Wracamy do Hong Kong Central czyli królestwa wieżowców, szkła, aluminium oraz instytucji finansowych. Tereny tutaj są bardzo drogie, więc coraz więcej starszych budynków idzie do rozbiórki i zastępują je drapacze chmur...
Po drodze mijamy Hong Kong Happy Valley Cemetery czyli Cmentarz Szczęśliwa Dolina. Cmentarz ten powstał w 1845 r. Cały kompleks tworzą cmentarze protestancki, żydowski, hinduistyczny, Św. Michała- katolicki oraz muzułmański. W Hong Kongu miejsca na pochówki zawsze brakowało stąd groby są mocno stłoczone i rozmieszczane tarasowo.
Można powiedzieć, że złoty smok pokazuje, iż jesteśmy w dzielnicy pieniądza...
Z okna autobusu zauważam znak "Central-Mid-Levels Escalators" więc wysiadamy i za chwilę jesteśmy w pasażu prowadzącym do tej szczególnej atrakcji Hong Kongu...
Ruchome schody przecinają też dzielnicę SoHo (lub jak kto woli Soho - od nazwy ulicy South of Hollywood Road), która jest centrum gastronomiczno-rozrywkowym w tej części wyspy. Dzielnica ta znana też była, szczególnie w latach 60-tych z ulicy Elgin Street lepiej zapamiętanej jako "Hung Mo Giu Gai," co znaczy "Ulica Zagranicznych Dziewczyn" ze względu na liczne burdele z cudzoziemską obsługą...
SoHo jest też miejscem gdzie tradycyjnie odbywają się wesela i weselne sesje zdjęciowe...
Jamia Mosque to najstarszy meczet w Hong Kongu. Meczet wybudowano w 1890 r. na gruncie dzierżawionym od Władz Hong Kongu. W 1915 r został powiększony. Klasyfikowany jest jako zabytek ale wrażenia na nas nie zrobił. Obecnie meczet obsługuje część z liczącej około 220,000 populacji muzułmanów w wym około 30,000 muzułmanów Chińczyków
Wokół meczetu rozrosła się dzielnica mieszkaniowa i nie wiem, czy chciałbym mieć mieszkanie w takim mrówkowcu, szczególnie na którymś z wyższych pięter...
Ze schodów poszliśmy w dół do Świątyni Man Mo. Świątynia powstała w 1847 r czyli 27 roku panowania Cesaraz Daoguang z Dynastii Qing ku czci dwóch bogów - opiekuna literatury Man Tai / Man Cheong i boga sztuk walki Mo Tai / Kwan Tai. Cały kompleks świątynny składa się z trzech obiektów - świątyń Man Mo, Lit Shing i Kung So. Budynki pokryte zieloną dachówką służyły jednocześnie za salę zebrań i za sąd plemienny. Wokół krąży pełno wróżbitów i przepowiadaczy przyszłości...
Pod sufitem podwieszone są niezliczone dymiące trociczki nasycone różnymi zapachami co powoduje, że Mały po kilku minutach musi wyjść, tak wysoki jest poziom zadymienia wnętrza...
Ze świątyni idziemy na terminal autobusu jadącego na Victoria Peak by spojrzeć po zmroku na panoramę miasta. Jest sobota i przechodząc na Terminal Autobusowy Exchange Square widzimy obrazek pasujący do opisów spotykanych na blogach. Otóż w Hong Kongu pracuje bardzo wiele Filipinek. Są gospodyniami domowymi, opiekunkami dzieci i starszych niepełnosprawnych osób. Teoretycznie mieszkają w domach swoich pracodawców ale w weekendy mają wolne i wtedy nie wolno im siedzieć w domu. Gromadzą się więc w nakrytych przejściach nad i podziemnych i w takich miejscach siedzą całe dnie, jedzą posiłki, plotkują i zabijają czas. Dość smutny obraz ich służalczej rzeczywistości...
Bardzo długo czekamy na autobus linii numer 15. Coś się pomieszało w rozkładzie bo autobus zamiast przyjechać po około 10 minutach zjawił się po ponad 40 minutach. Mamy miejsca siedzące na górnym pokładzie, więc możemy przyglądać się widokom. Niestety za nami rodzinka z dziećmi ma w zestawie małego rzyguna, który przez większość bardzo stromej i krętej drogi po prostu wydalał z siebie do woreczka spożyte wcześniej produkty przy akompaniamencie odpowiednich dźwięków. Mały ledwo wytrzymał... No ale jakoś dojechaliśmy.
Są dwie możliwości podziwiania panoramy z Victoria Peak - można zapłacić za wstęp na taras widokowy w specjalnie wybudowanym pawilonie lub też przejść na taras widokowy za ulokowanym tam centrum handlowym. Widoki niewiele się różnią więc po co płacić...
To właśnie budynek z centrum handlowym, restauracjami i tarasem widokowym gdzie za wstęp na taras trzeba płacić...
Przez centrum handlowe wracamy w kierunku terminalu autobusowego.
Rozważaliśmy zjazd na dół kolejką ale zobaczywszy tłum do kasy biletowej i uznaliśmy, że lepiej jednak wrócić do Central autobusem...
Tak wyglądają historyczne wagoniki kolejki z Central na Victoria Peak...
Jedziemy jeszcze metrem na stację Tsim Sha Tsui i idziemy do kolejnej lokalnej knajpki na kolację. Tym razem mój makaronik i zupka z kulkami mięsnymi dla Małego. Podobno te kulki mięsne to lokalny przysmak, ale nam jakoś nie przypadły do gustu. Uważamy, że są tu lepsze dania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz