piątek, 14 lutego 2020

Phu Quoc i Duong Dong


Pierwszy dzień roku zamierzamy spędzić w miarę aktywnie. Zaplanowaliśmy sobie spacer do największego miasta wyspy czyli Duong Dong. 
Duong Dong to stolica wyspy, w której mieszka na stałe około 80.000 ludzi. Ilu turystów przebywa w mieście i jego najbliższej okolicy tego raczej nikt nie wie..... Jedno jest pewne miasto jest epicentrum turystki to tu wybudowano najwięcej hoteli i restauracji. Stare Miasto Duong Dong stało się niewielką enklawą zamieszkałą przez lokalsów a cała reszta opanowana jest przez turystów. Opanowana w dosłownym tego słowa znaczeniu. Większość turystów  stolicę wyspy nazywa Phu Quoc, a nie Duong Dong, ba w hotelach i agencjach turystycznych też operują nazwą Phu Quoc..... Podobno władze zaplanowały całkowitą przebudowę miasta i w 2030 roku ma to być metropolia w iście zachodnim stylu........ 


Śniadanie zaliczone, siły są i można wyruszyć na 5 km spacer.... Tak tak, od naszego hotelu do starej części miasta jest podobno 5 km...


 W nowej części dominują hotele......


 Gdzieniegdzie można natknąć się na sklepy z lokalnym towarem ale jest ich niewiele. Sklepów typowo dla turystów za to multum......



Duong Dong rozwijało się u ujścia rzeki o tej samej nazwie. Stare miasto nie zachwyca. Jest zatłoczone, zaniedbane i brudne. Dużo lepiej wygląda na zdjęciach niż w realu....... Po tym co zobaczyliśmy z mostu na rzece odpuściliśmy sobie pójście do ścisłego portu........





Nie odpuściliśmy sobie za to lokalnego targu. Uwielbiamy takie miejsca i nic nie jest w stanie nas zniechęcić.... chociaż tu wiele wskazywało, że możemy skapitulować.....  i nie chodzi tu o odległość jaką mieliśmy do przebycia (bo to był nasz świadomy wybór) ale o zapachy i widoki...... 
Sam market bardzo ciekawy, a różnorodność towarów przeogromna.....






Wyspa znana jest jako ośrodek produkcji pieprzu i tego towaru na targu jest ogromna różnorodność...



Towarem u nas nieznanym jest galaretowata postać alg...










Chwilami sceny jak z horroru...










Po wyjściu z marketu wracamy trochę inną drogą....tu widoki to nic....najgorszy był zapach. Mieszkańcy Duong Dong produkują słynny na cały Wietnam sos rybny.... Faktycznie jest bardzo smaczny i niesamowicie aromatyczny..... Oj mocno czuć gdzie właśnie odbywa się fermentacja sosu..... Walające się wszędzie śmieci też robią swoje...... ech gdyby tak ktoś pomyślał i posprzątał miasto to byłoby dużo przyjemniej ale najwidoczniej lokalsom ten syfek nie przeszkadza i jeżeli władze nic z tym nie zrobią to nie wiem czy jest sens rozbudowy infrastruktury turystycznej.... Co z tego, że są piękne hotele i plaże.... jak obok sterty śmieci i smród... W obecnych czasach coraz mniej jest turystów mających klapki na oczach i siedzących tylko w resortach. Ludzie przestają jeździć w miejsca gdzie nikt nie dba o środowisko.  Boleśnie przekonują się o tym Malediwy i oby Phu Quoc nie było kolejnym takim miejscem.



Idąc w kierunku Long Beach, a właściwie Plaży Dinh Cau przechodzimy jeszcze przez tzw. Night Market.... Nocny to on jest tylko z nazwy bo część stoisk otwarta jest przez cały dzień. Ten market nie ma nic wspólnego z lokalnym, na którym byliśmy. Jest to typowo turystyczne miejsce z asortymentem dostosowanym głównie pod Rosjan. Ja nie mam nic przeciwko tej nacji, nigdy nie szufladkuję ludzi ze względu na kraj pochodzenia. Oferta night marketu to zupełnie nie nasza bajka więc szybko przedzieramy się między straganami i restauracjami bo chcemy gdzieś usiąść ale w bardziej klimatycznym miejscu.  Znaleźliśmy klimatyczny pub i ucięliśmy sobie dłuższy odpoczynek.


Kolejny nasz cel to Mui Dinh Cau Cape. Miejsce gdzie rzeka wpływa do morza albo jak niektórzy mówią gdzie morze łączy się z centrum wyspy.... To tutaj jest molo, latarnia morska i najsłynniejsza na wyspie świątynia. Od tego miejsca zaczyna się też plaża.




Ta część Long Beach jest w/g nas najbrzydsza i nie wiemy dlaczego to tu właśnie zlokalizowane są najdroższe hotele.....


Po drugiej stronie widok na śródmieście......






Po schodkach docieramy na górę, a tu takie widoki i dziwny wiatr.. coraz mocniejszy..... nawet DZ zapytałam czy nie uważam, że ten wiatr jest zbyt silny....... (oczywiście ja jako stara czarownica miałam przeczucie..... ale teraz cieszymy się widokami i nic sobie z podmuchów nie robimy)....




O świątyni nie będę się rozpisywała bo wiadomo o co chodzi... Mała chronić rybaków ich rodziny i takie tam... i żeby nie było, że jestem ignorantką i nie chcę nic pisać o obiekcie...w Wietnamie widzieliśmy dużo piękniejsze obiekty sakralne...... 



A tu taki przykład jak każda religia dba tylko o kasę... Wrzuć monetę, wrzuć monetę do kasy pancernej.......



Widoki z poziomu świątyni specjalnie nas nie zachwyciły i zmieniliśmy plany powrotu.. Mieliśmy iść plażą ale wrócimy główną ulicą..




Po drodze zachodzimy jeszcze do świątyni Dinh Ba ale tylko na chwilę bo też mało ciekawa ....


Uszliśmy już spory kawałek, załatwiliśmy bilety na prom z dowozem o przyzwoitej godzinie (nie wiedząc, że z wyspy się nie wydostaniemy, ale o tym to już inny post będzie) to trzeba się zatrzymać na soczek. Oj na Phu Quoc soczki są pycha... może nie tak pyszne jak w Laosie, ale drugie miejsce to też podium i warte są każdej ceny


Po powrocie z bardzo długiego spaceru, który w sumie nam się podobał i bardzo otworzył nam oczy na niektóre wpisy o "Hawajach Azji" poszliśmy na basen i spędziliśmy tam miłe popołudnie w oczekiwaniu na kolejny mega zachód słońca.... Zachodu nie było i niestety już nie będzie..... zaczyna się zła aura, ale my jeszcze cały czas szczęśliwi i nieświadomi.... no tak tak, wiem, ja zauważyłam dziwne powiewy wiatru....






Tym razem kolacja była trochę ..... no cóż kelner pomylił zamówienia i ja dostałam swoje danie DZ nie.... czekałam czekałam żeby dostał aż w końcu zjadłam więc będzie tylko zdjęcie z kolacji DZ .... no dobra pan wrzuca moje krewety na talerz ale co do tego było to już nie uwiecznione..... Jedzenie było pyszne ale w związku z tym, że obsługa tak się pogubiła z zamówieniami (to nie dotyczyło tylko nas) postanowiłam jutro znaleźć nowe miejsce.....








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz