sobota, 21 października 2017

Malezja-Borneo-Sepilok




Dzisiaj lecimy na Borneo. Musimy dostać silę na KLIA 2 skąd wylatują samoloty Air Asia. Idziemy do stacji Senter i stamtąd autobusem za 11 RM od osoby jedziemy na lotnisko.
Po około 1.5 godz. jazdy jesteśmy na miejscu. Przez ogromne centrum handlowe z niezliczoną ilością sklepów i sklepików przechodzimy na halę odpraw. Niby już jesteśmy odprawieni, ale mamy wykupiony jeden bagaż nadawany, bo nie wyobrażam sobie jak przetrwać 9 dni mając do dyspozycji tylko to, co zmieści się do bagażu podręcznego. Dopłata za bagaż nie jest wysoka, a komfort i świadomość, że mogę zabrać wszystko co potrzebuję, ogromny.
Bagaż nadany, spokojnie możemy rozejrzeć się po lotnisku. Muszę przyznać, że lotnisko podoba nam się i jest bardzo przyjazne pasażerowi.


Mamy rok małpy więc większość dekoracji nawiązuje do patronki roku.







Na lotnisku sporo różnej maści restauracji z bardzo przystępnymi cenami i smakowicie wyglądającym asortymentem.



Jest też strefa bezcłowa bo przecież samoloty Air Asia latają stąd nie tylko po Malezji, ale też za granicę.



Okazuje się, że z tego lotniska odlatuje również inna tania linia lotnicza RAYANI AIR.


Po prawie trzech godzinach lotu naszym oczom ukazuje się wyspa Borneo. Pięknie zielona z dużą ilością rzek, kanałów, kanalików. Chyba będzie nam się tu podobało.......





Lądujemy w Sandakan (tak naprawdę w okolicach Sandakan znajduje się lotnisko). Od początku zakładaliśmy, że nie chcemy zostawać w tym mieście. Zarezerwowaliśmy hotel w niewielkim Sepilok, żeby mieć jak najprostszą i najszybszą możliwość dotarcia  do Ośrodka Rehabilitacji Orangutanów i innych atrakcji znajdujących się w pobliżu. Do Sepilok dojeżdżamy taksówką za 40 RM. Jest również możliwość dotarcia dużo taniej..... trzeba autobusem dojechać do dworca w Sandakan i tam przesiąść się na autobus jadący do Sepilok. Autobus nie wjeżdża jednak do miejscowości. zatrzymuje się na skrzyżowaniu drogi głównej z prowadzącą do Sepilok i dalszy odcinek drogi trzeba przebyć pieszo lub złapać taxi/tuk tuka (o ile takie będą).

Mieliśmy do wyboru dwa hotele Sepilok Jungle Resort lub Sepilok Nature Resort (w miejscowości jest jeszcze jeden, ale nigdy nie braliśmy go pod uwagę, jest daleko i ma bardzo złe opinie). Wybraliśmy Sepilok Jungle Resort i trochę się obawialiśmy czy to dobra decyzja. W necie krążą bardzo różne opinie ..... na miejscu okazało się jednak, że nie ma się do czego przyczepić. Wygodne spore pokoje, przepiękny ogród oraz działający basen i jacuzzi spełniły nasze oczekiwania.














Po południu udajemy się na spacer zobaczyć okolicę. Oczywiście na początek udajemy się w kierunku Centrum rehabilitacji orangutanów. Okazuje się jednak, że wszystko jest już pozamykane.


Wychodzi do nas strażnik i oferuje nocny spacer po dżungli za 50 RM od osoby. Pytamy jak to wygląda i czy zobaczymy orangutany. Na nasze szczęście strażnik uczciwie odpowiada, że istnieje bardzo mała szansa zobaczenia orangutanów bo zazwyczaj już śpią w swoich gniazdach wysoko na drzewach. Jak będziemy mieli szczęście to zobaczymy jakieś dziko żyjące zwierzątka i nic poza tym, A spaceruje się dokładnie tą samą traso co w dzień. Po krótkiej naradzie rezygnujemy z tej atrakcji. 


Postanawiamy pójść na drinka do drugiego rozważanego przez nas resortu. Wygląda ładnie, ale nie ma pięknego ogrodu i basenu, za to ma widok na miejscowe jeziorko. No cóż utwierdzamy się w przekonaniu, że dokonaliśmy dobrego wyboru.





Menu w hotelu nie jest imponujące, lista drinków bardzo uboga. No cóż jesteśmy w kraju muzułmańskim więc nie możemy oczekiwać cudów.







Na kolację idziemy do restauracji Lindung. Ludzi bardzo mało,  kelnerka mówi po angielsku i można płacić kartą więc zostajemy. Po rozmowie z kelnerką okazuje się, ze wieczorem faktycznie jest niewielu klientów natomiast w ciągu dnia, kiedy działa ośrodek, przychodzi tu bardzo wielu gości.
Wybór dań całkiem przyzwoity, ale raczej ciężko o jakieś typowo lokalne specjały. Oba zamówione przez nas dania były smaczne.

Fish and chips samo w sobie było świetne a sosik jak marzenie...Kurczaczek w lokalnych przyprawach też niczego sobie...I też przepyszny, ale mocno ostry sos...

Po kolacji idziemy ponownie i widzimy, że działają  dwa przydrożne stragany z lokalnym jedzeniem, ale jakoś nie wygląda to zachęcająco i raczej nie skorzystamy z ich usług.
Wracamy do hotelu na zasłużony odpoczynek jutro przed nami dwie wizyty u orangutanów i niedźwiedzi malajskich, już nie możemy się doczekać i zasypiamy z nadzieją, że orangutany będą dla nas łaskawe i pojawią się bo tyle się naczytaliśmy o rozczarowaniu turystów, którzy przyjechali i nie widzieli żadnego gutka.........




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz