Sypialny... Zanim dojedziemy na miejsce prześpimy się troszkę...
Nasze kuszetki to przy tym "Orient Express"... No ale cóż, dojechać trzeba, bo i czegóż się nie robi, żeby poznawać świat... nieznacznym opóźnieniem - w sumie 17 (tak tak siedemnastu) godzin dojeżdżamy na miejsce... Straciliśmy dzień na zwiedzanie parku i poszukiwanie tygrysów, no ale, tak bywa...
Jeszcze tylko parę godzin autokarem i jesteśmy w Parku Bandhavgarh. Miłe domki... Trochę zimno (miejscowi w kurtkach i czapkach na uszy oraz rękawiczki)...
Szybkie mycie, śniadanko, i dalej.. Na jeepy i ścigać tygrysa...
Tygrysów wprawdzie nie widzieliśmy, bo podobno tuż przed naszym przyjazdem zapolowały, najadły się i odpoczywają w gęstwinie, za to innych zwierzątek zatrzęsienie i widoki wspaniałe...
I tylko czasem zastanawiam się kto tu kogo obserwuje...
Młode jelonki odstawiły popisówkę... "Walka" była, jak się patrzy... I bez ofiar...
Po parku jeździmy drogami prawdziwie terenowymi...
W sumie bardzo miły pobyt tylko krótki. Był czas wykąpać się w hotelowym basenie, pójść na masaż i nieco odpocząć... Niestety, zdjęć podczas masażu zrobić się nie dało, bo pani masażystka (tu przed wejściem do "sali tortur" z Malym) wyraziła zdecydowany sprzeciw...
Niestety tygrysy nas nie zaszczyciły swoją obecnością, więc jedziemy dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz