilka zdjęć... Dodatkowo mamy szczęście gdyż dzisiejszego wieczora widoki są wspaniałe dzięki obecności kilku chmur, które jednak nie przysłaniają słońca. Tak więc rozkoszujemy się widokiem na zachód słońca nad doliną Mekongu...


















Słoneczko zaszło... Ale nie oznacza to jeszcze ciemności. W pozostałym oświetleniu można jeszcze spokojnie obejść wzgórze i nacieszyć oko widokami we wszystkich kierunkach...





Na szczycie znajduje się niewielka świątynia a obok niej złota stupa. Złota Stupa Chom Si powstała w 1804 r. z rozkazu Króla Anurata. Legenda głosi, że pod jej podstawą znajduje się wejście do środka ziemi... 



Po zachodzie słońca wracamy na główną ulicę Luang Prabang, gdzie w najlepsze trwa nocny targ. Niestety dziś, po podróży poprzedniej nocy i przed zwiedzaniem w dniu jutrzejszym, praktycznie ignorujemy tę atrakcję pozostawiając ją sobie na jutrzejszy wieczór...
 



Dziś, w drodze w poszukiwaniu kolacji naszą uwagę przykuwają jedynie lokalne produkty alkoholowe, które niestety, a może na szczęście, objęte są zakazem wwozu na teren Unii Europejskiej (grozi surowa kara pieniężna lub nawet sprawa karna w sądzie) oraz kolorowe parasolki słoneczne...




Po drodze nie sposób też nie skorzystać z okazji wypicia doskonałego soku owocowego. Cały rząd straganów a na nich plastikowe kubki z gotowymi zestawami owoców i warzyw oraz składniki pomocnicze - wiaderko z lodem, garnek z syropem cukrowym no i oczywiście blender, z zasady nie najnowszego modelu. No i oczywiście cennik. Jak widać zestawy owoców mogą być przeróżne. Możemy też zestawić mieszankę owoców według własnego uznania. Wśród owoców dominują mango, mandarynki, limonki, cytryny, jabłka, smocze owoce ale jest i marchewka i imbir czy awokado... Co kto lubi... Wybieramy swój zestaw i sprzedawczyni zabiera się za obieranie owoców. I wtedy padają kluczowe dla ostatecznego wyniku pytania: Czy z lodem? Oczywiście tak. Czy słodzić? No cóż, lubimy słodkie. Zestaw trafia do blendera i po chwili w nasze ręce przekazany zostaje nakryty pokrywką z wystającą z niego słomką kubek doskonałego soku. Cena tej przyjemności jest wręcz śmieszna - od 10,000 kipów do 15,000 za bardziej wyszukany zestaw czyli 4-5 zł za zimną rozkosz ze świeżych owoców... 



Śniadaniowe "bułczaki" okazały się tak zachęcające, że wracamy w to samo miejsce i kontynuujemy kanapkowe szaleństwo...


A teraz pora spać, bo trzeba wstać rano, by wybrać się w rejs po Mekongu do jaskiń Pak Ou...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz