wtorek, 11 lipca 2017

Phuket - dzień siódmy- zwiedzanie stolicy wyspy

Kolejnego dnia po śniadaniu kierujemy się ku plaży, gdzie znajduje się końcowy przystanek autobusu do Phuket Town...
Autobus trochę starawy, taki bardziej miejscowy, bilet zaledwie kilka batów, więc jedziemy ...





Dojeżdżamy do ronda w centrum i wiemy, że tu musimy też wrócić, żeby złapać autobus powrotny...





Chodzimy sobie uliczkami o kolonialnej zabudowie...






Kolorowe domki starego miasta z dużą ilością zieleni. Niestety, takich uliczek jest zaledwie kilka...





Spotykamy młodą(?) parę w trakcie ślubnej sesji zdjęciowej (trochę ten strój Pana Młodego nie za bardzo w naszych standardach...)






Zapytaliśmy kilka razy o drogę i dotarliśmy do najważniejszej w Phuket Town Świątyni Buddyjskiej...





Bogato zdobione wejście ze złoconym Ptakiem Garuda...





A we wnętrzu wielki Złoty Budda...






W budynku obok kolejne, bardzo liczne figury Buddy oraz pomniki lokalnych Świętych Mężów...





A obok Świątyni niewielka jak na tajskie rozmiary dagoba pokryta glazurowaną na brąz cegłą ...






A wokół dagoby "ścieżka edukacyjna" - na drzewach złote myśli Buddyzmu z wypowiedzi Dalajlamy...






Brak przemocy niesie pokój.
Wartości przynoszą ukojenie w godzinie śmierci.





Wytrenowany umysł jest powodem do prawdziwego szczęścia.
Dobrze zrobione jest lepsze, niż dobrze powiedziane.



Prawdziwa cnota jest jak rzeka. Czym jest głębsza, tym mniej robi hałasu.
Takie krótkie zdania, a ile w nich życiowej prawdy i mądrości...


Dochodzimy do miejskiego parku. Ponieważ zbliża się Chiński Nowy Rok, więc trwają przygotowania do obchodów





Mały Zając zdecydował się na inspekcję smoczej paszczy...






Charakterystycznym elementem parku jest wieża zegarowa... Tylko niech mi ktoś powie, która jest godzina...???






Idziemy dalej ulicami o kolonialnej zabudowie nieco przysłoniętej tak charakterystyczną dla Azji plątaniną kabli...






Dochodzimy do Świątyni Chińskiej - jeśli nie wie się dokładnie, gdzie ona jest, łatwo ją przeoczyć, bo prowadzi do niej niepozorna brama i dość wąska boczna uliczka.



Wejścia strzegą kolorowe, wesoło wyglądające smoki...



Z drugiej strony bramę wieńczą dwa nieco pokraczne lwy...





I kolejna brama... i znowu porcelanowe smoki...
Uwagę zwraca precyzja detali i dbałość o szczegóły.





Smokom towarzyszą sceny z chińskiej mitologii religijnej...






Plac przed Świątynią był niestety w trakcie remontu, ale i tak było co obejrzeć... Na przykład takie fantastyczne dekoracje...





Jak to w chińskich świątyniach i tutaj królowało mnóstwo mniejszych i większych figurek ołtarzowych...





Przepiękne były rzeźbione panele dekoracyjne ścian za ołtarzem i w apsydzie...











Drzwi do Świątyni przedstawiają jej Strażników... Oto jeden z nich





No i oczywiście jest kilka stołów przeznaczonych na składanie ofiar...





Wychodzimy ze Świątyni przez Smoczą bramę ostatni raz podziwiając pięknie rzeźbione wspierające smoki kolumny.





No i pora wracać do Patong. Tym razem podróż odbyliśmy jeszcze bardziej lokalnym środkiem transportu - autobusem-ciężarówką z rzędami drewnianych ławek. Ale za to jak miłą klimatyzacją był powiew późnopopołudniowego powietrza...
Po powrocie idziemy na kolację do naszej wybranej już restauracji na bocznej uliczce kompleksu targowego OTOP





Restauracja chyba nie jest zła, bo podczas gdy kolejne trzy sąsiadujące z nią stoją prawie puste, tutaj jest wieczny ruch i czasem trzeba poczekać na stolik.
Czas oczekiwania na podanie może wynosić nawet około pół godziny mimo, że pracujące w kuchni cztery starsze panie uwijają się jak w ukropie
Nasz zaprzyjaźniony już młodszy kelner wybiera dla nas rybkę...
Poleca tą różowiutką... No to do gara...





Dla niewtajemniczonych - W większości miejsc w Taj dania takie, jak ryby, duże krewetki, czy mątwy wybiera się z rozłożonego na lodzie zapasu.
Ceny podawane są najczęściej za 100 g produktu. W przypadku ryb bywa, że za ryby jest stała cena za sztukę. W tej restauracji było to 300 THB
Rybka zostaje przygotowana według oferty w karcie zgodnie z wyborem klienta - smażona / gotowana / na parze; w sosie własnym / rybnym / tamaryndowym itd...

Nasz wybór tym razem pada na smażenie wraz z czosneczkiem i pieprzem...
Po kilku minutach na stół trafia taki oto produkt finalny... Smacznego...



Jeszcze ryż z warzywami...

I mamy Zajęczy zestaw kolacyjny na dzisiaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz