poniedziałek, 25 lutego 2019

Dzień 12 - Wodne Miasto Luzhi i Szanhaj

Między Suzhou a Szanghajem znajduje się kilka historycznych miast nad rzeczkami, gdzie można zwiedzać je z łodzi. Nam przypadło do zwiedzania miasto Luzhi.
Nowoczesną autostradą jedziemy do Luzhi mijając po drodze kompleks uniwersytecki.





 Okazuje się, że po drodze pomyślano też o policji drogowej przygotowując dla niej posterunki...


No i jesteśmy u bram historycznego miasta. Wita nas kamienny lew. Niestety pogoda podła - kapie i jest mgła...


Historia Luzhi to ponad 2500 lat. Jest numerem 1 pośród chińskich Miast na Wodzie. Zajmuje powierzchnię około 100 ha. Miasto słynie z historycznych mostów, których potrzeba było kilka, ponieważ jest ono położone na sześciu rzekach. 
Luzhi poprzecinane jest siecią kanałów i można je zwiedzać chodząc po chodniczkach wzdłuż kanałów lub z łódek gdzie wioślarzami są lokalne kobiety. My zaczynamy od przejażdżki łódką...



  
Nasza "Pani Łódeczkowa"...









Kanały służą nie tylko jako miejskie drogi, ale także jako pralnie...










Nad kanałami znajduje się wiele lokalnych restauracji.






Zakończyliśmy zwiedzanie łódkami i przyszedł czas na nieco dłuższy spacer do co ciekawszych miejsc.




Dla miejscowych to Mały Zając z "białymi" włosami jest wielką atrakcją. I tak stał się ważnym elementem sesji fotograficznej lokalnych panien na wydaniu pozujących w tradycyjnych strojach...





Wychodzi na to, że goloneczka jest jednym z lokalnych przysmaków...




Dochodzimy do Świątyni Baosheng zbudowanej w 503 roku - no to mamy ponad 1500 lat historii.




Niezbyt imponująca budowla to Pawilon Studni w którym znajduje się zaopatrująca świątynię w wodę studnia..

Nieco dalej 100-letni krzak chińskiej goji.



 Do dawnych pomieszczeń mieszkalnych można zajrzeć niestety tylko przez szybkę...



 Kolejny obiekt to Sala Niebiańskiego Króla - Thianwang.






Mnisi uprawiają w parku niewielkie ogródki warzywno-ziołowe...


I kolejne wspaniałe zjawisko przyrody - liczący sobie ponad 1000 lat miłorząb japoński.

  



Żelazny Dzwon waży 1.5 tony. Odlano go w czasach dynastii Qing. Napis na nim głosi: "Zamożny Kraj i Ludzie Żyjący w Pokoju".


Kamienna kolumna z czasów Dynastii Tang.


Kolejnym bardzo ciekawym obiektem jest Pawilon Arhatów czyli istot nadprzyrodzonych, które są niszczycielami wrogów. Jest to obiekt unikatowy w skali Chin.










Ten wyjątkowy maszt flagowy ma również ponad 500-letnią historię.


W drodze powrotnej do autokaru Mały Zając jak zwykle wypatrzył zająca...


Nie obyło by się także bez znalezienia małego przyjaciela...


 Dodatkowo udało się jeszcze zdobyć pierwszy oryginalny kapelusz ze słomy ryżowej...


No i żegna nas Lew i brama do miasta.



A lokalny zakład szewski ogłasza przerwę w pracy na drzemkę Pana Szewca...


 No i przez podmokłe tereny wokół Suzhou jedziemy do Szanghaju.



 Niestety jak widać na zdjęciach, towarzyszy nam mgła - a może miejski smog...








 Szanghaj to bardzo stare, a zarazem nowoczesne, największe miasto Chin i drugie co do wielkości miasto na świecie, zamieszkiwane przez 24.18 mln mieszkańców, gdzie pośród starych domostw wyrosły nowoczesne wieżowce.









Rozpoczynamy od sławnej ulicy Bund i widoku na nowoczesną dzielnicę finansową - Pudong. Niestety, w związku z przygotowaniami do Wystawy Światowej Bund jest rozkopany i niewiele da się tam zobaczyć...
Nad Pudongiem dominują dwa budynki, z których każdy dzierżył kiedyś miano najwyższego na świecie - Pagoda i Centrum Handlu Światowego, które nazwałem otwieraczem do piwa...



A nad wszystkim dominuje wieża telewizyjna, Perła Orientu, którą mamy w planach odwiedzić jutro.


Szanghaj jest bardzo ruchliwym portem, na co wskazuje ożywiony ruch różnego rodzaju statków na rzece Huangpu - sztucznym dopływie Yangtze.



 Przed wieczornym zwiedzaniem i rejsem po rzece Huangpu udajemy się jednak do naszego hotelu położonego całkiem niedaleko, jak się wydawało, od Bundu...




Z okien hotelu rozciągają się widoki na nowe dzielnice mieszkaniowe i nieco starszą zabudowę...



Mamy nieco czasu do wyjazdu więc schodzimy na dół i idziemy rozejrzeć się wokół hotelu...







Okazuje się, że nasz hotel sąsiaduje z dawną rzeźnią miejską...




Tuż obok hotelu można byłoby popróbować ulicznego jedzenia, ale całą grupą jedziemy na drugi kraniec miasta na kolację.




I po raz pierwszy mamy okazję zobaczyć, jak wygląda tradycyjny chiński hot pot... Przygotowane pięknie stoły czekają niestety na turystów z innego kraju...
Przygotowanie hot pota polega na tym, że do osadzonego w centrum stołu, stale podgrzewanego naczynia zawierającego dwa wywary o różnych smakach dodaje się na dłużej lub krócej ułożone na półmiskach składniki, które po odpowiednim ugotowaniu spożywa się po odpowiednim przyprawieniu podanym w miseczkach sosem. Wywary natomiast służą jako zupka do popijania głównych składników... Obiecujemy sobie, że przy kolejnej okazji popróbujemy tego rarytasu...



 Po znacznie skromniejszej naszej kolacji przyszedł czas na wieczorny rejs po rzece Huangpu. Niestety mgła nadal się utrzymuje, a wiatr powoduje, że stateczkiem nieco buja...



Ale i tak jest kolorowo od oświetlonych łódek i budynków.



























A po rejsie jeszcze krótki spacer otwartą dla gości częścią Bundu...








A po powrocie do hotelu zdecydowaliśmy się zabrać za dragon fruita czyli smoczy owoc zakupiony wcześniej i przyznam, że nie zrobił na nas wielkiego wrażenia...










1 komentarz: