środa, 6 maja 2020

Łańcut - Zamek

Gdyby nie liczne wojny, a szczególnie ta ostatnia i czasy bezpośrednio po niej Polska mogłaby poszczycić się zamkami, pałacami i rezydencjami porównywalnymi, a w wielu przypadkach przewyższającymi walorami architektonicznymi i wyposażeniem zamki z doliny Loary czy innych państw Europy Zachodniej. Książ, Czocha, Nieborów, Rogalin ale i Sztynort, Słobity czy Drogosze to tylko kilka przykładów rezydencji o wielowiekowej historii, które zostały czy to mocno zniszczone czy też całkowicie utracone. Najświeższe straty to zniszczenia w trakcie II Wojny Światowej i bezpośrednio po jej zakończeniu. Część uległa zniszczeniu podczas działań wojennych, inne zostały spalone podczas "wyzwalania", a jeszcze inne zniszczył brak użytkownika lub przypadkowy użytkownik w nowym systemie. Obiekty położone na tak zwanych "Ziemiach Odzyskanych" miały najgorzej, bo przecież były "niepolskie", a w mentalności przesiedlonych tu ludzi mogłyby być zachętą do "powrotu dawnych właścicieli". Pamiętam opowieści jak to starsi panowie wspominali, że gdy byli dziećmi na mazurskich wsiach bezpośrednio po wojnie, gdy rodzice posyłali po drewno do palenia w kuchni szli do pobliskiego dworu - najpierw rozbierali boazerie ścienne, później parkietowe podłogi, a na końcu wyciągali ze stropu belki, i jak się zawaliło, to łatwiej było wyciągnąć drewno... Przekazanie części lepiej zachowanych obiektów na biura PGR czy mieszkania dla pracowników PGR też nie pomogło...

O ile uszkodzenia budowli można było z czasem naprawić, bo przecież można odbudować mury, dać nowe stropy, więźby dachowe i pokrycia dachów o tyle straty w wyposażeniu ruchomym okazały się  w większości przypadków niemożliwymi do zastąpienia. Wprawdzie można wykonać kopie czy repliki mebli lub obrazów na podstawie wcześniejszej dokumentacji fotograficznej, ale obraz będący najwierniejszą kopią nie zastąpi autentycznego dzieła Rembrandta, Canaletta czy Van Dyka... Nikt też nie odtworzy porcelany, sreber czy innych drobniejszych elementów wystroju wnętrz. Przykładem prawie kompletnej rekonstrukcji jest Zamek Królewski w Warszawie, gdzie odtworzono  wszystko - pozostaje jednak świadomość, że są to dzieła współczesnych mistrzów, a nie utracone bezpowrotnie oryginały...

Zamek w Łańcucie jest przykładem rezydencji, którą przywrócono do stanu zbliżonego do oryginału, chociaż tylko część z tego, co  można obejrzeć we wnętrzach należało do jego oryginalnego wyposażenia. Zacznijmy jednak od początku...

Historia zamku w Łańcucie rozpoczyna się za czasów Kazimierza Wielkiego kiedy to na prawie magdeburskim, najprawdopodobniej w 1349 roku  lokowane zostało miasto. Ulokowano je w dolinie rzeki Wisłok i sprowadzono do niego osadników niemieckich zwanych głuchoniemcami z Bawarii z okolic miasta Landshut. I od tej niemieckiej nazwy rodzinnego miasta osadników przez spolszczenie powstała obecna nazwa - Łańcut.
 Przez ponad 200 lat dobra łańcuckie należały do rodu Pileckich. Za ich władzy zbudowano tu pierwszy zamek, początkowo drewniany, który miał służyć obronie okolicznych terenów przed najazdami Tatarów. Wśród właścicieli zamku była między innymi Jadwiga (Elżbieta) z Melsztyńskich Pilecka herbu Leliwa, matka chrzestna Władysława Jagiełły. Takie koligacje sprawiały, że król i możni tego świata dość często zatrzymywali się w Łańcucie.
W czasach reformacji Łańcut stał się na blisko 100 lat jednym z ważniejszych ośrodków kalwinizmu na ziemiach polskich.
Jak większość siedzib magnackich tak i Łańcut zmieniał właścicieli z przyczyn prozaicznych - przekazywany był w rozliczeniach za długi. W ten sposób w 1586 r dobra łańcuckie przeszły w ręce niejakiego Stanisława Stadnickiego. Zwany „Diabłem Łańcuckim”. Stadnicki był typowym szlachetką o naturze watażki. Każda wojna była dla niego dobra. Służył Stefanowi Batoremu i cesarzowi Rudolfowi II, grabił dobra sąsiadów i najeżdżał okoliczne dwory - taki jakby nieco Kmicic. No i ta miłość do wojaczki zabiła go w 1610 r. Konsekwencją jego działań była ruina dóbr mu przynależnych. Jego synowie, po krótkim epizodzie walk o dobra ze spadkobiercą ostatniej właścicielki z rodziny Pileckich - Łukaszem Sienieńskim, odzyskali Łańcut i na miejscu obecnego zamku wznieśli około 1610 r nową rezydencję w kształcie podkowy. Nie cieszyli się jednak majątkiem zbyt długo i w roku 1628 zadłużone dobra sprzedane zostały Stanisławowi Lubomirskiemu  i od tego momentu zaczyna się historia współcześnie istniejącego zamku...





Stanisław Lubomirski był przykładem tworzenia magnackich fortun przez koligacje rodzinne. Stał się właścicielem w sumie 18 miast, 315 wsi i 163 folwarków, a że dobra łańcuckie znajdowały się w centrum jego posiadłości postanowił w Łańcucie stworzyć dobrze ufortyfikowaną twierdzę zdolną do obrony przed przewidywaną ekspansją turecką na Europę.
  I tak oto w latach 1629-1641 powstało obecne założenie pałacu-fortecy, którego budowę nadzorował architekt włoskiego pochodzenia Matteo Trapoli. Same fortyfikacje zaprojektował Krzysztof Mieroszewski. Okazało się, że stworzony kompleks był na swe czasy twierdzą nie do zdobycia.  Od zdobywania Łańcuta odstąpił generał Douglas w czasie potopu szwedzkiego w 1655 r, a dwa lata później nie zdobyły go wojska siedmiogrodzkie Rakoczego. Po tych doświadczeniach fortyfikacje wzmocnił dodatkowo niderlandzki architekt Tylman z Gameren. Jeden z kolejnych Lubomirskich, też Stanisław, odziedziczył zamek w 1745 r, a w 1753 r. ożenił się w z Izabelą Elżbietą Czartoryską. Posag wniesiony przez małżonkę spowodował, że Stanisław Lubomirski stał się jednym z najznamienitszych i najbogatszych obywateli królestwa. A to wiązało się z przebudową i upiększeniem rezydencji.
 Za tych czasów część fortyfikacji przekształcono w folwark i ogród włoski oraz zwierzyniec. Podczas konfederacji barskiej zamek był kilkakrotnie zajmowany przez wojska rosyjskie, ale nie wyrządzały one zbyt wielkich szkód gdyż ich okupacja była krótkotrwała...
 Stabilizację sytuacji przyniósł I rozbiór Polski na mocy którego Łańcut znalazł się na terenie zaboru austriackiego. Lubomirscy bez oporów poddali się władzy cesarzowej Marii Teresy, a problemów z tym nie mieli, bo od czasów cesarza Ferdynanda III czyli połowy XVII w posiadali tytuł Książąt Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
 Po śmierci męża Księżna Izabela władała Łańcutem jeszcze przez 33 lata i w tym czasie nadała zamkowej twierdzy charakter bardziej kobiecej rezydencji przykładając wielką wagę do rozbudowy parku i ogrodów. Jako miłośniczka i mecenas sztuki do prac nad przekształcaniem zamkowych wnętrz i kompletowania wyposażenia zatrudniała najwybitniejszych artystów swych czasów. Nabywała też zagranicą liczne dzieła sztuki. W końcu po śmierci męża, po matce i ojcu odziedziczyła dobra, które czyniły ją najbogatszą osobą na ziemiach polskich. Poza Łańcutem była też właścicielką, między innymi Wilanowa, Bażanciarni i Pałacu w Warszawie oraz 14 miast i 366 wsi... 
Po śmierci Izabeli z Czartoryskich Lubomirskie,j w Wiedniu w 1816 roku, po 63 latach panowania na Łańcucie, jej majątek odziedziczyli najbliżsi krewni, jej wnukowie a synowie podróżnika i pisarza Jana Potockiego - Alfred i Artur Potoccy. Nowi właściciele podzielili między siebie spadek i Łańcut przypadł w tym podziale Alfredowi. Ten, aby zabezpieczyć dobra przed dalszymi podziałami ustanowił na nich Ordynację co gwarantowało, że cały majątek dziedziczyć będzie zawsze tylko i wyłącznie najstarszy syn kolejnego Ordynata. Ordynacja ta funkcjonowała do 1939 r. 
 Ostatnim, czwartym ordynatem był Alfred Antoni Potocki, który urodził się 14.06.1886 w Łańcucie, a zmarł 30.04.1958 w Genewie. Był postacią nie tylko establishmentu II Rzeczypospolitej ale też i elity światowej. Poprzez małżeństwo był skoligacony ze wszystkimi dworami panującymi Europy. Znał współczesnego mu Dalaj Lamę, Cesarza Austrii Franciszka Józefa i papieża Piusa X. Odwiedzał Pałac Buckingham i rezydencję prezydentów Stanów Zjednoczonych. Znał aktorów i sportowców. Do grona jego znajomych należał też minister propagandy III Rzeszy, Joachim Ribbentrop. Znajomości spowodowały, że Ordynat nie był nękany przez okupantów w czasie II Wojny Światowej. Ba, udostępnił nawet część zamku na sztab wojsk Wehrmachtu... Ordynat chyba przeczuwał nadchodzące ryzyko i zmiany bo gdy zbliżała się Armia Czerwona spakował najcenniejsze przedmioty z pałacu do 11 wagonów kolejowych i na sześć dni przed wkroczeniem Rosjan w 1944 r odjechał z majątkiem spakowanym do około 600 - 700 skrzyń na Zachód docierając nie niepokojony najpierw do Wiednia, potem Liechtensteinu, a po wojnie do Szwajcarii. Jednocześnie ustanowił w Łańcucie zarządcą dóbr i pełnomocnikiem niejakiego Juliusza Wiercińskiego, zastępcę dyrektora dóbr ordynacji, którego pełnomocnictwa przez kilka tygodni nowe władze tolerowały po czym wyrzucono go z zamku. To on umieścił na płocie otaczającym park napis w języku rosyjskim: „Muzeum Narodu Polskiego” co ponoć uchroniło zamek przed większym splądrowaniem przez czerwonoarmistów. Pono okupacja zamku przez nich trwała tylko jeden dzień...

 Muzeum otwarto już we wrześniu 1944 r. Pozostałe nadal elementy wyposażenia podzielono i przeniesiono między innymi do Głównego Archiwum Akt Dawnych, Gabinetu Rycin Uniwersytetu Warszawskiego, biblioteki Instytutu Sztuki PAN i Ossolineum oraz Muzeum Narodowego w Warszawie bez przeprowadzenia pełnej inwentaryzacji. Mimo wywozu części zasobów przez Ordynata, mimo tego, że nie wiadomo co zabrali ze sobą czerwonoarmiści "na pamiątkę" jednodniowej okupacji zamku i mimo tego, że pełną inwentaryzację zbiorów przeprowadzono dopiero w latach 1948-1950 zebrane tu zbiory są nadal imponujące. Chociażby biblioteka magnacka, największa w Polsce, złożona z 22 tysięcy woluminów. 

Różne były plany nowej władzy odnośnie wykorzystania budowli. 3 listopada 1944 roku odbyła się w Zamku ludowa zabawa, która trwała aż do rana.  Jej punktem kulminacyjnym było zdjęcie herbów arystokratycznych właścicieli zamku. Kartusz z herbem Lubomirskich Szreniawa (herb ) osobiście rozbijał premier utworzonego w Lublinie rządu PKWN – Edward Osóbka-Morawski, mówiąc: „Wszystko, co złe w proch się rozsypie. Wszystko, co dobre na wieki pozostanie” i tam gdzie wcześniej znajdował się herb umieścił piastowskiego Orła Białego.
 Były pomysły, żeby w parku wybudować skansen, a w pokojach „odtworzyć” wnętrza chłopskich chat. Był także pomysł, by we wnętrzach utworzyć muzeum ruchów chłopskich. Były plany by zamek przekształcić w bursę.
 W znacznej części zamku znajdował się dom wypoczynkowy, a goście, przedstawiciele elitarnej klasy robotniczo-chłopskiej podczas pobytu wypalali dziury papierosami w tapetach, niszczyli pokrycia mebli i wycierali parkiety podłóg. W 1964 roku przy bramie głównej Zamku umieszczono tablicę z napisem, który informował, że ta rezydencja przez całe stulecia była symbolem nierówności społecznej. Usunięto ją i schowano do magazynów w 1989 roku. 

Losy Ordynata w Szwajcarii toczyły się przy stałym braku środków. W konsekwencji, zaczął on wyprzedawać na aukcjach elementy wywiezionych przez siebie z Łańcuta zbiorów. Kilka takich obiektów zakupiło na aukcjach Państwo Polskie i trafiły one znów do zamku. Były to między innymi portrety rodu Potockich...

No to wchodzimy do sieni zamkowej przez portal zwieńczony herbem Lubomirskich - Szreniawa bez Krzyża.


W sieni znajduje się kominek zdobiony herbami Potockich - Pilawa i Radziwiłłów - Trzy Trąby... Posadzkę zdobi herb Potockich...




Część zamku zajmuje Dział Historii Miasta i Regionu w tym 10 Pułk Strzelców Konnych więc nie dziwi portret Marszałka...




Zwiedzającym takim jak Zające zabrakło w Łańcucie na miejscu jak i na stronach Muzeum planu, na którym po kolei opisane byłyby choćby w najkrótszy sposób kolejne zwiedzane sale, planu na którym podana byłaby nazwa sali i wskazane najważniejsze znajdujące się w niej obiekty. Na stronie muzeum dostępne jest za to wirtualne zwiedzanie, które pozwala identyfikację większości zamkowych pomieszczeń Zapraszam więc na zwiedzanie, które zaczęliśmy od sal pierwszego piętra... 
Na początek krótki korytarz zachodni...



... który prowadzi do Korytarza północnego - Białego.





Salon Wejściowy... W nim pięknie inkrustowane meble, galeria obrazów i ciekawy piec...








Apartament męski - zielony...


... z którym łączy się Gabinet w wieży...



W skład Apartamentu Męskiego wchodziła też Sypialnia Czerwona...



... a przy niej Łazienka Żółta.



Położony obok Apartament Damski nie mógłby obejść się bez Ubieralni...


Obok musiała oczywiście znajdować się łazienka tego apartamentu.



Bardzo pięknie prezentuje się wchodzący w skład Apartamentu Damskiego Salon Rokokowy...



Oczywiście najważniejszym chyba elementem apartamentu zawsze jest sypialnia...


W skład apartamentu damskiego wchodził też Salon Bouchera.



Kolejna sala to Salon Narożny w północno-zachodnim narożniku zamku. Połączona z nim i znajdująca się pod wieżą Sala pod Zodiakiem podczas naszej wizyty była niestety zamknięta...






Niedostępna była też biblioteka więc przeszliśmy do Sali Obrazowej...


Pokój ze ścianami pokrytymi boazerią to mniejsza z zamkowych jadalni - Jadalnia nad Bramą...




Największą salą zamku jest Wielka Sala Balowa, w której obecnie odbywają się koncerty...





Z salą balową łączy się zamkowy teatr, w magazynach którego zachowało się wiele scenografii i kostiumów z prezentowanych na zamku przedstawień.


Właściciele zamku, w szczególności Marszałkowa Lubomirska, kolekcjonowali różne obiekty sztuki, w tym rzeźby antyczne. Część najcenniejszych z tej kolekcji obiektów dzisiaj można oglądać w Galerii Sztuki Starożytnej Muzeum Narodowego w Warszawie. Zachowana w Łańcucie część kolekcji prezentowana jest w Galerii Rzeźby....









Henryk Lubomirski jako Amor – posąg autorstwa klasycystycznego rzeźbiarza Antonio Canovy to jedno z najcenniejszych dzieł w zbiorach zamku. Kompozycja powstała w latach 1786-1788 na zlecenie księżnej marszałkowej Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej. Rzeźba, która  ma 142 cm wysokości, na życzenie księżnej przedstawia wspartego na łuku Amora jako postać męską o idealnych kształtach, co miało się nijak do postury przedstawianego obiektu, gdyż książę Henryk, gdy powstawało to dzieło miał zaledwie 9 lat. Posąg wykonany został w pracowni artysty w Rzymie i w gotowej formie przewieziony do Łańcuta gdzie stanął na honorowym miejscu zaprojektowanym na kształt antycznej świątyni jako Sala Kolumnowa...


Kolejny pokój nazywa się Werandowy, gdyż można było wyjść z niego na werandę oferującą piękne widoki na ogród włoski i park...


W doskonałym stanie zachowały się do naszych czasów dekoracyjne parkiety z różnych gatunków drewna...


Korytarz wschodni - Czerwony...


Dochodzimy wreszcie do Apartamentu Chińskiego złożonego z salonu i sypialni...





Mamy szczęście, że udało nam się znaleźć dwa wolne miejsca na zwiedzanie II piętra, które prowadzone jest tylko w grupach.  Tymi schodami będziemy jednak dopiero wracać z II piętra...


Najpierw musimy jednak wrócić do sieni przez korytarz wschodni, północny i zachodni...






O oznaczonej godzinie ruszamy szybkim krokiem by dotrzeć na korytarz zachodni II piętra...







Pokój sypialny męski...



Pokój Sypialny





Duży Salon II piętra.



Salon Pompejański, który posiadał też swoją łazienkę...




Salon Rokokowy...



Służba też potrzebowała gdzieś się podziać, a jak miała być pod ręką to kamerdyner musiał mieć pokój blisko apartamentów gospodarzy...



Pokój Czerwony II piętra...



Długi korytarz północny.






Sypialnia Rokokowa na II piętrze





Garderoba i pracownia w Apartamencie Kawalerskim...


Pokój kąpielowy


Salon Kawalerski...




Przy salonie kawalerskim łazienka to aż trzy pomieszczenia ...





Korytarz Wschodni to wystawa naczyń kuchennych, głównie miedzianych i cynowanych...








Po zwiedzaniu wszystkich dostępnych podczas naszej wizyty sal, w tym II piętra odpuszczamy sobie dział regionalny i wychodzimy przed zamek, aby udać się najpierw do położonego po jego odwrotnej stronie ogrodu włoskiego i parku.


Oranżeria niestety podczas naszej wizyty była ogrodzona płotem i troczyły się tam intensywne prace konserwatorskie.


Pod południowo-zachodnią wieżą zamku rozgościł się pięknie kwitnący ogród bylin...




Obchodząc zamek w drodze do ogrodu widzimy pozostałości jego dawnych fortyfikacji...



I tak z jednej strony pałac, a przy nim piękny platan oraz ogród bylin, a z drugiej widok na pałacowy park w stylu angielskim..




Tak od strony parku prezentuje się wspomniana wcześniej weranda...


No i wreszcie docieramy do ogrodu włoskiego... Jest to najbliżej zamkowych murów położona część liczącego 36 ha zamkowego parku, który dzieli się na część wewnętrzną w obrębie zamkowej fosy i część zewnętrzną - park w stylu angielskim na zewnątrz fosy w kierunku wschodnim.








Wschodnia fasada zamku jest mniej widowiskowa niż fasada zachodnia - frontowa...


Niestety most południowy przez fosę jest zamknięty, w związku z czym trzeba wrócić przed zamek i wyjść poza fosę mostem zachodnim...


W ten sposób obchodząc zamek wzdłuż fosy po zewnętrznej można jeszcze raz spojrzeć na oranżerię i znajdujący się między nią a fosą ogród różany...





I to koniec tej części zwiedzania łańcuckiego zamku ale nie koniec zwiedzania w Łańcucie. Pozostały jeszcze wozownia, stajnie, storczykarnia i wreszcie łańcucka synagoga. Ale o tym już w kolejnym wpisie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz