poniedziałek, 10 lipca 2017

Patong - dzień piąty

Dziś wybieramy się nieco pooglądać...
Przed naszym hotelem jest postój taksówek. Od kilku dni jeden z taksówkarzy umawia się z nami na kilka dni objazdu. Za każdy dzień chciał 600 bathów. Postanawiamy dzisiaj pojechać z nim w parę miejsc, które nam zaproponuje. Jedziemy we czwórkę z naszymi znajomymi.
 
Najpierw jedziemy do największego na Phuket sklepu z biżuterią...
Droga ładna, najpierw w górę, później w dół... Miło przyjemnie... Ładne widoczki...



Tylko czemu muszą jeździć pod prąd... A, nie... Tu przecież po angielsku - ruch lewostronny... I dobrze im tak...

Sklep z biżuterią ogromny... Parę tysięcy metrów... Podzielony na różne rodzaje towaru - perły, kamienie szlachetne i półszlachetne, wyroby...
Wybór ogromny... Niestety fotki trzeba zakończyć w hallu wejściowym...
A tu ładne okazy muszli (też takie do kupienia)...


Ołtarzyk z Królem... I pierwszy raz widzieliśmy, żeby jako ofiarę dla Króla stawiać flaszkę Johnniego Walkera... Ale co kraj...



Są też bardzo misterne rzeźby w drewnie... Niektóre całkiem ładne. Tylko jak to targać do domu? Nie ma problemu, Mister. Prześlemy frachtem...



Dla naszego ulubionego Ganesha mamy ofertę specjalną...



Po całkiem udanym zwiedzaniu jedziemy do fermy motyli...
Przemiło... Można zobaczyć wszystko, co dotyczy motyli, posiedzieć w klimatycznym ogrodzie i naoglądać się ładnych motylków...
Ot taki spokojny wypoczynek wśród latających i siadających na wszystkim kolorów...




Są oczywiście karmidełka dla motylków... Każdy odwiedzający dostaje też swoją miseczkę, żeby przyciągnąć je do siebie... Tłoku nie ma. Zaledwie kilku zwiedzających...








Jeden z motylków chciał koniecznie sprawdzić co Mały  Zając ma w tylnej kieszeni spodni...


Jego kolega uznał, że okulary z diamencikami są znacznie bardziej interesujące - siedział tak z 10minut...



Można byłoby tak siedzieć długo... Ale trzeba wracać, bo jedziemy do FantaSea obejrzeć turystyczne show w tajskim stylu...
Wracamy do hotelu. Tu spotyka nas niemiła niespodzianka. Kierowca zażyczył sobie 1200 Bathów za ten objazd. Inaczej się umawialiśmy, ale on się upiera. Trudno, płacimy mu, ale już więcej z nami nie pojedzie.


Fantasea to wybudowany specjalnie na potrzeby turystyki kompleks rozrywkowo-gastronomiczny, który ma dać turystom miło spędzony czas wieczorem obejmujący różnego rodzaju rozrywki dla dorosłych i dzieci, możliwość zrobienia turystycznych zakupów oraz obejrzenia pokazu związanego z historią i legendami dotyczącymi Tajlandii.
Ujęty w cenie biletu busik podjechał pod hotel i dowiózł nas pod kasy, gdzie płacimy za bilety na podstawie wystawionego wcześniej przez biuro w Patong voucheru...
Już przy kasach powala złoto i interpretacje motywu słonia, który jest motywem przewodnim obiektu i przedstawienia...








Przechodzimy przez wejście zyposażone w urządzenia kontroli bezpieczeństwa i znajdujemy się na terenie parku.



Cały obiekt utrzymany jest w stylu tajskiego - azjatyckiego kiczu... Jak ja lubię ten kicz... Jest taki słodki...





Tak jak Warszawa czy Kopenhaga, Phuket FantaSee ma też swoją syrenkę...
Tyle, że ta syrenka ma pod sobą staw z tysiącami złotych rybek...





Do przedstawienia jest jeszcze sporo czasu, więc oglądamy kolejne obiekty, z których pokażę kilka dla ogólnej orientacji...
Białe słonie zapraszają do sklepu z biżuterią, strojami, ceramiką i innymi "atrakcjami".






Skoro taj czyli Syjam to muszą też być i syjamskie bliźniaki... Tutaj, przed sklepem z odzieżą dla dzieci i zabawkami...



Wielka porcelanowa waza zachęca do zakupu porcelany...





Historyczny samochód zdobi sklep z tkaninami, strojami dla pań oraz dodatkami, w tym torbami z różnego rodzaju skóry. Należy tylko pamiętać, że jeżeli decydujemy się na wyroby z krokodyla lub węża należy sprawdzić, czy mają one certyfikat dopuszczający ich import do krajów stosujących konwencje dotyczące zwierząt zagrożonych. Jest certyfikat - jest dobrze... Brak certyfikatu może oznaczać w najlepszym razie konfiskatę a w najgorszym kilka lat paki... Szczególną ostrożność należy zachować przemieszczając się przez lotniska w Niemczech... Szczególnie uważny na tego typu zakupy jest zestaw celników we Frankfurcie...



Można posiedzieć przy stoliczku pod białymi pawiami...



I tym sposobem dochodzimy do kompleksu restauracyjnego.


Bilety do FantaSee oferowane są w trzech podstawowych opcjach
Wsyęp + transfer; Wstęp + kolacja bufet oraz Wstęp + kolacja bufet z owocami morza...
My wybraliśmy tę drugą opcję, ponieważ cena bufetu z owocami morza była przesadna natomiast wyjazd był zbyt wcześnie by spożyć nasz główny posiłek przed a trwał zbyt długo, by czekać z kolację do powrotu.



Do kompleksu restauracyjnego przechodzi się przez mostek nad otaczającą go fosą



Mostek ozdabiają złocone postacie trzymające latarnie...



Hall wejściowy zaprasza tytowym tajskim wejściem "na bogato"...




Panowie z obsługi sprawdzają bilety i przydzielają gości do odpowiednich stolików - chodzi o to, aby goście nigdy nie czekali na miejsce oraz, żeby nie pętali się między brudnymi stolikami...
Sala restauracyjna robi wrażenie - jest tam ze 2000 miejsc...



Nad gośćmi czuwa mitologiczny tajski feniks...




Kolacja jest posiłkiem w formie bufetu.... bogatego bufetu z dużym wyborem przystawek, dań głównych, deserów, owoców i napojów.
Jest z czego wybrać i jest smacznie. Nie żeby rewelacyjnie, ale przy takim "przemiale" o rewelacjach nie może być mowy. Jest po prostu dobrze ze wskazaniem na bardzo dobrze...
Ten talerz, jak na Taj, nie wygląda zbyt ładnie, ale dałem się ponieść ogólnemu trendowi, żeby za jednym razem spróbować kilku rzeczy... BŁĄD - OGROMNY BŁĄD... Przecież nikt nie ogranicza nam ilości podejść do bufetu... nikt nie liczy talerzy. Przy kuchni takiej jak tajska kilka potraw na jednym talerzu to karygodny błąd bo smaki nie mieszają się ze sobą - one się po prostu wykluczają! No, ale cóż błąd popełniony - jakoś jednak dało się z tego wybrnąć i jedzenie okazało się prawdziwie smaczne...





Po kolacji wychodzimy przez złocony mostek i wracamy do zwiedzania...
Jeszcze tylko rzut oka na salę dla tych z "lepszym" menu... Ładna dekoracja, ale tłoku brak... Widać ludki orientują się, że szkoda przepłacać...





Krążymy wśród złoconych łodzi i straganów z pamiątkami...





Wśród tysięcy pamiątek Zając odnajduje Zające...

Jest też na terenie kawiarnia z ciekawym wejściem i pono dobrą kawą...


No i dochodzimy do głównych aktorów dzisiejszego wieczoru...





Można pogłaskać, można poprzytulać, można też odbyć przejażdżkę...
Mahoudowi bardzo podobał się kontakt Zająca ze słoniem... A o słoniach w Taj napiszę jeszcze później przy okazji kolejnego spotkania...



Podczas, gdy jeden z kolegów woził turystów po placu...

Drugi zabawiał się z Zającem...

Chyba słonik dojrzał gdzieś niedosuszone włosy i włączył prywatną suszarkę z silnym nawiewem...



No, ale czas na program. Występ odbywa się w teatrze stylizowanym na Angkor Wat nazwanym Pałacem Słoni...






Wchodzimy do środka i... zdziwko. Wszelkie kamery, aparaty fotograficzne i telefony komórkowe pozostają w szatni do odbioru po przedstawieniu...
Szkoda, bo występ był wspaniały. Historia Syjamu dla widza, który lubi żywych aktorów, w tym kilkanaście słoni, piękne stroje oraz prostą historię i trochę akrobacji, trochę cyrku...
W sumie bardzo fajne i warte zobaczenia show... Niestety jedyny materiał, to niezbyt dobre skany z okładki naszego zdjęcia ... Ale coś tam można z nich "wyczytać"




A po pokazie (który patrząc na minę Zająca) podobał się bardzo spotkanie z Tajskim Duszkiem...



Nieco drobiu...

Na pytanie, Czy warto pojechać do FantaSee odpowiem - WARTO. Można poczuć się jak dziecko i miło spędzić czas...


Teraz do hotelu i odpocząć> Jutro przecież czekają kolejne atrakcje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz