piątek, 13 września 2019

Jordan - Morze Martwe i Kerak

Po stromym zjeździe z pod Góry Nebo znajdujemy się w Dolinie Jordanu. Mocno tu kamieniście i okolica nie wygląda na żyzną dolinę rzeczną. 


Zwiedzanie miejsca Chrztu Chrystusa jest elementem opcjonalnym wycieczki, a ponad połowa uczestników jest zdecydowana zapłacić, żeby zobaczyć to miejsce. Kiedy dojeżdżamy na parking przed wejściem wywiązuje się ostra awantura między tymi, co zwiedzać tego miejsca nie chcą i chcieliby od razu jechać nad Morze Martwe, a chcącymi jednak miejsce chrztu odwiedzić. I na nic zdały się protesty mniejszości - zainteresowani ruszają nad Jordan, a niezainteresowani zostają pod drzewem przy autokarze. Tak więc głos większości górą.
Na wykutym w kamieniu planie całe to miejsce przedstawia się jak poniżej.


Jedziemy przez pustynne tereny mijając po drodze miejsce, gdzie w 2000 r odbyła się papieska msza. Miejsce to nosi nazwę Tell el-Kharrar, lub inaczej Jabal Mar Elias czyli wzgórze Eliasza...



W roku 1999 na fundamentach wczesnochrześcijańskiego kościoła na planie prostokąta, datowanego na IV lub V wiek, wzniesiono łuk z 63 kamieni na pamiątkę zmarłego w wieku 63 lat króla Jordanii Husseina.






Następnie po krótkim spacerze przez tamaryszkową dżunglę, porastającą dolinę, docieramy na wschodni brzeg Jordanu. Jordan rozpoczyna swój bieg u podnóża Gór Antyliban od łączących się w Dolinie Hula czterech strumieni: Hasbani, Banias, Dan i Ajun. Dalej przez 251 km toczy swe wody przez Liban, Syrię, Izrael, Palestynę oraz Jordanię, po dnie rowu tektonicznego, na kilku odcinkach stanowiąc rzekę graniczną. Po drodze Jordan przepływa przez Jezioro Hula i Jezioro Tyberiadzkie, by na dolnym odcinku toczyć swe wody do deltowego ujścia do Morza Martwego. Co ciekawe, jego ujście znajduje się na poziomie 396 m poniżej poziomu morza. Zbyt obfity w wody w dolnym biegu Jordan nie jest ze względu na to, że jego wody wykorzystywane są po drodze do nawadniania. Wody Jordanu nie są ani błękitne, ani przejrzyste, a raczej mętne i zielonkawe... Co do głębokości, to w większości miejsc można byłoby przeprawić się na drugi brzeg pieszo...




 Spór o faktyczne miejsce chrztu Chrystusa przez Jana Chrzciciela toczy się praktycznie od zawsze. Czy było to na brzegu zachodnim - obecnie w granicach Izraela, czy też wschodnim na terenie obecnej Jordanii tak naprawdę nie wie nikt. I na jednym i na drugim brzegu znaleziono ślady dawnych obiektów, które mogłyby być wykorzystywane jako miejsce chrztu. Izrael pobudował po swojej stronie cały kompleks Qasr el-Yahud. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że faktyczne miejsce znajdowało się jednak na wschodnim brzegu i tam władze Jordańskie otworzyły miejsce archeologiczne i kultowe pod nazwą "Betania za Jordanem". W miejscu tym odkryto pozostałości świątyń  bizantyjskich z V-VI w n.e., w tym trzech pobudowanych jedna na drugiej, z których zachowały się fragmenty marmurowej posadzki oraz mozaik. Marmurowe schody prowadzą z poziomu świątyń do Strumienia Jana Chrzciciela w miejscu, gdzie wpada on do Jordanu. Tutaj znajduje się marmurowa kolumna z metalowym krzyżem i uważa się, że to właśnie ona wyznacza faktyczne miejsce, gdzie odbywały się chrzty. Niewielka kapliczka z łukiem wzniesiona została pono w miejscu, gdzie Chrystus przed chrztem zdejmował odzież. 












 Nieco dalej schodzimy nad sam brzeg Jordanu i widzimy budowle po stronie Izraelskiej.


Na brzegu, pod zadaszeniem znajduje się kamienna chrzcielnica pono wykorzystywana obecnie czasami do uroczystych chrztów. Teren wokół wraz ze specyficzną roślinnością nazywany jest Zor.







Żal byłoby nie zamoczyć nóg w świętym Jordanie i nie nabrać wody na pamiątkę...





Wracając do autokaru zahaczamy jeszcze o cerkiew obrządku greckiego pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela konsekrowaną uroczyście w 2005 roku przez greckiego prawosławnego patriarchę Jerozolimy.




Zanim opuścimy to święte miejsce warto dodać, że miejscem po stronie jordańskiej zarządza specjalna Komisja Miejsca Chrztu kierowana przez niezależną radę powierników mianowanych przez Jego Wysokość Króla Abdullaha II bin al-Husseina której przewodniczy Jego Królewska Wysokość Książę Ghazi bin Muhammad. 

Po powrocie do autokaru odżywa wojna między uczestnikami wycieczki. Czekający na parkingu mają ogromne pretensje, czemu nasza wizyta w miejscu chrztu trwała tak długo. Pojawia się też kolejny punkt sporny. Większość chce, zgodnie z sugestią naszego, bardzo dobrego i wyrozumiałego zresztą, jordańskiego przewodnika jechać na zagospodarowaną plaże nad Morzem Martwym. Jest tam szatnia, bar, restauracja, baseny ze słodką wodą, wygodny dostęp do brzegu morza oraz prysznice ze słodką wodą pozwalające zmyć z siebie sól morską po kąpieli. No ale tu trzeba zapłacić za wstęp, a jest grupka, która koniecznie chce iść na brzeg w miejscu dzikim gdzie płacić nie trzeba. W końcu stanęło na tym, że podzielimy się na parkingu. Ci, co chcą wygodnie doświadczyć rozkoszy Morza Martwego zapłacą i pójdą na plażę hotelową a ci, którym się to nie podoba pójdą sobie z parkingu gdzie będą chcieli i tylko wrócą na określoną godzinę odjazdu. My poszliśmy na łatwiznę - opłaty i hotelu i przyznam, nie mamy czego żałować...

Po kilki kilometrach zatrzymujemy się na rozległym parkingu Dead Sea Spa Hotel. 


Z tarasu podziwiamy widoki na Morze Martwe położone w depresji 396 m poniżej poziomu morza.


Idziemy do szatni, odkładamy niepotrzebne rzeczy do szafek i idziemy w dół - najpierw na baseny ze słodką wodą... Rozkładamy się na leżakach i idziemy odpocząć po spacerze i awanturze... W końcu mamy do dyspozycji trze baseny i jeszcze zjeżdżalnię...

















O umówionej godzinie schodzimy nad brzeg morza, a tam niespodzianka - dla wszystkich mamy w planie czernienie błotem solnym z Morza Martwego. No to jazda... Będziemy z nieba przenosić się do piekielnych czeluści...



 Przez moment mamy kontrast między Małym a Dużym...


Wkrótce jednak i Mały nabiera diabelskich barw...





Gdy błotko należycie obeschło, czyli proces konserwacji został zakończony, pora wejść i przekonać się jak to jest z tą wypornością wody w Morzu Martwym. W tym celu gazeta jest oczywiście niezbędna - i nie jest ważne, że jest to miejscowa gazeta gdzie jedyną wskazówką, w którą stronę należy ją trzymać są zdjęcia...




Po chwili próbę gazetową powtarza Mały...





Okazało się, że czym mniejszy obiekt tym trudniej utrzymać stabilną pozycję więc nagle gazeta znalazła się pod Zającem...



No ale gdy sól zaczęła nam się krystalizować na włosach, a szczególnie Dużemu na klacie, przyszedł czas by zakończyć zabawę, iść pod prysznic i zmyć z siebie słone kryształy, a następnie ruszać w dalszą drogę...


 Mamy przed sobą około 80 km, w większości wzdłuż Morza Martwego, do zamku w Kerak.. Podziwiamy więc po drodze widoki...




Z jednej strony drogi morze a z drugiej góry... No pięknie...





Mijamy wejście do kanionu Wadi Attun, który kiedyś w filmie turystycznym o Jordanii prezentował sam Jego Wysokość Król Abdullah II bin al-Hussein, jako jedno z ulubionych miejsc w swoim kraju...




Niestety Wadi Attun musimy pozostawić sobie na inną okazję...




W końcu odbijamy od Morza Martwego i wracamy na wzgórza...





Docieramy pod bramę zamku Kerak...

Miasto Kerak utożsamiane jest z biblijnym Kir-Chareszet. Jego lokalizacja wskazana została na mapie z Madaby. Głównym zabytkiem miasta jest zamek krzyżowców wzniesiony w XII w przez przez Payena le Bouteiller, lennika Królestwa Jerozolimskiego. Potężny zamek był najpotężniejszą twierdzą na wschodniej flance Królestwa.  Renald z Châtillon, który jako pierwszy doszedł do Ziemi Świętej z drugą krucjatą, w 1177 roku pojął za żonę wdowę po Humphreyu III, dziedziczkę zamku w Kerak i stąd budował swoją potęgę. W tym samym roku poprowadził swoje wojska do zwycięstwa w bitwie przeciwko Saladynowi pod Montgisard. W Kerak wybudował statki, które następnie przewiózł do Akaby i terroryzował żeglugę na Morzu Czerwonym. Tak naraził się sułtanowi naruszając zawarte między nim, a krzyżowcami traktaty, że Saladyn osobiście ściął głowę Châtillonowi. Po bitwie pod Hattin w 1187 r. Wojska Saladyna potrzebowały ośmiu miesięcy by zdobyć zamek w 1188 r.  Saladyn był pod takim wrazeniem bohaterstwa obrońców zamku, że darował im życie i puścił wolno. Zdobytym zamkiem zarządzał brat Saladyna, który odbudował zniszczenia i kazał wznieść dodatkowe umocnienia. Pod koniec XIII wieku mamelucki sułtan Bajbars dalej rozbudował umocnienia zamku. Niestety później trzy wieże zostały zniszczone podczas trzęsienia ziemi. Zamek trwał jako kluczowa fortyfikacja w tej części kraju do roku 1834 kiedy to stał się obiektem obleganym przez rebeliantów powstania chłopskiego w Palestynie. W 1840 roku zamek zdobył Ibrahim Pasza z Egiptu i zniszczył znaczną część jego fortyfikacji. Cztery lata później to jego wojska zostały w zamku oblężone  i pokonane głodem. W roku 1893 władze Ottomańskie odzyskały kontrolę nad zamkiem, ustanowiły gubernatora mieszkającego w zamku Kerak wraz z garnizonem w sile 1400 ludzi, w tym 200 kawalerzystów. Zamek powoli popadał w ruinę i zainteresowanie nim było niewielkie. Wspaniały moment dla zamku nastąpił w 2005 r gdy odegrał ważną rolę w filmie  Kingdom of Heaven, w którym grali Orlando Bloom, Eva Green oraz Liam Neeson. Ostatni raz o Kerak było głośno gdy stał się miejscem zamachu terrorystycznego dnia 18 grudnia 2016 kiedy to zginęło 14 osób, w tym dwóch cywilów oraz obywatel Kanady.

Mały zaczyna wystrzałowo po kolejnym sporze, gdzie kilka osób uznało, że są tak zmęczone, że nie będą tracić już sił na zwiedzanie i chcą jechać jak najszybciej do hotelu na nocleg...


























 Po drodze na nocleg w okolice Petry w Wadi Musa czeka nas jeszcze jedna atrakcja - Źródło Mojżesza. To tu miał Mojżesz uderzyć w skalę i trysnęła z niej woda. Nabateańczycy zbudowali kanały z tego źródła i wodą z niego zasilali Petrę. 
No to drugi raz jednego dnia mamy do czynienia ze świętą wodą. Tej wody też trzeba spróbować i zamoczyć w niej nogi. 








 


 I znowu do hotelu przyjeżdżamy ciemną nocą. Czeka na nas nie najgorsza kolacja oraz podłe pokoje w hotelu, który jest w trakcie remontu. Nie uspokaja to nastrojów w grupie, a wręcz podsyca kłótnie, wzajemne żale i generalnie pretensje wszystkich do wszystkich o wszystko. Staramy się wyłączyć i idziemy spać bo jutro czeka nas ostatni dzień w Jordanii, a w nim zwiedzanie Petry...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz