środa, 26 kwietnia 2023

Cerro Tronador

Dzisiejsza trasa to "jedynie" około 200 km. Wybieramy się na Cerro Tronador. Ale zanim tam pojedziemy musimy rozwiązać drobny problem. Małemu pokazuje się w telefonie komunikat, że brak miejsca w pamięci na zdjęcia. Jedziemy więc do centrum Bariloche zakupić nową kartę...


Wjeżdżamy do centrum, bez problemu znajdujemy sklep sieci komórkowej i kupujemy kartę, wymieniamy na miejscu i Duży wkłada starą kartę do kieszeni... Jeszcze krótki spacerek do samochodu i ruszamy...


Kilkanaście minut później Duży sięga do kieszeni i ... karty nie ma... Wracamy, przechodzimy trasę, którą wcześniej szliśmy, przeszukujemy samochód. Karty nie ma. No rozpacz... Nie ma zdjęć wykonanych do tej pory od przyjazdu do Argentyny. Na szczęście okazało się później, że zdjęcia były automatycznie zgrywane do chmury i udało się je prawie wszystkie odzyskać....... Mały zniósł sytuację po mistrzowsku... Ale Duży był mocno roztrzęsiony...Na szczęście finał okazał się pozytywny. 


Ogólnie znamy dzisiejszą trasę i mamy odpowiednią mapę...


Po kilkunastu minutach jazdy jesteśmy nad brzegiem Lago Gutierrez. Po prawej stronie mamy jezioro i widoki na częściowo ośnieżony jeszcze Cerro Catedral, szczyt wysokości 2100 m (jeszcze do niego wrócimy).




Lago Gutierrez jest polodowcowym jeziorem, które powstało w wyniku zasypania odpływu z doliny przez morenę czołową lodowca. Położone jest na wysokości 770 m n.p.m. Nazwę nadał jezioru słynny Francisco P. Moreno dla uczczenia swojego mentora z czasów akademickich Juana Maríi Gutiérreza.



Ze względu na bliskość miasta Bariloche jest to jedno z bardzo popularnych miejsc wypoczynkowych. Nad jeziorem znajduje się kilka campingów i pensjonatów. Popularne jest tu kajakarstwo oraz wędkowanie, głównie na pstrągi. Co do kąpieli to różnie podają różne źródła. Jedne mówią, że kąpiel w jeziorze jest bardzo popularna natomiast inne ostrzegają, że ze względu na stałe zasilanie jeziora wodami z topniejącej pokrywy śnieżnej otaczających je szczytów, woda w jeziorze ma temperaturę rzędu 7 C, co stwarza dla kąpiących się ryzyko hipotermii. 




W okolicach jeziora jest też sporo bardzo ładnych i zapewne luksusowych rezydencji... Czasami zastanawiamy się, kto mógłby być ich właścicielem, zważywszy na niezbyt zaszczytne pochodzenia znacznej części mieszkańców Bariloche, o czym napiszę, gdy wybierzemy się do miasta...


Po kilku kolejnych kilometrach po naszej prawej stronie pojawia się kolejne, znacznie większe jezioro - Lago Mascardi.



Lago Mascardi ma kształt litery V - jedna z odnóg biegnie w osi północ - południe i nazywana jest odnogą Catedral natomiast druga przebiega ze wschodu na zachód i nazywana jest odnogą Tronador. 



Jezioro Mascardi położone na wysokości 750 m n.p.m. należy do jezior znacznej wielkości gdyż jego powierzchnia to 39.2 km2. Jezioro jest dość głębokie, przy średniej głębokości 111 m w najgłębszym miejscu osiąga 218 m.  A widoki wokół są piękne. I jeszcze zachwycający kolor wody...





Po mniej więcej 45 km dojeżdżamy do dobrze oznakowanego skrzyżowania drogi głównej z drogą prowadzącą do punktu widokowego na Cerro Tronador i Czarnego Lodowca. Od tego skrzyżowania mamy już tylko 500 m do rogatek wjazdowych na teren parku i "zaledwie" 48 km do parkingu pod Cerro Tronador. Pomyśli ktoś "drobnostka", jakieś 45 minut i będziemy na miejscu... Gruby błąd... Ponad godzina a bliżej półtorej to rozsądny limit czasowy na pokonanie tej trasy...


Kupujemy bilety wstępu do parku płacąc po 400.00 ARS za osobą i dostajemy bileciki, które należy zachować do opuszczenia parku.


Dostajemy też bardzo istotną z punktu widzenia turysty kartkę z dokładną mapą tej części parku.

 Najistotniejsza informacja na tej kartce znajduje się w dwóch ramkach, gdzie przedstawiono godziny dojazdu do Cerro Tronador oraz Wodospadów Los Alerces. Ma to ogromne znaczenie dla planowania jazdy do tych dwóch miejsc docelowych. Otóż pierwszy liczący sobie 9 km odcinek trasy do dużego skrzyżowania Los Rapidos jest drogą dwukierunkową przez całą dobę. Od tego miejsca droga do Pampa Linda i otwarta jest w godzinach 10:30 - 14:00 tylko do jazdy w górę a od 16:00 do 18:00 tylko do jazdy w dół. Od 19:30 do 9:00 można nią jechać w obu kierunkach (ale jazdy nią po zmroku nikomu nie polecam). Natomiast jeśli chodzi o drogę do wodospadów Los Alerces to do wodospadów jednokierunkowo pojedziemy od 14:00 do 17:00, od wodospadów do Los Rapidos jednokierunkowo od 11:00 do 13:00 ; od 18:00 do 10:00 obowiązuje tu ruch dwukierunkowy. Tak więc nie warto przyjechać tu zbyt wcześnie, bo można być uwięzionym na parkingu Pampa Linda przez kilka godzin czekając na otwarcie trasy do 16:00...


Od Los Rapidos do Pampa Linda mamy 31 km a dalej do Czarnego Lodowca jeszcze 8 km. Na tych ostatnich 8 km dopuszczony jest przez cały czas ruch dwukierunkowy. 


I niech bogi kochają tę drogę. Te 30 km pokonać w godzinę to osiągnięcie. Nawierzchnia gruntowo-szutrowo-kamienista. Kamienie, których nieomal nie da się ominąć. Przez drogę płyną strumyczki, wystają korzenie. To już nie jest normalna jazda - to szybka szkoła off-road.


Jadąc pod górę staramy się nie zatrzymywać, bo nie wiemy ile czasu potrzeba nam będzie na górze, tak więc kilka zdjęć z drogi pojawi się dopiero gdy będziemy jechać w dół. A na razie tylko widoki...



Trochę martwi nas to, że szczyt Cerro Tronador okrywają chmury. Mamy jednak nadzieję, że gdy dojedziemy do celu wiatr rozwieje je chociaż na moment...




A widoczność zmienia się z minuty na minutę...


Dojechaliśmy na miejsce i zostawiamy samochód na rozległym parkingu.


Zaczynamy od tablicy informacyjnej o dwóch lodowcach - Ventisquero Negro i wiszącym nad nim lodowcu Manso. 


Czarny Lodowiec - Ventisquero Negro jest jednym z 14 lodowców (niektóre źródła podają z 7 a inne 8) w masywie Cerro Tronador. Przed jego czołem znajduje się jezioro Lago Ventisquero Negro, z którego uchodzi rzeka a raczej strumień Rio Manso. Nad nim, około, 700 m wyżej, wisi kolejny lodowiec Manso, z którego fragmenty zasilają Czarny Lodowiec i "popychają" go w kierunku jeziora...


Z zasady lodowce są białe, często wpadając wręcz w odcienie błękitu bo przecież to zamrożona woda a ten jest czarny. Co jest tego przyczyną? Otóż śnieg tworzący warstwy lodowca zbiera ze zboczy Cerro Tronador drobiny wulkanicznego pyłu oraz kawałki skał i w konsekwencji można powiedzieć, że po prostu "jest brudny"...










Dzisiaj nad Cerro Tronador, a w konsekwencji również na punkcie widokowym, wieje bardzo silny wiatr, ale za to poprawia się nieco widoczność...


Mały stwierdził, że wieje tak silnie, że "wywiewa ją z butów". Przy okazji musieliśmy łapać szal, który wiatr zerwał jej z głowy mimo tego, że szal był związany...


Oczywiście na ile było to możliwe musieliśmy obejść jezioro, po którym pływały oderwane od lodowca topniejące powoli bryły lodu...








A w tak zwanym międzyczasie wiatr znacznie oczyścił niebo nad Cerro Tronador, i widoki na szczyt były coraz lepsze...



Na kolejnej tablicy mogliśmy zorientować się, co widzimy. A jest co oglądać...



Cerro Tronador nie jest wytworem ruchów tektonicznych, które wypiętrzały Andy tylko wygasłym stratowulkanem, którego szczyt ma wysokość 3478 m. W wolnym tłumaczeniu jego nazwę Tronador można przetłumaczyć jako "Gromowładny" co podobno jest nawiązaniem do odgłosów wydawanych przez pękające lodowcowe seraki, przypominających odgłosy burzy.


Tronador ma zasadniczo trzy szczyty: środkowy o nazwie Anon lub też Pico Internacional (Argentyńsko - Chilijski) oraz po prawej Pico Argentino o wysokości 3250 m n.p.m., a po lewej Pico Chileno o wysokości 3350 m n.p.m.. Dlaczego" A no dlatego, że przez szczyt przebiega granica między tymi dwoma państwami.  


Jako wulkanu powstawanie Tronadora rozpoczęło się, według szacunków geologów, około 1,500,000 - 1,300,000 lat temu, bo na tyle oszacowano wiek najstarszych istniejących pokładów lawy. Natomiast proces jego wypiętrzania zakończył się około 340,000 lat temu


Chociaż pierwsze wzmianki o Tronadorze pochodzą z XVIII w. z zapisków jezuity Miguela de Olivaresa to szczyt bardzo długo pozostawał niezdobyty.  Kilka wypraw zakończyło się pod samym szczytem - w 1911 roku Federico Reichert dotarł na sto metrów od szczytu, w 1933 roku, Tutzauer i Meiling dotarli pięćdziesiąt metrów od szczytu - i nic. Dopiero 29 stycznia 1934 roku o godzinie 22:00 Hermann Claussen samotnie zdobył szczyt i musiał tam spędzić noc. Chilijski szczyt został zdobyty 28 lutego 1934 roku przez Bonacossę, Binaghi i Gervasutti. Argentyński szczyt zdobyli w 1936 roku Nobl, Schmoll i Hemmi.  


Na zdjęciach widać, jak pogoda zmienia się z minuty na minutę...Chmury odpływają i napływają na przemian zasłaniając i odsłaniając różne części masywu...




Nacieszyliśmy oczy i pora zjeżdżać do Pampa Linda...A za nami z widoku znika Tronador...



Zanim doszliśmy do samochodu zauważyliśmy pierwsze oznaki wiosny na tej wysokości...


Widoki piękne, ale droga - cud natury i inżynierii...


Na zdjęciu poniżej widać lepszy kawałek drogi... Na gorszym nie odważyłbym się stanąć...



Ale tam, gdzie dało się stanąć zawsze widoki były piękne...







Jeżeli komuś wydaje się, że te mostki są solidne i stabilne, to mocno się myli...




Ostatni odcinek drogi do Pampa Linda jest prawie płaski. I Tronadora za nami już praktycznie nie widać,,,  





Pampa Linda  to osada, posterunek parkowej straży, ale też posterunek argentyńskiej policji. Wszystkiego po trochu. Obiektem najważniejszym, od którego wszystko się zaczęło jest ten dom na zdjęciu poniżej. To schronisko / hotel i restauracja Pampa Linda. Historia zaczyna się w 1907 r  kiedy to w Bariloche pojawił się pierwszy w tej okolicy lekarz, przybyły z Kanady  z pochodzenia Belg - Don José Emanuel Vereertbrugghen wraz z żoną i małym synkiem Benito. Doktor zdobył szacunek miejscowych a synek dorastał. W 1912 roku Vereertbrugghen syn czyli Don Ben był już na tyle duży i samodzielny, że podążył legendarną ścieżką „Paso de los Vuriloches” w poszukiwaniu pastwisk dla bydła i założył swój dom na południowo-zachodnim brzegu jeziora Mascardi, stając się pierwszym osadnikiem w Valle del Cerro Tronador. Po Patagonii i Andach Patagońskich krowy i nie tylko chodzą gdzie chcą w poszukiwaniu pastwisk. Krowy dotarły na obszar hal zwany Pampa Linda. i około 1920 r. Don  ​​Benito i jego żona Clara Runge zbudowali tam pierwszy dom. Turyści udający się do Cerro Tronador często zatrzymywali się u nich i w 1929 roku ich dom był już oferowany jako Hotel Tronador. W 1940 r powstała droga umożliwiająca dojazd samochodów. Pierwszy dom został przekazany jako tymczasowy posterunek graniczny żandarmerii narodowej w 1942 r. W 1947 r. rodzina Vereertbrugghen zbudowała oryginalną Hostería Pampa Linda, którą znamy dzisiaj jako Albergue Pampa Linda. Gdy Benito przeszedł na Emeryturę przekazał obiekt swojemu synowi a ten, , w 1993 r zrealizował swoje marzenie i zbudował obecne obiekty Hostería Pampa Linda. 


Dziś Hostel Pampa Linda posiada dwa pokoje z 7 łóżkami i dwa pokoje z 2 łóżkami. Łóżka wyposażone są w pościel i poduszki, a każdy gość musi przywieźć własny śpiwór. Pokoje nie mają ogrzewania, łazienka jest wspólna, prysznice działają od 18:00 do 22:00. Wspólna kuchnia otwarta jest od 8:00 do 22:00. Nie ma tu Wi-Fi chociaż do krótkich rozmów można korzystać bezpłatnie z sieci Parku Narodowego a gniazdka znajdują się tylko przy recepcji. Natomiast nie dziwi obecność przy obiekcie koni, ponieważ największą atrakcją, poza wyprawami w okolice Cerro Tronador, są przejażdżki konne, od godzinnych dla każdego po półdniowe i całodniowe dla bardziej zaawansowanych...


A to stary dom, siedziba Straży Parku.


Jest też i prywatny domek mieszkalny...


A Tronadora raz widać, a raz nie...





Kilkadziesiąt metrów dalej droga zamknięta jest szlabanem i będziemy w kolejce czekać do 16:00...


Kolejka spora........... po lewej z przodu posterunek policji gdzie zapadnie decyzja o otwarciu drogi.



Oczekując otwarcia trasy Duży znalazł kolejnego, tym razem mruczącego przyjaciela...



Ruszamy w dół na 31 km rollercoastera przez las, puszczając przodem miejscowych, bo oni trasę znają i są znacznie szybsi od nas. Dzięki temu możemy podziwiać las, który wygląda jak z horroru z porośniętymi mchami drzewami...






Od czasu do czasu podziwiamy ośnieżone szczyty Andów Patagońskich...









O tym, co dalej tego dnia opiszemy już w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz