piątek, 18 sierpnia 2017

Indie - Jodhpur


 Jesteśmy w Dżodhpur (Jodhpur), mieście leżącym na pustyni Thar w  Radżastanie. Miasto ze względu na liczne pałace, forty i świątynie jest bardzo popularnym kierunkiem turystycznym. Wielu turystów przyciąga też piękny widok domów w starej części miasta pomalowanych na  niebieski kolor. Stąd nieoficjalna nazwa milionowego Dżodhpuru – Niebieskie Miasto (Blue City). Do końca nie wiadomo skąd wziął się zwyczaj malowania ścian domów na niebiesko. Jedna z teorii głosi, że Bramini chcieli się wyróżnić wśród mieszkańców Jodhpuru i zaczęli malować domy na niebiesko. Po czasie inni mieszkańcy zaczęli ich naśladować i tak powstało Blue City. Inna teoria głosi, że mieszkańcy malując ściany na niebiesko z powodu ochrony budynków przed nagrzaniem i słońcem, a błękit ścian przypomina im wodę. Jaka jest prawda nie ważne, ogólnie wygląda to bardzo ciekawie .....


Rano mamy wolne przedpołudnie, więc samodzielnie zwiedzamy miasto.

Zaczynamy od Pałacu Maharadży, który wybudowany został by w latach kryzysu dać pracę biedakom...





Obecnie znaczną jego część zajmuje prywatny hotel Maharadży. Żeby go zwiedzić należy przyjść na śniadanie, które kosztuje, drobnostka, ponad 100 dolarów od osoby... - odpuszczamy...






Podziwiamy kolekcję samochodów Maharadży






 W oddali służba czeka na hotelowych gości.



Idziemy zobaczyć udostępnioną do zwiedzania część pałacu.





W  pomieszczeniach udostępnionych dla turystów znajduje się muzeum pokazujące część kolekcji, między innymi porcelany...









Władcy Jodhpuru hodowali konie i grali z zapałem w polo. To tutaj wymyślone zostały słynne spodnie do jazdy konnej zwane dżodpurami... Kolekcja pucharów Maharadzów jest wspaniała...





W drodze powrotnej do hotelu napotykamy znacznie nowszy pomnik... Ten czołg zasłużył się w wojnie z Pakistanem...





Transport nadal odbywa się jak przed wiekami...





Po  południu udajemy się na zwiedzanie.


Najpierw Fort Meharangarh. Zbudowany w 1459 roku fort jest jednym z największych, jak nie największym, fortem w Indiach.
Myśleliśmy, że w tym rodzaju architektury nic nas już nie zaskoczy... a jednak...



Z góry widok na Błękitne Miasto...










I Fort - Dbałość o rzeźbiarskie detale wręcz niebywała...







Wykonany z białego marmuru tron Maharadży





Kolekcja siedzisk na słonie...





Nosidełko, żeby Maharani nie dotknęła stopami ziemi...



Złota klatka do noszenia Maharadży wśród poddanych...



Kolekcja broni...





Sale z pokrytymi złotem sufitami...



Kute schody między półpiętrami...



I kolejne niezmiernie kunsztownie i bogato zdobione sale...





Strażnik Pałacu sam chciał mieć fotkę z "białą Panią"...



Tutaj mały gabinecik...

 A tu Panienka z Okienka...

W kolejnych salach kolekcja kołysek dla następców Włądcy...



Sala posiedzeń...





Przy wyjściu w bramie odciski rąk żon Maharadży, które dały się spalić żywcem po jego śmierci, bo zgodnie z prawem traciły prawo do wszystkiego, pozycji, majątku, służby, jedzenia i zostawały pozostawione na łasce, lub niełasce syna, który zostawał kolejnym Władcą... Wolały więc godnie spłonąć żywcem niż dogorywać gdzieś na jakimś śmietniku...





Obraz fortu podczas wychodzenia z drugiej strony sprawia, że zastanawiamy się, jak taką wielką budowlę udało się wznieść w takim miejscu... Mistrzostwo...





Grający wraz z ojcem na tradycyjnych instrumentach muzykę Indii dla turystów mały "Janko Muzykant" jeszcze dobrze nie zaczął grać, a już wyciągał łapkę po pieniążki od Białej Pani...





A teraz do miasta na stary targ...
Stary targ pozwala zrobić zakupy przyprawowe przed powrotem...















Po zakupach kolacja w prywatnej restauracji.. klimatyczna, smakowa, przyjemna...






Zupki wyśmienite, kurczak tandori z najwyższej półki... cena jak w naszym barze mlecznym...





Pożegnanie z naszymi kierowcami i nocny pociąg sypialny do Delhi...Pociąg jak pociąg (patrz wcześniejszy wpis i zdjęcia). Tylko jeden z naszych uczestników zakupił na drogę hamburgery i schował je do torby naramiennej. Torbę w nocy postawił na podłodze pociągu pod kojkiem ... rano do hamburgerów, a tu w torbie wygryziona przez myszy dziura, a hamburgery zniknęły... Jedna pancia miała wprawdzie propozycję, żeby porobić zdjęcia, pisać skargę do kolei indyjskich, domagać się odszkodowania, a ona w tym wszystkim będzie świadkiem... ale wtedy dopiero wywołałaby śmiech u speców od przewozów pasażerskich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz