niedziela, 8 września 2019

Nha Trang dz.I


Dotarliśmy do Nha Trang. Coś nam nie pasuje..... mieliśmy dojechać około 7.00 rano, a jest dopiero 4.00. Wszyscy śpią, kierowcy mają mały problem z pozbyciem się zaspanych pasażerów..... Większość wysiada wściekła bo raczej nikt nie zamawiał hotelu na tę noc...... Przy autobusie zaczynają się kręcić taksówkarze.... Część ludzi decyduje się na podjechanie ale większość, w tym my, idzie na piechotę. Duży oczywiście ma mapę w głowie i zapewnia mnie, że do hotelu mamy jakiś kilometr..... Dziarsko ruszamy przed siebie..... Miasto, pomimo wczesnej pory tętni życiem. Dochodzimy do nadmorskiej promenady, a tam zabawa trwa, muzyka gra..... ktoś biega, ktoś gra w piłkę, niektórzy śpią...... Stragany z jedzeniem nadal działają. Już nam się podoba......  

Dotarcie do hotelu zajęło nam więcej czasu niż myśleliśmy. Niestety część chodników jest ogrodzona ze względu na trwające budowy, a z dwoma walizami nie jest łatwo przebijać się między pędzącymi skuterkami i samochodami. Recepcjonista trochę się zdziwił na nasz widok i zaczyna tłumaczyć, że doba hotelowa rozpoczyna się dopiero od..... tak tak wszystko wiemy i spokojnie poczekamy. Niestety autobus dotarł o wiele za wcześnie, gdybyśmy wiedzieli to na pewno byśmy zamówili hotel na tę noc, a tak zasiądziemy w holu i spokojnie poczekamy.....
Zrobiło się jasno, a nam zaczęło burczeć w brzuchach. Obok hotelu jest stragan z bułczakami na gorąco, a kawałeczek dalej sklep gdzie oferują soki ze świeżo wyciskanych owoców. Duży idzie zrobić zakupy i wraca z sokami a dragon fruita oraz jackfruita. Ten drugi okazał się super smaczny i jeszcze kilka razy połakomiliśmy się na niego w różnych miejscach...


Posileni nabieramy ochotę na pierwszy spacer.  




Nha Trang zwane jest Rivierą Morza Południowochińskiego. Piękna sześciokilometrowa plaża przyciąga wielu turystów z Chin i Rosji. Nie ma tu kameralnych butikowych hoteli, przy promenadzie rozbudowana infrastruktura dla turystów, a sama plaża jest pięknie zagospodarowana i bardzo czysta. 







Po powrocie ze spaceru czeka już na nas pokój. Nareszcie możemy się wykąpać i odpocząć.





Widok z balkonu mamy zacny i powstaje dylemat..... Iść się przespać, czy wrócić na plażę?





A może pójść na basen?





Długo się nie zastanawiamy.... wybieramy plażę.









Wzdłuż promenady co kawałek rozstawiono tablice przypominające turystom czego nie powinni robić. Nie wszyscy się oczywiście dostosowują do zasad, ale ogólnie zachowany jest porządek i szkoda, że nikt nie dba tak o środowisko na Phu Quoc, zwanym wietnamskimi Hawajami, ale o tym będzie w kolejnych wpisach.....  




Zgłodniały turysta wszędzie znajdzie coś do zjedzenia.....


Kuszą też centra handlowe.....



Źle przespana noc i spacery trochę nas zmęczyły wracamy do hotelu. Po zachodzie słońca ponownie jesteśmy zachwyceni. Zapaliły się neony. Świat kusi. Idziemy poszukać lokalu, w którym zjemy kolację.












Decyzja gdzie zasiądziemy wcale nie była prosta bo ilość restauracji ogromna, a dania wyglądają smakowicie. Tym razem decydujemy się na miejsce gdzie oferują dania z krokodyla. Duży zapobiegawczo zamawia makaron, a ja steka z krokodyla w sosie śmietanowo-czosnkowym.... 



Po kolacji trzeba zgubić kalorie, czyli kolejny spacer.......











W bocznych uliczkach pojawiły się stragany gdzie naprawdę za śmieszne pieniądze można kupić homary, langusty, ryby i inne dary morza.......




Jutro czeka nas zwiedzanie miasta i okolicy. Nie chce nam się wracać do hotelu, ale zdrowy rozsądek bierze górę.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz