środa, 1 listopada 2023

Sentrim Elementaita Lodge

Do naszego miejsca pobytu na następne dwie noce - Sentrim Elementaita Lodge - mamy przejechać zaledwie 50 km i to główną drogą z Nairobi do Nakuru i dalej do granicy z Ugandą. Droga dobra, asfalt równy i jedzie się całkiem miło...


Co jakiś czas poboczem, które wyraźnie przygotowane jest z zamiarem budowy drugiej nitki i przekształcenia tej drogi w autostradę, pomykają Masajowie ze swoimi stadami bydła...


Co kawałek też ktoś stara się sprzedać swoje płody rolne - głównie ziemniaki, pomidory i cebulę...



Mogłoby się wydawać, że te 50 km powinniśmy pokonać w nieco ponad pół godziny. Faktycznie jedziemy półtorej. Może wyjaśni przyczynę krótki film poniżej. Można powiedzieć, że u nas w Polsce i w Europie jeździ się bardzo spokojnie. Czasem ktoś wyprzedza na trzeciego ale bez przesady. Tutaj przepisy ruchu drogowego to fikcja. Jazda na trzeciego, wyprzedzanie pasem awaryjnym czy poboczem, jazda nieswoim pasem to tutaj norma. Więc trzeba być wdzięcznym naszemu Josephowi za ostrożną i bezpieczną (choć wolną jazdę)...



Po 47 km jazdy główną drogą, na wysokości zajazdu Elementaita StopOver zjeżdżamy z drogi głównej i wjeżdżamy na wiejską drogę prowadzącą do Sentrim Elementaita Lodge..


Początkowo droga to rozjeźdżona czerwona glina z ogromnymi kałużami... Dalej jeszcze gorzej - kamienie, wyrwy stworzone przez spływającą do jeziora wodę... Gdzie my jedziemy. Ano jedziemy przez miejscowe osiedle mieszkaniowe ku brzegom jeziora Elementaita...





W końcu jest znak, że dojechaliśmy po nieco ponad 2 km drogi przez mękę dla samochodu i dla nas...


Wysiadamy na parkingu, a tu jakoś tak bardziej luksusowo. 



W recepcji wita nas przemiły kierownik, bagażowy zabiera nasze walizki do pokoju, kierownik, na wszelki wypadek daje nam hotelowy parasol, bo wieczorem może padać, i prowadzi nas do naszego domku.. No po prostu najwyższy standard...


Piękne domki w perfekcyjnie utrzymanym parku. Czyściutko, pachnąco. Zastanawiamy się po drodze jak do takiego miejsca może prowadzić tak podła droga...




Jest i nasz domek. Nasz pokój znajduje się na piętrze...


Otwieramy drzwi i nie wierzymy własnym oczom. Ogromny pokój z wielkim łożem, kamienna podłoga, dywaniki, klimatyzacja, stolik, fotel, wielkie lustro, telewizor z kilkudziesięcioma kanałami, lodówka, ekspres do kawy, sejf. Przyznam, że takiego luksusu nie spodziewaliśmy się...





Jest przestronna łazienka...



I jest zadaszony przestronny balkon z widokiem...






Z balkonu widać, że słońce chyli się ku zachodowi, więc pora iść jeszcze na spacer nad jezioro...




Żeby wygodnie wyjść nad jezioro trzeba przejść koło restauracji i budynku recepcyjnego. 







Dalej znajduje się taras z basenem, leżakami i widokiem...










I wychodzimy na brzeg jeziora Elementaita. Wzdłuż całego brzegu pełno białej piany...


Jezioro Elementaita jest jednym z grupy jezior położonych na dnie Wielkiego Rowu Afrykańskiego. Znajduje się na wysokości 1670 m n.p.m. Nie jest to wielkie jezioro - jego powierzchnia to tylko 18 km2. Wody jeziora mają odczyn zasadowy. Określa się je mianem jeziora sodowego - w konsekwencji widoczna na zdjęciach biała piana. Jeziora tego typu spotyka się głównie na suchych obszarach rowów tektonicznych.


Tatry mają swojego "Śpiącego Rycerza" czyli Giewont. Jezioro Elementaita też posiada podobny obiekt - widoczne tu wzgórze nazywane jest generalnie "Śpiącym Wojownikiem" gdyż jego kształt przypomina leżącego na plecach człowieka. A Masajowie wierzą, że to właśnie ich wielki wojownik o imieniu Oloibon. Są też tacy, którzy uważają, że to postać jednego z pierwszych białych osadników w Kenii - Lorda Delamere (1879-1931), który nad jeziorem Elementaita założył liczącą zaledwie 190 km2 posiadłość o nazwie Soysambu.



Jeżeli ktoś przypuszcza, że jezioro zasadowe jest bezproduktywne, to niezmiernie się myli. To płytkie jezioro - średnia głębokość wynosi zaledwie około 1 m - ma bardzo bogate życie pod powierzchnią i nad nią. W mule porośniętym wodorostami żyją bardzo liczne skorupiaki i larwy, bardzo dobrze rozwijają się glony, a dzięki temu jezioro stanowiło przestrzeń życiową dla około 400 gatunków ptaków. Niestety i tutaj ktoś mądry wprowadził do jeziora w 1962 r obcy gatunek ryby - tilapię z jeziora Magadi. Tilapia ta pożera wszystko, w tym mniejsze ptaki brodzące, pisklęta i jaja. W konsekwencji flamingi, których populacja na tym jeziorze wynosiła ponad milion zmniejszyła się do kilku tysięcy. Ot skutki mądrej polityki gospodarczej... 












Z daleka na kolację zaprasza nas restauracja




A wewnątrz znowu luksus. Elegancko nakryte stoliki. Każde biuro, którego klienci zatrzymali się tu na noc ma wyznaczone stoliki. Do stolika podprowadza kierownik sali. 



Bogaty bufet. Karta win. Kucharze i obsługa w szykownych strojach. Jak w bardzo dobrym hotelu.


Obsługę nadal obowiązują maseczki...




Doskonała zupa. Dania międzynarodowe, indyjskie i lokalne...





Na deser owoce i wybór słodkości...


Po takiej kolacji można iść w pełni usatysfakcjonowanym po pięknym dniu i odpoczywać przed kolejnymi wrażeniami. A jutro jedziemy do Parku Narodowego Nakuru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz