Po pięciu latach od pobytu w tym niesamowitym państwie kontrastów, po „odchorowaniu” poprzedniego szoku odważnie postanawiamy ruszyć w samotną wędrówkę . Znamy jednak realia tego kraju. Nie chcemy się tłuc przepełnionymi, brudnymi i wiecznie spóźniającymi się pociągami . Jazda lokalnymi autobusami z pakunkami i ludźmi na dachu, też jakoś do nas nie przemawia . Postanawiamy skorzystać z pomocy miejscowego biura i zlecić zarezerwowanie wszystkich hoteli na trasie oraz samochodów z kierowcami. Sporo czasu zabrało nam zdecydowanie się na konkretne biuro. W końcu wybieramy biuro, z którego korzystali nasi znajomi i byli w miarę zadowoleni. Z perspektywy czasu wiem, że to nie był najlepszy wybór, ale cóż stało się....... kolejny wyjazd na pewno zrobimy od początku do końca samodzielnie oczywiście wynajmując samochód z kierowcą.
Do Mumbaju lecimy "Turkiem"
Lot bezproblemowy, jedzenie nienajgorsze, miła załoga.
Na przesiadkę mamy niewiele czasu, ale obsługa lotniska zadbała o nasz komfort. Szybciutko i sprawnie przekierowuje wszystkich pasażerów lecących do Mumbaju do właściwego przejścia i już jesteśmy w samolocie.
Zjadamy kolację i idziemy spać bo o 5.40 rano lądujemy w Mumbaju i zaraz jedziemy dalej.
Chcemy dotrzeć do oddalonego o 170 km od Mumbaju miasta Pune. Po drodze chcemy jeszcze zajechać w dwa piękne miejsca, czyli do grot Karla i Bhaja. Lądujemy planowo, spotykamy się z przedstawicielem biura i naszym kierowcą. Załatwiamy formalności i jesteśmy gotowi na podbój Stanu Maharahstra ....jest tylko jeden mały problem, musimy wymienić kaskę i tu niespodzianka . Okazuje się, że pomimo tak wczesnej pory Mumbaj tętni życiem i nie ma problemu z wymianą pieniędzy . Sanjay- czyli nasz kierowca podjeżdża pod kantor i idzie z DZ dokonać wymiany. Niestety z drogi do jaskiń niewiele pamiętam bo słodko spałam.
Dojeżdżamy do świętych jaskiń Karla.
Jaskinie wybudowane zostały na wzgórzach Sahyadri. Żeby je zobaczyć musimy podejść pod sporą górkę . Na nasze szczęście droga nie jest zbyt trudna. Może, po tylu godzinach lotu, niezbyt łatwo wchodzi nam się po nierównych schodach i wspina pod górkę po śliskich kamieniach, ale dajemy radę .
Jesteśmy w miarę wcześnie i słońce jeszcze nie operuje zbyt mocno. Wiernych odwiedzających świątynie też nie jest jeszcze zbyt wielu. Po drodze oczywiście już zaczyna działać targ
Bilet wstępu dla turystów zagranicznych kosztuje 100 rupiii. Oczywiście żeby móc wejść do jaskiń trzeba być przyzwoicie ubranym. My nie mamy z tym problemu, bo po locie z PL jeszcze nie mieliśmy okazji wskoczyć w krótkie spodenki . Zostajemy więc bez problemu wpuszczeni. Naszym oczom ukazują się pierwsze świątynie.
Pierwsze widoki nas nie powalają, ale wiemy, ze za chwilę będzie dużo ciekawiej.
Idziemy dalej i już są perełki .
Sławny filar przed wyjściem do głównej Chaityaji (chyba tak to trzeba odmienić po naszemu )
Są i lwy patrzące w cztery strony świata
Motywy słoni z buddami
Piękne rzeźbienia wejścia do głównej "kaplicy"
I niestety pełno pszczelich gniazd. Ja należę do grupy ryzyka więc ostrzegam innych. Trzeba uważać, ale nie jest groźnie. Pszczółki mało aktywne jakieś
Wchodzimy do głównej chaityai. Przed wejściem oczywiście trzeba zdjąć buty, podłoga niestety nie jest czysta, ale kto by się tym przejmował . Przyznam, że łuki z tekowego drewna wyglądały imponująco. Nieźle się musieli namęczyć żeby uzyskać taki efekt.
Ciekawa jestem jak wchodzili żeby zasiąść na "tronie"
Rzeźby świetnie się zachowały
Tutaj niestety nie mamy wstępu.
zerkamy przez kraty do środka
Tu też nie da się wejść. Ciekawość kazała mi wsadzić głowę i sprawdzić co tam jest
podziwiamy widoczki ze wzgórza
Zaczynamy wracać do samochodu. Oczywiście droga wiedzie przez stragany
Te biedne osiołki przez cały czas dźwigały cegły na górę
Wizyta w jaskiniach bardzo udana, podobało nam się...... wiemy, że w kolejnych jaskiniach będzie jeszcze ciekawiej. Nie tracimy cennego czasu i jedziemy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz