Przed świtem odbierają nas z hotelu i jedziemy na teren po dawnym lotnisku wojskowym w Vang Vieng. Ledwie zaczyna robić się jasno, a na dawnym pasie startowym już rozwinięte są dwa balony i rozpoczyna się ich napełnianie...
Balon, którym polecimy jest pompowany jako pierwszy......... powoli zaczyna się rozwijać i wypełniać...
Dwa palniki gazowe, wspomagane wentylatorami, zieją ogniem wprost do wnętrza balonu...
Balon coraz śmielej wstaje...
Balon napełniony, gotowy do lotu. Kosz postawiony więc można wsiadać...I w górę...
Balony w Vang Vieng obsługują załogi z Chin... To nasz pilot...
Pniemy się coraz wyżej i możemy już obserwować pod nami dolinę rzeki Nam Song, położone w niej miasto i wioski oraz otaczające je góry...
W dolinie utrzymuje się jeszcze poranna mgła...
Osiągnęliśmy planowaną wysokość 550 m i oglądamy okolicę...
W międzyczasie wypełnił się też drugi balon i podąża za nami...
Wreszcie, zza chmur wyłania się wschodzące słońce...
Pora wracać na ziemię. A szkoda. Niestety nasz pilot wybrał już miejsce na lądowanie...
No i wylądowaliśmy, a nasz balon poddany został terapii odchudzającej...
Krótko po nas do lądowania podchodzi też i drugi balon, a nasz jest już zwijany...
Teraz balony odpoczną do popołudnia by przed zachodem słońca wzbiją się ponownie w przestworza, wynosząc nad dolinę kolejnych pasażerów...
Na koniec jeszcze filmik z naszej balonowej przygody. Czy warto było wstać przed świtem, by wznieść się nad dolinę i z góry obejrzeć okolicę? Z pewnością tak...
Ale balonowa wyprawa to nie wszystko, co zaplanowaliśmy na dzisiejszy dzień. Kolejne przeżycia w Vang Vieng w następnym wpisie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz