czwartek, 12 marca 2020

Z Hong Kongu do Oslob

Zgodnie z wytycznymi, na dwie godziny przed odlotem meldujemy się na lotnisku w Hong Kongu. Czekamy na nasz lot liniami Cebu Pacific do Cebu o 9:45, a w międzyczasie zaliczamy kolejne świąteczne dekoracje...





 Przyleciał nasz samolot i rozpoczyna się boarding....



No i po niecałych trzech godzinach podchodzimy do lądowania na Cebu...








Szybkie załatwienie formalności, wymiana nieco gotówki potrzebnej na start i w drogę do terminalu autobusowego South Bus Terminal. Oczywiście po lotnisku krążą jak wszędzie poszukiwacze naiwnych. Szczególnie intensywnie pracują nad Azjatami. My bierzemy taksówkę za 300 PHP - w końcu to niecałe 30 zł i ruszamy przez zatłoczone miasto. Przejazd zajął nam blisko godzinę, a korki sprawiały, że podczas jednej zmiany świateł przesuwaliśmy się o aż jedną długość samochodu... Masakra. Na terminalu szybko identyfikujemy autobus, kupujemy bilety po całe 155 PHP od osoby i po niecałej pół godzinie oczekiwania ruszamy w trzygodzinną podróż do Oslob, gdzie docieramy pod sam nasz hotel. Wystarczy powiedzieć kierowcy dokąd zmierzamy i wysadzenie jak najbliżej naszego miejsca przeznaczenia jest zagwarantowane...

Na 2 noce zatrzymujemy się w polecanym na forach Germaroze Guesthouse. Budynek to nieco większa willa między drogą, od której oddziela go dość wysoki mur, a morzem.  Kilka pokoi i duży salon oraz taras z restauracją i basenem. Kolejne kilka pokoi na piętrze. Wyposażenie pokoju takie sobie. Niestety łazienka, wprawdzie dla naszego wyłącznego użytku, ale poza pokojem, wymaga przejścia przez korytarz - tego nie lubimy. Widok też nie za bardzo. No ale daliśmy się przekonać świetnym opiniom... Właścicielem obiektu jest Europejczyk, który tylko czasem przyjeżdża tu na wakacje, a  wszystko prowadzi miejscowa obsługa... I trzeba powiedzieć, że nie wysila się...






Germaroze Guesthouse jest oddalony od centrum Oslob o dobry kilometr spaceru, a obok jest tylko kolejny pensjonat. Idziemy więc drogą w stronę centrum w poszukiwaniu miejsca, gdzie można byłoby coś zjeść... Zanim dotarliśmy do centrum trafiliśmy na miejscowy targ i grill. Ponieważ lubimy tego typu miejsca, szczególnie gdy widzimy, że jada tu sporo miejscowych decydujemy się na kolację na plastikowych zydelkach przy nakrytym ceratą stoliku... Oczywiście nie ma tu menu. Cała oferta zaprezentowana jest na stoisku. Oglądasz pokazujesz, co chcesz i wybrany produkt trafia na ruszt...



Tym razem wybraliśmy po kawałku kurczaka w przyprawach i wybór ten okazał się wyśmienity... Wrócimy tu jutro... 



A teraz pora spać bo jutro jedziemy na rekiny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz