poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Tarasy Hapao i folklor

Przyjechaliśmy do Banaue zobaczyć tarasy ryżowe, więc już dziś ruszamy w pierwsze warte zwiedzenia miejsce. To tarasy ryżowe Hapao. Kilometrowo (16 km) to może i nie jest daleko natomiast biorąc pod uwagę różnice poziomów, jakość drogi i ilość zakrętów dojazd do punktu wyjścia to około 45 - 60 minut. Nasz zamówiony przez hotel kierowca już czeka No to jedziemy. Nasz kierowca mówi całkiem nie najgorzej po angielsku i okazuje się być bardzo miłym człowiekiem. Jest jednocześnie przewodnikiem więc zatrzymuje się w ładnych punktach widokowych. No, a bazująca na Hondzie 125 cc konstrukcja tuk-tuka całkiem znośnie radzi sobie na stromych zjazdach... Zobaczymy, co będzie na podjazdach...


Zanim jeszcze dojechaliśmy do granicy między gminami, gdzie trzeba zapłacić za wjazd na tarasy Hapao po PHP 50 od osoby i zatrudnić przewodnika - PHP 500 - zatrzymujemy się w miejscach, z których widoki sprawiają, że kopara opada...








Zastanawiające jest, jak miejscowi od ponad 1000 lat tworzyli i uprawiali te tarasy...



Na plus policzyć trzeba to, że jaka ta betonowa droga jest, taka jest, ale jest i można dojechać do większości wiosek w miarę godziwie dowożąc zaopatrzenie...








Podobnie wygląda wiele rozsianych między tarasami zabudowań. 







 





Docieramy do miejsca z którego nasza Pani Przewodnik, przemiła kobieta, poprowadzi nas między tarasy. Teoretyczne pytanie - czy można byłoby iść samemu? Może i tak, ale bardzo wątpię, czy dałoby się dojść do celu i wrócić przez plątaninę poletek odgrodzonych wąskimi miedzami... Moja opinia - przewodnik to gwarancja, że przyjemność nie stanie się udręką...










Jesteśmy na tarasach w czasie, gdy trwają przygotowania do sadzenia ryżu. Tak więc poletka pozalewane są wodą i wypełnione błotnistą ziemią. Ożywienie wprowadzają licznie wysadzone na miedzach krotony.



Niestety jest mgliście, ale to w pewnym sensie dodaje tarasom tajemniczości i magii...








Na wielu poletkach widzimy zieleniące się uprawy sadzonek ryżu. I pomyśleć, że ktoś będzie musiał to wszystko rozsadzić w wielu poziomach błota...


Tarasy to nie tylko ryż. Uprawia się też różne warzywa i zioła... Jednak ryż dominuje...







Miejscem docelowym wśród tarasów Hapao są gorące źródła Bogya... Ale trafić do nich wcale nie jest łatwo...






Po domach lokalnych mieszkańców widać, że jednym powodzi się gorzej, innym lepiej... 




Dodatkiem do dań z ryżu może być owoc chlebowca czyli jackfruit. Smaczny i w sałatce i, gdy mocno dojrzały, jako sok...





Bardzo często ścieżka prowadzi wąskimi nasypami między tarasami...







Chodząc po ryżowych tarasach widzimy też pracujących tam ludzi. I powiem szczerze, że za żadne pieniądze nie byłbym chętny do takiej pracy...









Gdyby ktoś zastanawiał się po co tej pracującej kobiecie drabina to powiem, że wysokość kolejnych poziomów tarasów to czasem kilka metrów pionowej ściany z kamieni gdzie schodków nie przewidziano...






















Docieramy wreszcie do gorących źródeł... 






Woda faktycznie cieplutka, ale pogoda nie zachęca do kąpieli...






Pomoczywszy nieco nogi wracamy, ale już nieco inną drogą...











Ponieważ nasz kierowca okazał się bardzo spoko umawiamy się z nim na jutro na wyjazd do Batad. Jest w tym obustronna korzyść. Umawiając się bezpośrednio z kierowcą pomijamy prowizję, którą potrąca sobie z wynagrodzenia kierowcy recepcja. Jest więcej kasy dla kierowcy, a i można się dogadać na cenę nieco niższą, niż ta w hotelu. Z drugiej strony planowaliśmy również brać przewodnika na miejscu w Batad. Ale ponieważ nasz kierowca ma uprawnienia i może prowadzić turystów po tarasach Batad bez konfliktu z miejscowymi jest to i dla nas pewna oszczędność...

I filmowe podsumowanie dnia do powrotu do hotelu...


No ale przecież Zające nie usiedzą na miejscu. Czytaliśmy o kolejnej miejscowej atrakcji - wiosce Totam-an gdzie zobaczyć można i widoki, i miejscowe zabudowania i życie ludzi w realu. A że droga do wioski oznakowana jest od tarasu naszego hotelu to ruszamy... Przed nami tylko 323 schodki...





Po spacerze po stromych i koszmarnie zaśmieconych schodach docieramy do zabudowań i spotykamy lokalne dzieciaki. Rozglądamy się wokół... Zachwytu nie ma... Może gdybyśmy byli etnografami na misji badawczej... 


Typowe w swym kształcie budynki pokryto blachą falistą... Nie nasza bajka... Wracamy...


W hotelu miło, przyjemnie, cieplutko, czyściutko i fajna restauracja z bardzo dobrym jedzeniem i widokami...








No i jest informacja dla gości, że o godzinie 20:00 w hallu odbędzie się pokaz regionalnych tańców i muzyki ludowej z regionu Cordillera. No to idziemy i podziwiamy...








No dobra - na dziś wystarczy. Trzeba odpocząć bo jutro zapowiada się piękny, ale meczący dzień...

A na koniec Folklor z gór Cordilleras...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz