
Spicejet ogłosił promocję na loty na Goa, grzechem było nie skorzystać


Rano hotelowym busikiem jedziemy na lotnisko krajowe. Przed terminalem kolejka do wejścia. Magicy sprawdzają paszporty i bilety (bilet trzeba mieć ze sobą, karty boardingowe nie są honorowane). Po wejściu do środka idziemy nadać bagaż, tu dokładne ważenie bagażu głównego (małe przepakowanie bo mamy nadbagaż) i przyczepianie na wszystko zawieszek. Każda torebka, torba i pakunek z bagażu podręcznego musi mieć zawieszkę i pieczątkę, bez tego nikt nie zostanie wpuszczony na pokład samolotu .Nie są to żarty, widzieliśmy gościa, który przegapił pieczątkę przy przechodzeniu przez security i został cofnięty.
Przejście przez wszystkie „punkty” zawiłej induskiej procedury zajmuje sporo czasu i faktycznie trzeba na lotnisko przyjechać co najmniej trzy godziny przed lotem.
Jeżeli chodzi o rzeczy zakazane w bagażu podręcznym, widziałam, że zabierali nożyczki do paznokci. Natomiast nikomu nie zabierali butelek z piciem.
Lot na Goa trwał godzinę i dziesięć minut . Mój DZ mówił, że były piękne widoki, ale ja niestety odleciałam w inną przestrzeń i obudziłam się dopiero podczas lądowania. Lotnisko skromne, bez wodotrysków, ale dobrze oznakowane. Idziemy odebrać bagaże (niestety pracownicy nie śpieszą się, czekamy i czekamy i czekamy….. buuuuu) w międzyczasie przylatuje kolejny samolot i robi się trochę ciasno. Taśma zaczyna się poruszać i wyjeżdżają walizy z naszego lotu. Teraz już tylko trzeba odszukać swoje i udać się w kierunku wyjścia, gdzie znajduje się stanowisko obsługujące zakup taxi do wybranego miejsca.


Jeżeli podróżuje się we dwoje najlepiej niech jedna osoba czeka na walizki, a druga szybciutko poleci załatwić kwit na taxi. Cała procedura wypisania świstka trwa strasznie długo, kolejka przesuwa się w iście ślimaczym tempie, a w pomieszczeniu jest duszno


Oficjalny cennik taxi z lotniska
Do hotelu jedziemy prawie godzinę




Dojeżdżamy do naszego hotelu. Wchodzimy do recepcji i już mi się podoba

Szybki i sprawny meldunek, hasełko do wi-fi, wszelkie info o hotelu i idziemy zobaczyć nasz pokój
Byłam tak podjarana perspektywą pójścia na plażę, że coś przestawiłam w aparacie. Zdjęcia wyszły koszmarne, więc przepraszam za ich jakość……… 

Zamówiliśmy pokój o podwyższonym standardzie, bo chcieliśmy mieć wannę z hydromasażem, wiecie Walentyki …………

Codziennie łóżeczko było inaczej zdobione
widok z naszego tarasu
Hotelik z grubsza oblukany, czas na szybki prysznic, kawkę i idziemy zobaczyć plażę 

Spacerowaliśmy po plaży aż do zachodu słońca, a potem przyszedł czas na kolację. Postanowiliśmy zjeść w jednej z plażowych restauracji.
Szum morza, świece, blask księżyca i nastrojowa muzyczka....... czego nam jeszcze potrzeba? Jedzenia 

Zamawiamy Manchurian Prawns
Chicken Zazeez Paratha
I oczywiście moje ulubione chlebki nan z czosnkiem.
Kolacja była fantastyczna, poddaliśmy się nastrojowi i przy drineczkach siedzieliśmy tam prawie do północy
.

Totalny relaks, tego oczekiwaliśmy od Goa i to dostaliśmy, za całą resztę zapłaciliśmy gotówką 

Zanim ponownie zawitamy na Królowej Plaż musimy się posilić. W restauracji przy basenie zjadamy pyszne śniadanko bufetowe .
W budynku po lewej stronie na parterze widać nasz tarasik i wejście do pokoju
Po śniadanku idziemy oczywiście na plażę Calangute, która znana jest pod nazwą Królowa Plaż.
Plaża rozciąga się od Baga aż do Candolim , w latach 60 ubiegłego wieku była mekką hipisów, teraz stała się najpopularniejszą plażą na Goa. Przed wyjazdem naczytałam się o dzikich tłumach, głośnych imprezach, zaczepianiu kobiet przez Indusów
, na miejscu okazało się, że niektórych to chyba ponosi fantazja
.


Na plaży jest sporo restauracji, które oferują bezpłatne leżaki i parasole (przyzwoitość nakazuje zamówienie chociaż drinka, ale nie ma obowiązku) oraz wi-fi. Frytkujemy się przez jakiś czas, ale zaczyna nas nosić, trzeba wyruszyć na spacer. No to idziemy w kierunku Candolim. Spacer był tak miły i wciągający, że doszliśmy do Fortu Aguada.
Plaża 

Fort Aguada wybudowany został u ujścia rzeki Mandovi przez Portugalczyków w 1612 roku, zajmował cały półwysep. Był głównym punktem obronnym, wyposażonym w 79 armat. Fort swą nazwę zawdzięcza wodzie, która była w nim magazynowana (podobno był to największy słodkowodny magazyn w całej Azji), jednorazowo w zbiornikach retencyjnych mieściło się ponad dwa miliony litrów wody. Statki pływające po morzu Arabskim przybijały tu uzupełniać zapasy wody pitnej. Przez jakiś czas w forcie przetrzymywano więźniów politycznych, a teraz jest bezpłatną atrakcją turystyczną 

Wracamy do „naszego” shacka na dalsze frytowanie. Po drodze strzelamy kilka fotek plaży
Po spacerku czas na drinia 

i kąpiel
Po południu przenosimy się na hotelowy basen
Około godziny osiemnastej wracamy na plażę na zachód słońca
.

Po drodze mijamy pensjonaty z pokojami do wynajęcia( na plażę mamy dwie minuty drogi
)

Słoneczny patrol pilnuje, żeby nikt nie wypływał zbyt daleko. Niestety bardzo silne prądy „porywają” . Często proszą aby po zachodzie słońca wychodzić z wody.
Zamawiamy Chicken Sweet Sam (to jasne danie) i Chicken Vindaloo .
Jedzenie było smaczne, ale brakowało nam atmosfery. Jednak szum morza, świece i cała reszta są bardziej klimatyczne

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz