środa, 20 września 2023

Lwi lunch w Masai Mara

 Jak pisałem w poprzednim wpisie, Joseph w pewnym momencie zauważył lwa, który wyraźnie udawał się na polowanie. Konsekwentnie pojechaliśmy w kierunku, w którym podążał lew. I wprawdzie zatrzymaliśmy się podziwiać stado słoni to po krótkim czasie okazało się, że nasz Józek miał doskonałe wyczucie sytuacji i tym razem większa grupa lwic pojawiła się nieomal przed naszym samochodem...



Nasz przewodnik pokazał nam, że to stado lwów jest większe, i że część ukrywa się w zaroślach, jednak nam wśród wysokiej roślinności nie udało się niczego zauważyć - może tylko poruszały się wysokie trawy, ale przecież na sawannie zawsze jest trochę wiatru...


W pewnym momencie lwice dostojnie przeszły przez drogę przed naszym samochodem, przyjrzały się nam i podążyły dalej w dość gęste zarośla...










W sporej odległości od nas widzieliśmy duże stado bawołów lub antylop, ale chyba nie ono było celem lwic... Jakiś cel musiał znajdować się znacznie bliżej...




Podczas gdy przez chwilę oglądaliśmy słonie rozległ się całkiem niedaleko dziwny dźwięk i Józio natychmiast odpalił samochód stwierdzając, że do słoni jeszcze wrócimy...


Przejechaliśmy ze 300 m, z kilku stron nadjechały też inne samochody i już byliśmy na miejscu. Kiedy zatrzymaliśmy się upolowany przez lwice eland leszcze ruszał łbem i nogami...


Szybkie rachunki wskazały, że polowanie przeprowadziła stadko złożone z dwóch dorosłych lwic oraz trzech młodziaków. 


Jedna z dorosłych lwic nie była zbytnio zainteresowana konsumpcją i zaległa w trawie z 10 m z boku pilnując, żeby cały posiłek przebiegał prawidłowo i żeby nikt nie odważył się go zakłócać...









Jedzenie w pośpiechu nie daje pełnej satysfakcji, w związku z tym jeden z konsumentów dołączył na chwilę do chyba mamusi albo koleżanki...





W międzyczasie pozostała trójka ochoczo rozprawiała się z kolejnymi elementami elanda...



Przerwa w konsumpcji nie trwała zbyt długo. Widocznie pozostały jeszcze do spożycia jakieś łakome kąski...



Lwy trochę umorusały się podczas tej konsumpcji...





Żeby uczestnicy safari mogli spojrzeć na lwi posiłek z nieco innej perspektywy kierowcy "poprzestawiali"  samochody, co na lwach nie zrobiło najmniejszego wrażenia...


Wygląda na to, że przyrodzenie elanda było łakomym kąskiem, bo ze sporym wysiłkiem zostało po prostu wyrwane...





Czyżby wyraz pyska tego młodziaka oznaczał: "Co też byście chcieli się przyłączyć?"



















W pewnym momencie lwy rozejrzały się po samochodach otaczających miejsce ich biesiady jak gdyby chciały zapytać: "Napatrzyliście się?" 


I chyba już się najadły, bo porozkładały się w trawach na poobiednią sjestę...


A zanim ruszymy w dalszą drogę po Masai Mara jeszcze film z tego lwiego posiłku...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz