piątek, 16 czerwca 2023

Rejs po Lago Argentino 1

 Przyznam, że na tę mapę spoglądałem kilkakrotnie przygotowując program wyjazdu do Argentyny i zawsze była chęć odbycia tej wycieczki, ale z drugiej strony brakowało na to czasu. Poza tym nie było wiadomo jaka będzie pogoda i czy temperatury będą na tyle znośne, żeby spędzić cały dzień na statku na jeziorze wśród lodowców. Jednak po doświadczeniu wizyty na lodowcu Perito Moreno i dłuższej wymianie zdań z małżonką zdecydowaliśmy, że będzie to dobry komponent naszej wycieczki.


I tak nieco po 8:00 odbiera nas z hotelu autobusik, po drodze zbieramy jeszcze kilka osób i jedziemy na przystań w Puerto Punto Bandera. Pogoda nadzwyczajna nie jest - trochę zimno, trochę wieje i nieznacznie kropi z nieba, ale prognozy na dalszą część dnia są optymistyczne...


W porcie czekają dwa katamarany i jeden z nich zabierze nas na rejs po Lago Argentino. Ku naszemu lekkiemu zdziwieniu chętnych na ten rejs jest więcej, niż można byłoby się spodziewać i gdy odpływamy statek jest prawie całkowicie wypełniony chętnymi, by zobaczyć lodowcową część Lago Argentino...



Zanim zajmę się opisem kolejnych widoków na naszej trasie, kilka słów o samym Lago Argentino. To położone na wysokości 187 m n.p.m. jest największym jeziorem w Argentynie. Wprawdzie większe od niego jest Lago Buenos Aires/General Carrera ale do Argentyny należy jedynie jego część, o czym wspominałem we wcześniejszym wpisie. Przy długości 65 km i szerokości maksymalnej 18 km jego powierzchnia to 1415 km2 (takie nasze Śniardwy razy 13+). Jest to też trzecie najgłębsze jezioro w Patagonii po Lago Buenos Aires/General Carrera i O'Higgins/San Martín - tyle, że te dwa jeziora są współdzielone z Chile. Jego przeciętna głębokość to 150 m a maksymalna przekracza 500 m.


Jezioro było świetnie znane rdzennym mieszkańcom Patagonii, dla przybyszów zza oceanu "odkryte" zostało w 1867 r. przez komisję badawczą, w której skład wchodzili  JB Gardiner, J. Mac Dougall, J. Hansen i Pani Perterson. Grupa badaczy dotarła do niego podróżując konno doliną rzeki Santa Cruz. Nie nadali jednak jezioru nazwy, gdyż założyli, że jest to jezioro, które w 1782 r odkrył Hiszpan Antonio de Viedma. 


Pierwszego dokładniejszego badania jeziora dokonał w roku 1873 r. porucznik marynarki wojennej Valentín Feilberg, który opłynął łodzią jezioro wzdłuż jego brzegów, a długość linii brzegowej tego jeziora to 640 km. On też był przekonany, że jest to jezioro odkryte wcześniej przez Viedma i nie nadał mu nazwy. Jezioro  „ponownie odkryli” 15 lutego 1877 r. Carlosa Moyano jako kartograf i topograf oraz wielokrotnie wcześniej wspominany we wpisach o Argentynie Francisco Pascasio Moreno obecnie najczęściej nazywany Perito Moreno - znaczenie pojęcia "perito" wyjaśnię jeszcze w innym miejscu.. 

A w międzyczasie przepływamy przez widoczny na zdjęciu przesmyk oddzielający główną część Lago Argentino od jego ramienia północnego Brazo Norte. Miejsce to nosi dźwięczną nazwę Boca del Diablo czyli Usta Diabła



Moreno był urzeczony pięknem okolic jeziora i kolorem wody, który przypominał mu kolor błękitny z flagi Argentyny. To skojarzenie skłoniło go do napisania modlitwy chrzcielnej i oficjalnego nadania jezioru nazwy "Lago Argentino". On też podczas tej samej wyprawy w miejscu zwanym Punta Bandera wywiesił nad brzegiem jeziora flagę Argentyny. 


Trzeba przyznać, że co do koloru wody Perito Moreno nie mylił się. I jest on urzekający...


Za Ustami Diabła płyniemy bliżej brzegu Półwyspu Avellaneda.  






Nasz kapitan wyraźnie podpływa coraz bliżej skał półwyspu jakby czegoś konkretnego szukał.





I znalazł. Wśród pokrywających zbocze traw siedzi samica kondora...




Ptak zobaczył statek, przeleciał kawałek i znowu usiadł...



A po chwili zaczął krążyć w pobliżu. Wspaniały widok...






Gdy kondor na dobre odleciał ruszyliśmy dalej...










Czym głębiej wpływamy w północne ramię Lago Argentino tym więcej nad naszymi głowami ciekawych chmur...



Niestety chmury ograniczają znacznie widok na najwyższe szczyty otaczające tę część jeziora...









Płyniemy coraz dalej na północ w kierunku opadających do jeziora lodowców. Pogoda zmienia się z minuty na minutę od pięknego słońca do nieomal pełnego zachmurzenia i znowu do słońca...











Tutaj północne ramię Lago Argentino dzieli się na kolejne niewielkie ramiona. Najpierw na północny wschód odchodzi Canal de la Olla. Później Bazo Cristina, zdecydowanie na północ...




O tym, że zbliżamy się coraz bardziej do lodowców świadczą pojawiające się coraz liczniej na wodzie, oderwane od czoła lodowców, niewielkie lodowe góry...








Mijamy półwysep Herminita...




Lodu w wodzie coraz więcej - to znak, że wpływamy do zatoki prowadzącej do lodowca Upsala...



Lodowe bryły pływające po jeziorze mają niesamowity niebieski kolor...


I wreszcie w oddali widać lodowiec Upsala. Lodowiec ten ciągnie się od swoich początków na wschodnim zboczu pola lodowego południowej Patagonii do jeziora Argentino. Został on nazwany w 1908 roku przez szwedzkiego geologa Klausa Augusta Jacobsona na cześć Uniwersytetu Uppsala, którego był absolwentem. Według ostatnich pomiarów lodowiec ten ma około 53,7 km długości (jest trzecim najdłuższym po lodowcach Pío XI i Viedma), jego szerokość to 13 km a powierzchnia to około 765 km². Czoło lodowca dochodzi do 40 m wysokości... Z daleka widać, jak ogromny obszar lodu mamy przed sobą...



Kapitan rozejrzał się po zatoce i stwierdził, że na ten moment podpłynięcie bliżej mogłoby być dość niebezpieczne, więc spróbujemy jeszcze później, a najpierw popłyniemy do zatoki Spegazzini...




Tak więc Upsala pozostaje za nami...














Nie wszystkie lodowce w okolicach Lago Argentino opadają bezpośrednio do jeziora. Przykładami są lodowce Agassiz, Bolado i Onelli.





Ze statku najlepszy widok mamy jednak na lodowiec Seco. Jest to lodowiec niewielki, bo jego powierzchnia to zaledwie 4 km² . Lodowiec ten jest w fazie cofania się i dzięki temu zobaczyć można pozostawioną przez niego dolinę -  morenę denną...







Płyniemy dalej. Kolejny przystanek nastąpi przy lodowcu Spegazzini, ale o tym w kolejnym wpisie... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz