poniedziałek, 1 maja 2023

Bariloche

Dzisiejszy dzień rozpoczynamy od wizyty w San Carlos de Bariloche. To miasteczko jest argentyńskim odpowiednikiem polskiego Zakopanego czy Szczyrku. Zimą jeden z najaktywniejszych ośrodków narciarskich, latem centrum turystyki pieszej i wodnej. To położone na średniej wysokości 893 m n.p.m. liczące sobie nieco ponad 100,000 mieszkańców miasto nie ma za sobą zbyt długiej historii. 


Miasto położone wybrzeżu jeziora Nahuel Huapi. 
Historycznie brzegi jeziora zamieszkiwały różne grupy etniczne patagońskich Indian. Od połowy XVII do początku XVIII wieku tereny te były celem wypraw misjonarzy jezuickich z Chile. Pierwszym jezuitą, który prowadził działalność misyjną nad jeziorem Nahuel Huapi był Diego de Rosales, przybyły tu w 1650 r. 
W 1670 roku Nicolás Mascardi założył tu misję Nuestra Señora del Populo. Misjonarze ci przybywali z zachodu. Natomiast  pierwszym białym człowiekiem, który przybył do tego regionu znad Atlantyku, był dr Francisco Pascasio Moreno , który pojawił się tu 22 stycznia 1876 roku. 


Kres spokojnego życia tubylczych mieszkańców wiązał się z historią rozwoju wolnej Argentyny. Tubylcy żyjący w tym regionie zostali wyniszczeni podczas Kampanii Pustynnej, zwłaszcza kampanii pułkownika Conrado Villegasa w 1881 i 1882 roku. Białe osadnictwo na tym terenie nie następowało jednak zbyt szybko. Pierwszym, który osiadł tu na stałe był przybyły z Chile niemiecki kupiec Carlos Wiederhold Piwonka, który tam, gdzie obecnie jest centrum miasta założył pierwszy na tych terenach sklep i prowadził aktywną działalność handlową z Chile. Z jego osobą wiąże się też w zabawny sposób źródłosłów pełnej nazwy miejscowości. Otóż jego kontrahenci błędnie adresowali kierowane do niego listy zamiast "Don Carlos" pisząc "San Carlos" i tak miejsce zostało nazwane San Carlos. 
Ale w takim razie dlaczego jeszcze Bariloche?  „Bariloche” wywodzi się od słowa vuriloche z języka Mapucze, co oznacza „ludzi zza góry” Tak Mapuczowie żyjący na zachód od pasma górskiego nazywali tych, którzy mieszkali po wschodniej stronie, czyli obszar, na którym leży miasto...
Po Piwonce przybył tu wraz z rodziną w 1892, również przez Chile, pochodzący z Czech José Tauschek, który jako pierwszy pływał po jeziorze i okolicznych rzekach własną łodzią. W 1900 r. podczas jednej z takich eskapad zginął  


Miasto zostało oficjalnie założone 3 maja 1902 roku i w ciągu 6 lat liczba jego mieszkańców wzrosła do ponad 1200. Kolejna ciekawostka ...... w latach 1905 - 1906 w okolicy grasowali słynni północnoamerykańscy rabusie pociągów i banków Sundance Kid i Butch Cassidy, którzy jednak opuścili te rejony gdy dowiedzieli się, że ściga ich detektyw ze słynnej agencji Pinkertona...

Kolej dotarła do Bariloche w 1934 r... I tu czy na Wikipedii, czy na stronach miasta następuje spora luka w historii. Kolejna informacja mówi o projekcie realizowanym w latach 1948-1952 na wyspie Huemul, który według austriackiego fizyka Ronalda Richtera mógł kontrolować reakcję syntezy jądrowej, ale to się nie powiodło a cały projekt okazał się wielkim oszustwem.


Tylko dlaczego taka dziura w historii? Czyżby przez lata, gdy trwała II Wojna Światowa i bezpośrednio po niej nic się w San Carlos de Bariloche nie działo? Otóż nie do końca. Ale nie są to fakty przynoszące chwałę miastu, władzom, i Argentynie jako całości... Trzeba tu przypomnieć sobie postać Prezydenta Juana Perona oraz jego fascynację Hitlerem i nazizmem...


Okolice Bariloche swoim krajobrazem, a po części i klimatem, bardzo przypominają niemieckie regiony Bawarii i Szwarcwaldu. Już przed wojną Argentynę zamieszkiwała duża i wpływowa mniejszość niemiecka, szacowana na około 240,000. W całej Argentynie, od Buenos Aires po Patagonię, Od Jujuy po Bariloche już od 1932 r funkcjonowały komórki Argentyńskiej Partii Faszystowskiej  (Partido Fascista Argentino, PFA) a następnie Nacjonalistycznego Stowarzyszenia Wyzwolenia, (Alianza Libertadora Nacionalista), które działało aż do 1955 r pod hasłami ultra-nacjonalizmu, antysemityzmu, militaryzmu, faszyzmu i nazizmu.  Niemiecko-argentyńska młodzież wysyłana była do Niemiec na obozy szkoleniowe. Po przebyciu obozów i powrocie do Argentyny młodzi zasilali miejscowe komórki Hitler Jugend. Chociaż podczas wojny Argentyna zachowywała względną neutralność to sympatia jej przywódców i znacznej części mieszkańców, wywodzących się z Niemiec i Włoch, leżała po stronie Hitlera i Mussoliniego.


Gdy wojna zbliżała się ku końcowi z inicjatywy Heinricha Himmlera oraz byłych oficerów SS  powołano do życia organizację ODESSA (Organisation der ehemaligen SS-Angehörigen, Organizacja Byłych Członków SS), która miała pomóc w ukrywaniu w bezpiecznych miejscach "zasłużonych" członków tej organizacji, korzystając z kapitału, głównie zrabowanego żydowskiego złota, ukrytego w bankach w Szwajcarii. Osoby "kwalifikujące się do pomocy" przerzucano do Włoch, pod opiekę Watykanu gdzie dzięki pomocy księży, głównie franciszkanów, melinowano ich w domu przy Via Sicilia. Akcję we Włoszech koordynował pochodzący z Austrii biskup Grazu Alois Hudal. Uciekinierom wyrabiano paszporty Czerwonego Krzyża czy państw gdzie Alianci nie mieli kontroli, takich jak Chile i właśnie Argentyna...


Nie ma wątpliwości, że władze Argentyny uzyskiwały z tego tytułu spore korzyści majątkowe. Korzystali z tego i Juan Peron i jego żona Evita i inni członkowie władz. Wśród przyjętych w Argentynie "z otwartymi ramionami" nazistów byli między innymi  Adolf Eichmann, Josef Mengele, Franz Stangl czy słynny Otto Skorzeny.
 Wielu z tych uciekinierów osiadło w Bariloche i okolicach. Byli wśród nich Frederic Lantschner - nazistowski gubernator Tyrolu, który dotarł tu w 1948 r. i założył tu firmę budowlaną, używając w jej logo znaku SS i żył tutaj aż do śmierci jako wolny człowiek.
 "Anioł Śmierci" Josef Mengele chronił się w Bariloche do czasu, gdy na jego trop wpadli agenci Mosadu. Wtedy uciekł do Brazylii i tam utopił się na plaży w 1979 r. 
 Hans-Ulrich Rudel był najbardziej odznaczonym wojskowym II Wojny Światowej i zaufanym człowiekiem Hitlera. W Bariloche założył organizację, która pomagała nazistowskim uciekinierom. 
 Josef Scwammberger, Oberscharführer, zbrodniarz wojenny, komendant obozów w Rozwadowie, Przemyślu i Mielcu, który dopiero w 1987 r. został wydany do Niemiec i tam skazany na dożywocie. Zmarł 3 grudnia 2004 w więziennym szpitalu w Stuttgarcie, ale jego żona mieszkała do śmierci w Argentynie.
 Reinhard Kopps, nazistowski szpieg,  działający na Bałkanach i Węgrzech, który do śmierci w 2001 r mieszkał tu pod fałszywym nazwiskiem Juan Maler. A to tylko kilka przykładów... 


Postacią, która wśród hitlerowskich uciekinierów w Bariloche zyskała odrębną sławę był niejaki Erich Priebke (ur. 29 lipca 1913 w Hennigsdorfie, zm. 11 października 2013 w Rzymie) – niemiecko-włoski zbrodniarz nazistowski, szef Gestapo w Brescii, odpowiedzialny za wykonanie egzekucji 335 Włochów w 1944 r. 
Priebke wykonał z polecenia szefa Gestapo w Rzymie, Herbertz Kapplera, rozkaz Hitlera by za każdego z 33 niemieckich żołnierzy z batalionu SS zabitych przez włoskich partyzantów na via Rasella w Rzymie dokonać egzekucji 10 Włochów. Herbert Kappler przekazał Priebkemu listę 330 więźniów przeznaczonych do egzekucji. Gdy okazało się, że do nieczynnego kamieniołomu Fosse Ardeatine przywieziono w sumie 335 więźniów rozstrzelano ich wszystkich. Wśród rozstrzelanych byli głównie członkowie partyzanckiej organizacji Bandera Rosa. Było wśród rozstrzelanych także 70 Żydów...


Schwytany przez Brytyjczyków po wojnie Priebke przed procesem uciekł z obozu w Rimini w 1946 r. W ucieczce i dalszej drodze do Argentyny bez wątpienia pomagał mu biskup Alois Hudal z Watykanu. Przez pewien czas ukrywał się z rodziną w Sterzing/Vipiteno we Włoszech. gdzie przyjął chrzest i otrzymał nową tożsamość jako Otto Pape. Następnie uciekł do Argentyny, gdzie przez 50 lat był bezkarny, żyjąc w Bariloche pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Mało tego pełnił funkcję Niemiecko-Argentyńskiego Towarzystwa Kulturalnego a przez ponad 20 lat był dyrektorem niemieckiej szkoły w Bariloche - Colegio Aleman. Nic więc dziwnego, że przy takich nauczycielach i kultywowanej nazistowskiej tradycji, jeszcze w 2016 r młodzi z tej szkoły wywołali awanturę z uczniami szkoły żydowskiej korzystając z hitlerowskich salutów i strojów ze swastykami...


I pewnie Priebke dożyłby w Bariloche spokojnej śmierci, gdyby nie amerykański dziennikarz ABC News Sam Donaldson, który nagrał materiał o nim w 1994 r. Materiał wywołał taki skandal, że Priebke został wydany do Włoch, gdzie po wieloletnim przypominającym parodię procesie został skazany na dożywocie w roku 1998 r. Jednak ze względu na podeszły wiek karę dożywocia odbywał w areszcie domowym i mógł wychodzić z domu do sklepu czy restauracji... Zmarł w Rzymie 11 października 2013 r. Bezprecedensowa była postawa kościoła gdyż Diecezja Rzymska wydała zakaz przeprowadzenia pogrzebu w jakimkolwiek kościele na terenie tej Diecezji. Ostatecznie pogrzeb poprowadził ksiądz  Florian Abrahamowicz z Bractwa św. Piusa X w Albano Laziale. Trumnę ze zwłokami przejęły włoskie władze i pochówku dokonano na terenie bazy wojskowej w nieoznaczonym miejscu...


Epizod z Priebke nie zamyka czarnej karty w dziejach Bariloche, gdyż do tej pory nie rozliczono się z funkcji "przechowalni byłych nazistów", jaką pełniło to miasto. Przykładowo syn Priebkego Jorge nadal mieszka tutaj jako "szanowany obywatel i spadkobierca idei ojca". Nadal głośno słychać w Bariloche język niemiecki i mocne są faszystowskie sympatie znacznej części mieszkańców. 20 kwietnia w urodziny Hitlera część mieszkańców, szczególnie starszych wiekiem nadal celebruje "urodziny wodza"...




A my chodzimy sobie po mieście, poznajemy nowych przyjaciół, oglądamy sklepowe wystawy i restauracje...








Gmach Narodowego Banku Argentyny jest w swojej formie nieco dziwny...


Bariloche ma też znacznie weselszą przeszłość i teraźniejszość. Imigranci przywieźli ze sobą bardzo cenną wiedzę - umiejętność produkcji czekolady. Na ten temat wiedzą wszystko i wykorzystują ją w kilkunastu zakładach, produkujących różnego rodzaju czekolady i produkty czekoladowe. I nie są to wyroby czekoladopodobne...




Święto Czekolady odbywa się tutaj co roku w Wielkim Tygodniu.



W produkcji czekolady Bariloche jest światowym rekordzistą odnotowanym w Księdze Rekordów Guinnessa. Wyprodukowano tu bowiem w 2015 r. Największe, Wykonane Ręcznie Czekoladowe Jajko Wielkanocne, które mierzyło sobie 8.5 m wysokości i ważyło "tylko" 8000 kg. 


Kolejny rekord to „najdłuższa tabliczka czekolady na świecie” - 150 pracowników, którzy zużyli 1500 kilogramów surowca uzyskali produkt o długości 210 metrów.


Mistrz produkcji czekolady Aldo Fenoglio przyjechał do Bariloche w 1947 r. z Turynu ( uznawanego od XVII w. za europejską stolicę czekolady) gdzie przed wojną prowadził rodzinną czekoladziarnię. Większość wytwórni czekolady założyli krewni rodziny Fenoglio - czekoladziarnię Del Turista założył jego szwagier a Rapa Nui jeden z jego synów, który zasłynął produktem znanym jako Fra-Nui czyli truskawki w czekoladzie. Swoje czekoladziarnie założyło też kilku byłych pracowników jak, między innymi czekoladziarnie Benroth czy Frantom. Jednak firma Mamuschka uważana jest za "ojca" czekoladowego biznesu w Bariloche. 




Mamuschka to nie tylko czekolada ale też i lody...


Nie samą czekoladą jednak człowiek żyje...  Czasem trzeba się ubrać odpowiednio do pogody


Trzeba zjeść coś konkretnego...


Dzieci potrzebują zabawek a turyści pamiątek...



Zeszliśmy nieco w bok widząc na końcu ulicy ładny widok na jezioro i...


... nieomal przypadkowo znaleźliśmy się przez katedrą...


Kościół pod wezwaniem Matki Bożej Nahuel Huapi jest obiektem całkiem nowym bo powstał w latach 1942 - 1946 r. a jej projektantem był Alejandro Gabriel Bustillo Madero - argentyński architekt, malarz, rzeźbiarz, pisarz i naukowiec uznany za twórcę „narodowego stylu klasycznego”. Budynek wzniesiono z białego kamienia. Kierownikiem zespołu kamieniarzy został José Lukman, Słoweniec z urodzenia, zawodowy kamieniarz. Do pomocy miał 6 kamieniarzy i około 15 początkujących czeladników. Kościół pokryty jest czarnym dachem oraz posiada wysoką na 60 m ostro zakończoną wieżę.  



Wnętrze kościoła jest bardzo ubogie. W oczy rzucają się kamienne mury, jak w średniowiecznej twierdzy oraz betonowe filary i łuki.





Apsydę wypełnia krzyż a obok prostego kamiennego ołtarza od 4 czerwca 2004 r. stoi replika rzeźby Matki Boskiej, która znajdowała się w pierwszej misji nad jeziorem Nahuel Huapi. Rzeźba została wykonana przez rzeźbiarza z Chilote Miltona Muñoza w bloku tysiącletniego modrzewia.


Można powiedzieć, że jedyną ozdobą kościoła są witraże. Pieniądze na ich wykonanie zebrała Komisja Dam, której przewodniczyła pani Isabel Nevares de Ortiz Basualdo – siostra biskupa Jaime de Nevares. Witraże zaprojektował Francuz Enrique A. Thomas mieszkający w Buenos Aires, a wykonane zostały we Francji. Oczywiście treścią nawiązują one do chrześcijańskiego podboju "ciemnych" ludów Ameryki Południowej oraz chrystianizacji miejscowej tubylczej ludności. Nic więc dziwnego, że ich projekt został entuzjastycznie zaaprobowany przez prałata Esandi. 

Oczywiście najważniejszą postacią na witrażach jest Matka Boska Nahuel Huapi...


Znalazło się na nich jednak miejsce dla postaci związanych z regionem, między innymi dla twórców tej świątyni przedstawionych pod postaciami Archaniołów Rafaela i Michała.


Na witrażach znalazło się miejsce dla generała Julio Argentino Roca znanego jako "rzeźnik rdzennych mieszkańców Patagonii", o którym pisałem więcej przy okazji jego pomnika w Buenos Aires.


Jest i miejsce dla Kolumba jako tego, który przyniósł Ameryce Południowej wybawienie od pogańskiej "ciemnoty" dumnie niosąc krzyż...


Jest tu Brat Francisco Menéndez, misjonarz, który dotarł nad jezioro Nahuel Huapi pod koniec XVIII w. "niosąc tubylcom dobrą nowinę"


Kolejna postać to Ceferino Namuncurá salezjanin (aspirujący do kapłaństwa pochodzący z plemienia Mapuche), który wprawdzie zmarł na gruźlicę w Rzymie ale został Błogosławionym jako indiański prekursor wiary... 


Jest tu i jezuita Ojciec Nicolás Mascardi, założyciel misji Nahuel Huapi, który poniósł męczeńską śmierć z rąk tubylców.  


Przyznam szczerze, że chociaż witraże są ładne to ich tematyka, a szczególnie sposób przedstawienia w ich treści rdzennych mieszkańców tych ziem wzbudził we mnie odrazę, gdyż jest to przykład zakłamywania faktów. Kolejny sposób by pokazać, jak wspaniali, mądrzy i łaskawi byli zdobywcy a jak niewdzięczni, zdradliwi i okrutni byli aborygeni...




Z kościoła wracamy do samochodu... A po drodze zahaczamy o nowoczesne centrum handlowe - ciekawy budynek, którego konstrukcja opiera się na drewnie.







W tym ciekawym budynku najbardziej podobał nam się oczywiście sklep z pamiątkami...













Na jednej z wystaw naszą uwagę zwróciły kieliszki z napisem "PATAGONIA" - później dzisiejszego dnia spotkaliśmy się z tą nazwą w bardzo przyjemnych okolicznościach...


Po drodze na lotnisko spotkaliśmy takiego luda zapraszającego na kryte lodowisko przy jednaj z czekoladziarni...


... oraz takiego stalowego potwora...



Ruszając w dalszą drogę zatrzymujemy się nad brzegiem jeziora z nadzieją na piękne widoki. Niestety dziś też dzień jest mocno pochmurny. Ale coś jednak widać...






Opuszczamy na resztę dnia miasto i ruszamy na Krótką Pętlę - Circuito Chico, ale o tym w następnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz