Na początek dnia solidne, wybierane z menu, śniadanko w Marcosas Cottages Resort bo dzisiejszy dzień będzie wymagał sporo energii...
A po śniadaniu do pickupa i w drogę do punktu startowego na canyoneering. W punkcie startowym niewielki instruktarz, przydział szafek na pozostawienie ubrań i przedmiotów zbędnych podczas imprezy, dopasowanie kasków i kamizelek ratunkowych oraz przydział motocykli na drogę do punktu startowego... Kamizelki wyposażone są w kieszeń na jakieś drobne przedmioty, które mogą się przydać, o ile są odpowiednio nieprzemakalnie opakowane...
Każdy motocyklista zabiera po dwóch pasażerów i ruszamy pod górę... Już na początku widać, że nasz kierowca nie zamierza oszczędzać ani motorka ani nas...
Na końcu drogi czekamy chwilę, aż zbierze się nasza cała grupa i ruszamy do punktu startowego, z którego przez wodospady wrócimy na poziom morza... I nie wszyscy mają zbyt pewne siebie miny...
Trochę chodzimy, trochę pływamy, czasem zjeżdżamy, a czasem skaczemy. Jest fajnie...
W tym towarzystwie Duży robi za przedpotopowego mamuta co najmniej...
Ostatni skok to drobne 15 m. Kto nie chce, może zejść bokiem...
A trochę naszej zabawy na Kawasan pokazuje ten filmik...
Po takich szaleństwach powrót do hotelu był niezbędny. Zmywanie z siebie i odzienia nazbieranego błota zajęło trochę czasu. Ale gdy przyszedł zachód słońca znowu udaliśmy się do wybranej już wczoraj restauracji na kolejny fajny wieczór...
Czas na zachód słońca, a potem kolacja
...Mały natomiast pozostał przy swoich ulubionych owocach morza, tyle że tym razem w formie zupki... I jak pokazuje mina, też był bardzo ukontentowany...
A w trakcie kolacji zaczęło padać... Natomiast gdy dochodziliśmy już do naszego domku zaczęło lać, i to mocno. Taka pompa trwała pół nocy... A my jutro planowaliśmy Białą Plażę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz