wtorek, 31 marca 2020

Coron - Manila - Hong Kong

Nasz samolot z Busuanga do Manili odlatuje o 11:10 więc spokojnie... Po śniadaniu czeka na nas hotelowy autobusik i jedziemy na lotnisko. Mamy trochę czasu, więc możemy poprzeglądać się rozwieszonym na ścianach niewielkiego terminalu plakatom. Szczególną uwagę zwraca ten poniżej. Tak stanowi filipińskie prawo co do wywozu muszelek jako pamiątek. Warto się z tym zapoznać. W rozmowie z panią prowadzącą kontrolę bagażu (i duży i podręczny przechodzi przez prześwietlenie) dowiaduję się, że są w tym względzie bardzo rygorystyczni, a najczęściej wpadają Chińczycy oraz Rosjanie... I muszą płacić bo inaczej areszt, proces i odsiadka...


Nasz samolocik już jest. Teraz tylko wymiana pasażerów i w drogę. A w międzyczasie obserwujemy inne samoloty, które dowożą nieco zamożniejszych klientów do hoteli gdzie możliwe jest dotarcie tylko samolotem, który może lądować na wodzie... No ale to kosztuje...





Ostatni rzut oka na Busuanga i otaczające wyspy...






... i po godzinie jesteśmy już na międzynarodowym lotnisku w Manili. Upał, słońce praży, a tu trzeba przejść kawałek po płycie do terminalu. Nic to - każdy chętny otrzymuje przeciwsłoneczny parasol. Oczywiście w kolorach i ze znakiem Cebu Pacific...


Na lotnisku mamy prawie 4 godziny czasu więc najpierw podziwiamy zachowane jeszcze świąteczne dekoracje...






Na ale później zaczynamy się zastanawiać... Już dwa razy zwiedzaliśmy Filipiny, a nie byliśmy jeszcze w Manili, nie oglądaliśmy ciekawych miejsc na  wyspie Luzon, nie doświadczyliśmy wulkanów... Czyli wzrasta prawdopodobieństwo, że kolejny nowy rok powitamy ponownie na Filipinach... A teraz Manila z góry i do Hong Kongu...











Do Hong Kongu docieramy już po zachodzie słońca. I znowu autobus A21 i dojazd do Nathan Road przy Austin. Ale tym razem zupełnie inna perspektywa na tę noc. Skorzystaliśmy z oferty i wybraliśmy hotel Best Western Grand Hotel przy 23 Austin Avenue. Co za różnica i co za ulga. Wprawdzie nie mamy śniadania, ale mamy pokój o ludzkich wymiarach, z wygodnymi łóżkami i pełnym wyposażeniem oraz łazienką, gdzie można się swobodnie obrócić...





Nasze loty Cebu Pacific były lotami bez posiłków na trasie w związku z czym mimo dość późnej pory trzeba było udać się w poszukiwaniu czegoś na ząb na niedaleko położony nocny targ Temple Street Night Market... Po krótkim rozpoznaniu stwierdziliśmy, że mamy chęć na pierożki. Wybór padł na niewielki lokal o nazwie Dim Sun... Tego potrzebowaliśmy - pierogarnia... Świetne pierożki w zupie wonton i przysmażane... Polecamy...











No i musiałem obiecać Małemu, że jak następny raz przyjedziemy do Hong Kongu to znajdę mu ten lokal na kolejną pierożkową kolację... 
Droga do hotelu prowadziła przez tętniący nocnym życiem Temple Street Night Market... Czego tu nie ma - od jedzenia przez odzież, dodatki po elektronikę... Piękne miejsce na ostatnie zakupy...









Jednak poz względem jedzenia Filipiny nie dorastają Chińczykom do pięt...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz