środa, 17 listopada 2021

Wieczór w Luang Prabang

Po powrocie do Luang Prabang chwila odpoczynku i ruszamy w miasto. Zanim dotrzemy na nocny targ zatrzymujemy się jeszcze w świątyni Wat Mai.

Świątynia Wat Mai - pełna nazwa Wat Mai Suwannaphumaham - jest największą buddyjską świątynią w Luang Prabang. Świątynia ta powstała w latach 1796/1797 z fundacji Króla Anourouta (Anurata) władającego w Luang Prabang w latach 1795-1817, jednak większość znajdujących się na jej terenie obiektów powstała w  XIX w. 

Główny budynek - Sim - został w połowie XIX w. powiększony o dwie podcieniowe galerie wsparte na rzeźbionych filarach z przodu i z tyłu budynku. Świątynia przez lata była świątynią rodziny królewskiej oraz siedzibą najwyższego zwierzchnika laotańskiego buddyzmu - Pra Sangkharata. Budynek Sim utrzymany w laotańskim stylu nakryty jest pięciospadowym dachem. Obecnie świątynia jest ośrodkiem kształcenia nowych adeptów buddyzmu... 


Frontowy ganek osłania, zdobiącą frontową ścianę Sim, złoconą płaskorzeźbę przedstawiającą sceny z  Ramajany oraz Vessantara-Jakata czyli wcześniejszych wcieleń Buddy. Dekoracja ta wykonana została w drugiej połowie lat sześćdziesiątych XX w. Podczas naszej wizyty we wnętrzu trwała właśnie lekcja dla adeptów życia w buddyjskiej wspólnocie...



Ołtarz główny to złota figura Buddy, w postawie medytacyjnej, otoczona mniejszymi posążkami i typowymi dekoracjami ołtarzowymi...



Ta scena z dekoracji ścian zewnętrznych przedstawia adorację Buddy z widokami miasta, gdzie uwieczniono po bokach dwie inne świątynie - Wat Xieng Thong i Wat That Chomsi (zdjęcie jest czarno białe, ale w realu płaskorzeźba ta jest złocona).



Na terenie świątyni po raz pierwszy w Laosie spotkaliśmy się z nietypowym świątynnym dzwonem...


Wychodzimy ze świątyni na główną ulicę, gdzie w najlepsze trwa nocny targ. Zanim jednak zajmiemy się targową ofertą towarową interesuje nas bardziej oferta gastronomiczna. Ta część targu zajmuje boczne uliczki, pozostawiając główną ulicę na stragany oferujące wszystko - od kartek pocztowych, magnesów, wyposażenia kuchni poprzez lokalne alkohole po bogatą ofertę tekstylną...


Wchodzimy w wąskie uliczki i oferta gastronomiczna wręcz nas zaskakuje. Są tu małe straganiki, gdzie oferowanych jest po  kilka potraw oraz bardzo duże stragany z ofertą "bufetową".  Płacisz raz i wybierasz ile chcesz z rozstawionych na straganie misek. Oferta ta dotyczy głównie potraw warzywnych i owocowych, ryżu i makaronów oraz dań z minimalnym dodatkiem mięsa. Za szaszłyk, kawałek kurczaka czy rybę zapłacić trzeba osobno. Jednak wszystkie ceny są bardzo dostępne. Można złożyć sobie posiłek każdego rodzaju - od wegańskiego poprzez wegetariański po pełne danie mięsne...






Pobierasz ze stosu miseczkę i wypełniasz ją według gustu i smaku...






Na rozstawionych przy straganach grillach pieką się szaszłyki o najrozmaitszym składzie oraz ryby, które jeszcze kilka godzin wcześniej pływały sobie w Mekongu i jego dopływach...








Na większości stoisk rolę półmisków pełnią świeże liście bananowca... 





Niektóre z oferowanych przysmaków wzbudzają pewne wątpliwości co do ich pochodzenia... Przedstawione poniżej głowy i inne elementy jakoś podejrzanie wyglądają na psinę... 









Chyba jednak wybrałbym kurczaka...


Mamy też w ofercie domowe pierożki z różnym wsadem...










Musi co sporo odwiedzających targ pochodzi z Niemiec i Austrii bo szeroki jest wybór kiełbas...



Oczywiście dobry posiłek powinien kończyć się deserem. Tu na rynku dominuje opcja owocowa...




Ale jeżeli ktoś woli ciasteczko to znajdzie też stoisko oferujące domowe słodkie wypieki...




Po kolacji można byłoby coś tam łyknąć na zdrowy żołądek... No to zapraszamy na lao whisky...



Nam tak zasmakowały przygotowywane przez jedną z Pań bagietki, że wróciliśmy do niej na kolację. I znowu był to strzał w 10. A jak się później okazało w kolejnych miejscach w Laosie takich bułczaków już nie znaleźliśmy...




Po satysfakcjonującym posiłku postanowiliśmy zapoznać się z ofertą nocnego targu.. Oczywiście większość odwiedzających go potencjalnych klientów to turyści. Wśród nich najliczniejsze są grupy francuskie i przybysze z różnych państw Azji...


Sporym wzięciem cieszyły się typowe turystyczne prezenty jak koszulki z nadrukami...









No i oczywiście także tutaj znaleźliśmy zające...


Na koniec odwiedziliśmy stoisko z sokami owocowymi. Podczas południowej przerwy obiecałem Pani Soczkowej, że wrócimy do niej wieczorem po kolejny napitek. I tak też się stało...





Nocne Luang Prabang to wprawdzie wiele świateł, ale gdzie mu tam do turystycznych miejsc w Tajlandii... 







A w naszym pokoju czekało na nas jeszcze podsumowanie dnia...


Jutro opuszczamy Luang Prabang i przenosimy się do Vang Vieng...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz