Opuszczamy Brazo Norte i kierujemy się ku Ustom Diabła...
Zanim jeszcze przepłynęliśmy przez Usta Diabła spotkała nas bardzo miła niespodzianka. Ta wycieczka była dla nas jednocześnie obchodami rocznicy ślubu. Wspomniałem o tym, gdy kupowaliśmy tą imprezę. I właśnie teraz, przy pięknej pogodzie i w pięknych okolicznościach przyrody zostaliśmy uhonorowani kieliszkiem szampana...
Nie można było tego świętować tylko w salonie, więc kontynuowaliśmy szampańskie obchody na pokładzie z lodowcem Upsala w tle...
Jeszcze chwila i w oddali widzimy już czoło lodowca Perito Moreno... Te 5 km szerokości czoła lodowca to jednaj jest kawałek. W tle widok na Cerro Pietrobelli...
Mijamy przystań, z której można popłynąć małym stateczkiem przed czoło lodowca...
Podpływamy coraz bliżej. Te około 60 m wysokości ściany lodu robi zupełnie inne wrażenie z poziomu jeziora niż z trasy widokowej na Półwyspie Magallanes...
Nacieszyliśmy się widokami i przyszedł czas wracać do Puerto Punta Bandera.
Żegnamy Perito Moreno i lodowce...
Na koniec rejsu jeszcze krótki film z jego najładniejszego fragmentu...
Do Puerto Punta Bandera dopływamy zgodnie z planem o 17:00 i po kolejnej godzinie docieramy do centrum El Calafate.
Jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, by wracać do hotelu, więc idziemy na spacer...
Naszą uwagę zwracają wystawy lokalnych cukierni.
A zważywszy, że mamy dziś co świętować, jedna z cukierni przekonała nas do wejścia...
I to przekonała nas nie ciastkami tylko lodami. Wprawdzie temperatura to tylko nieco ponad +20 C, ale wygląd i wybór lodów spowodowały, że nie mogliśmy się oprzeć. A do tego te ceny - wprost śmiesznie niskie...
Mały decyduje się na wafelek, duży na nieco większy pojemnik...
Po takim podwieczorku kolacja jest już całkowicie zbędna. A gdy wracamy do hotelu okazuje się, że już 4 grudnia zaczęły się święta, bo podczas naszej nieobecności pojawiły się już świąteczne dekoracje...
Wystarczy przygód na dziś. A jutro ruszamy w dalszą drogę - lecimy do Puerto Madryn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz