środa, 13 maja 2020

Sandomierz - miasto na wzgórzu nad Wisłą

Sandomierz to miasto piękne ale i nieco dziwne. Zostawiwszy pojazd na prywatnym parkingu na zapleczu Żabki w pobliżu Bramy Opatowskiej ruszyliśmy "w miasto" pod górkę ulicą Opatowską...


Na początek nieco informacji ogólnych o mieście Sandomierz.  To miejsce położone na styku Wyżyny Kielecko-Sandomierskiej i Kotliny Sandomierskiej położone na lessowych siedmiu wzgórzach było miejscem, gdzie pradawni mieszkańcy tych ziem osiedlali się już w epoce neolitu. Pierwszy gród istniał na wzgórzu zamkowym ponoć już w X w., a w XI w. gród ten był już siedzibą książąt.
 Istnienie Sandomierza odnotowuje Gall Anonim już za czasów Bolesława Chrobrego w Kronice polskiej powstałej w latach 1112–1116. Położone przy przeprawie przez Wisłę na głównym szlaku handlowym z zachodu Europy na Ruś miasto czerpało z handlu pokaźne dochody. Nic więc dziwnego, że u Galla Anonima jest ono jednym z trzech głównych centrów Państwa Polskiego obok Krakowa i Wrocławia.
 Od XII w. stał się Sandomierz miastem wojewódzkim, a województwo sandomierskie funkcjonowało przez blisko 700 lat. Gdy Bolesław Krzywousty podzielił Polskę na dzielnice Księstwo Sandomierskie objął jego syn Henryk Sandomierski, który sprawował tu władzę w latach 1146 do 1166.
 Istniejące jako lokowane na prawie niemieckim miasto ucierpiało poważne zniszczenia podczas najazdów tatarskich i ponowny akt jego lokacji wydał Leszek Czarny w 1286 r. W kolejnych wiekach miasto odradzało się dzięki handlowi między wschodem, a zachodem Europy oraz dzięki spławności Wisły dla potrzeb handlu zbożem.
 Miasto rozkwitało do czasu wojen szwedzkich kiedy to nastąpił jego upadek na skutek zniszczeń wojennych. Przez wieki  miasto było pod praktycznie kompletną kontrolą  kościoła o czym świadczy fakt, że pierwsza świecka nauczycielka mogła zacząć pracę dopiero w 1865 r. Czasy zaborów ponownie obniżyły rangę miasta, które stało się prowincjonalnym ośrodkiem pogranicznym na styku zaboru rosyjskiego i austriackiej Galicji.
 Ciężkie zniszczenia spowodowała w nim także I Wojna Światowa. Odrodzenie przyszło wraz z planami Eugeniusza Kwiatkowskiego jakie przedstawił w 1935 r by uczynić Sandomierz stolicą Centralnego Okręgu Przemysłowego. Plany te zniweczyła jednak II Wojna Światowa. Hitlerowcy utworzyli w Sandomierzu getto żydowskie, do którego spędzili około 3500 Żydów z okolic miasta. Likwidacja getta nastąpiła w październiku 1942. Około 1000 Żydów zastrzelono na miejscu, a pozostałych wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu. Co dziwne, mimo walk wojsk radzieckich w okolicy miasta, utworzeniu przyczółku na lewym brzegu Wisły oraz zajęcia miasta przez Armię Czerwoną 18 sierpnia 1944 roku,  miasto nie ucierpiało na skutek działań wojennych. Po wojnie miasto w części zabytkowej utrzymało swój charakter, zabytki odnowiono a zajmować było się czym, bo lista obiektów zabytkowych w mieście liczy około 120 pozycji.

Gdy w drugiej połowie XIV w., przy wsparciu Kazimierza Wielkiego otaczano Sandomierz murami obronnymi, przewidziano w nich cztery bramy: Opatowską, Zawichojską, Lubelską i Krakowską, z których tylko Opatowska zbudowana około 1362 roku przetrwała do naszych czasów oraz dwie furty, spośród których zachowała się jedna – Dominikańska, nazywana Uchem Igielnym. Brama gotycka, przebudowana została w XVI w. kiedy to dla podniesienia wartości obronnej została zwieńczona renesansową attyką. Fundatorem tego dodatku był lokalny lekarz Stanisław Bartolon.


Po minięciu bramy, po prawej stronie zwraca uwagę biały budynek w którym mieszczą się Restauracja i Pokoje Gościnne Widnokrąg. Ten odrestaurowany po roku 2008 przez rodzinę państwa Bokwa budynek służący obecnie jako restauracja i kilka pokoi gościnnych zbudowany został około 1876 r przez żydowskiego kupca Wajraucha - zresztą przy ulicy Żydowskiej...


Duże zainteresowanie wzbudza chodzący po linie nad głowami przechodniów...



Zające, szczególnie Mały, bardzo lubią ukwiecone balkony i okna, a tych przy ulicy Opatowskiej nie brakuje...



Nie za bardzo do tego pejzażu pasuje nam umieszczone w samym centrum głównej ulicy miasta "okno życia" no ale cóż, to kościół jest właścicielem większości obiektów na Starym Mieście i rządzi się swoimi prawami...



Z Opatowskiej skręciliśmy w ulicę Szpitalną i doszliśmy na Mały Rynek, gdzie właśnie odbywał się regionalny targ, z którego nas najbardziej zainteresowała... spływająca przez ten plac fontanna...



I tym sposobem doszliśmy na rynek główny z widokiem na sandomierski ratusz i otaczające rynek kamienice. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że rynek główny miasta jest zazwyczaj terenem całkowicie płaskim. W Sandomierzu konfiguracja terenu uniemożliwiała stworzenie płaskiej przestrzeni centralnej i w konsekwencji rynek "opada" w lewo w dół, od wlotu ulicy Opatowskiej ,czyli w kierunku południowo-zachodnim...



W najwyższym punkcie rynku położona jest Kamienica Oleśnickich, w której obecnie mieści się poczta oraz Muzeum Okręgowe i wejście do podziemnej trasy turystycznej. Ta podziemna trasa jest jedną z największych atrakcji miasta, ale tym razem nie przewidywaliśmy jej w naszych planach, bo czas jaki mieliśmy do dyspozycji był mocno ograniczony...


Kamienica Oleśnickich położona na północno-zachodnim narożniku rynku swoją historią sięga XVI w. W tamtych czasach należała ona do wojewody brzesko-kujawski Andrzeja Leszczyńskiego. Niestety, jak znaczna część miasta kamienica spłonęła w pożarze w 1757 r.. Pozostałości odkupili Oleśniccy i to oni zlecili budowę obecnej kamienicy w okresie lat 1770-1780, prawdopodobnie przez architekta ks. Józefa Karśnickiego (lub Karsznickiego), tego samego, który był budowniczym kościoła benedyktynów na Świętym Krzyżu. Barokowy front przykuwa uwagę wysuniętym arkadowym podcieniem, jedynym na zachodniej pierzei rynku.


W budynku z czerwonej cegły przy odchodzącej od rynku ulicy Stanisława Bartolona mieści się Zbrojownia Rycerska Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej. Ten ciekawy obiekt czynny jest w sezonie turystycznym od kwietnia do października w godzinach 10-16, a opłata za wstęp wynosiła ostatnio 8 zł od osoby. Optymiści przewidują, że na jej zwiedzanie wystarczy pół godziny, jednak w przypadku zainteresowanych dawnym uzbrojeniem czas ten znacznie się wydłuży gdyż w miejscu tym można przymierzyć dawną zbroję, wziąć do ręki miecz czy halabardę... Zbrojownia rycerska posiada dużą kolekcję broni: piki, halabardy, włócznie, broń białą (miecze, topory, rapiery), tarcze, hełmy, armaty z XV i XVII wieku, hakownice, muszkiety. Ciekawostką jest też "katownia" w której są dyby, pręgierz i maski hańbiące oraz inne 'wynalazki" kościelnej świętej inkwizycji...
.

W tym samym budynku, ale z wejściem od strony rynku mieści się wystawa związana z popularnym serialem polskiej telewizji poświęconym detektywistycznym doświadczeniom miejscowego księdza, Ojca Mateusza, który jest sumieniem miasta i twórcą sukcesów miejscowej, w filmie mocno przygłupawej policji...


Nieco dalej, już przy ulicy Zamkowej, znajduje się Galeria Rękodzieła Polskiego "Trzos"...


W tym miejscu przeniesiemy się na środek sandomierskiego rynku by w kilku słowach przedstawić najbardziej chyba znany obiekt w tym mieście - sandomierski ratusz. 
 Pierwszą budowlę w stylu gotyckim wzniesiono, na planie kwadratu wyposażając ją dodatkowo w ośmioboczną wieżę, po najeździe litewskim w 1349 r. W XVI w. Niestety budynek okazał się zbyt mały. Pozostawiając część południową istniejącego budynku (tą z zegarem słonecznym) rozbudowano ratusz w stronę północną do formy obiektu prostokątnego i usunięto wcześniejszą wieżę. Wtedy też szczyt budowli zwieńczono trójstrefową attyką. Jednak co to za ratusz bez wieży... Ten defekt usunięto w wieku XVII przez dobudowanie przylegającej do istniejącego budynku wieży. W podziemiach miał kiedyś swoją siedzibę miejski kat. Sale parteru miały charakter ogólnie dostępnych pomieszczeń urzędów miejskich. Piętro pierwsze mieściło sale reprezentacyjne i do dziś zbiera się tam na sesje rada miasta. Najwyższą kondygnację zajmuje Urząd Stanu Cywilnego. W chwili obecnej ratusz nie pełni funkcji obiektu turystycznego i nie jest przeznaczony do zwiedzania. Można jedynie udać się na kilka miłych chwil do pubu Lapidarium pod Ratuszem


Ratusz pewnie nie mógłby istnieć bez zegara. Zwykły zegar znajduje się na wieży, zaś na południowej ścianie umieszczony jest zegar słoneczny odtworzony w 1958 r przez Tadeusza Przypkowskiego, w tamtym czasie właściciela muzeum zegarów w Jędrzejowie...



Niektórych zastanawia istnienie w narożniku północno-wschodnim ratusza potężnej ceglanej przypory. Czemu miałoby to służyć i dlaczego jest tylko jedna taka forma przy ratuszu. Wyjaśnienie jest proste - rajcy miejscy potrzebowali toalety i przypora ta kryje w sobie historyczną latrynę...



No i tym sposobem znaleźliśmy się w południowo-wschodnim narożniku rynku, z którego w kierunku katedry prowadzi ulica Mariacka...



Obiektem, który przy tej ulicy zwraca uwagę jest Pałac Biskupi. Ta rezydencja Biskupa Ordynariusza Sandomierskiego powstała w latach 1861-64 z materiałów pochodzących z rozbiórki kościołów Marii Magdaleny i św. Piotra. Zbudowano ją w stylu klasycystycznym z półkolistym ryzalitem, na narożniku północno-zachodnim, w którym na piętrze urządzono prywatną kaplicę biskupią. Ten obiekt również nie jest dostępny do zwiedzania...



Ze względu na różnice poziomów mniej wytrzymali turyści mogą zwiedzić Sandomierz objeżdżając miasto stylizowanymi na międzywojnie pojazdami elektrycznymi...


Jednym z większych budynków w Sandomierzu jest obiekt kurii diecezjalnej. Historycznie Sandomierz należał do diecezji krakowskiej. Dopiero w 1818 r utworzona została diecezja sandomierska bullą "Ex imposita nobis" papieża Piusa VII. Obecnie diecezja sandomierska należy do metropolii lubelskiej, po zmianach wprowadzonych w organizacji polskiego kościoła wprowadzonych przez papieża Jana Pawłą II w dniu 25 marca 1992 bullą "Totus Tuus Poloniae Populus". 



Zaraz obok kurii stoi sobie jedyna w Sandomierzu dzwonnica. Jej budowę rozpoczęto w 1737 roku jako konstrukcji drewnianej, jednak pomysł ten szybko zarzucono i obecna dzwonnica wzniesiona została jako obiekt murowany w latach 1741 - 1760, kończąc budowę pokryciem jej hełmu blachą miedzianą. Dzwonnica mieści trzy dzwony. Największy z roku 1667 nazywa się "Michał Anioł", średni z roku 1750 nazywa się "Najświętsza Maria Panna" natomiast najmniejszy odlany w roku 1770 nie zasłużył sobie na nazwę...




No i tak dochodzimy do sandomierskiej katedry. Przed wejściem do jej wnętrza idziemy na taras, by z góry spojrzeć na zamek i okolice...




Z tarasu widać zakole Wisły i kursujące po rzece stateczki turystyczne.




Na zdjęciu poniżej kaplica mansjonarzy z zewnątrz. Mansjonarze to księża z niższego szczebla hierarchii, przykładowo wikariusze, czasem dojeżdżający jedynie do swego kościoła, których obowiązkiem jest wypełnianie zadań powierzonych im przez wyższej rangi duchownych...


Sandomierska katedra ma długą historię. Przyjmuje się, że pierwsza świątynia w stylu romańskim powstała w tym miejscu ok. 1120 roku z fundacji Bolesława Krzywoustego. Następnie w roku 1191 Kazimierz Sprawiedliwy nadał kościołowi prawa kolegiaty, a jej pierwszym przełożonym czyli prepozytem został niejaki Wincenty Kadłubek o którym słów kilka napiszę, gdy dojdziemy do jego pomnika. Kolegiata nie przetrwała najazdu mongolskiego z końca XIII wieku i Litwinów w 1349 roku, na skutek których zniszczona została doszczętnie. Na jej miejscu wzniesiono wczesno-gotycki kościół, z którego do naszych czasów zachowały się jedynie ściany prezbiterium pokryte malowidłami. Okazja na wystawienie kościoła godnego tak ważnego miasta jak Sandomierz nadarzyła się po roku 1350. 


 Nie wszyscy królowie polscy byli tak święci jak życzyłyby sobie tego władze kościelne. Ba konflikty na linii tron-ołtarz są w historii Polski dość powszechne, jako że kościół dbał zawsze o interesy własne na dobro królestwa zwracając niewiele uwagi. A gdy nie wiadomo o co chodziło, to z zasady chodziło o pieniądze... Otóż w 1349 r, król Kazimierz III Wielki, dostrzegając niedobory w kasie państwa i bogactwo kleru, nałożył obowiązek świadczeń na rzecz państwa, na dobra biskupa krakowskiego niejakiego Bodzęta (Bodzanta) herbu Poraj. Na ale jakże to tak, by z dóbr kościelnych finansować państwo. Biskup wyciągnął wtedy argument, że król zawarł kolejny związek małżeński zanim poprzednie małżeństwo zostało anulowane. Biskup wysłał wikariusza katedry krakowskiej, niejakiego Marcina Baryczkę z dekretem nakładającym na króla ekskomunikę z powodu niemoralnego prowadzenia się. Baryczka nie dość, że dostarczył dekret to jeszcze pono w ostrych słowach zrugał króla i straszył go karami, jakie nałoży na niego biskup za to, że ten odważył się podnieść rękę na dochody z kościelnych majątków. Król nie miał cierpliwości i Baryczka trafił do lochu, a  13 grudnia 1349 w nie do końca jasnych okolicznościach utonął w Wiśle. Król obłożony został papieską klątwą. W 1350 r ustalono, że papież klątwę z króla zdejmie, gdy ten w akcie ekspiacji ufunduje cztery kościoły. I tak powstały kościoły parafialne w Niepołomicach (1350-1358), w Szydłowie (1355) oraz w Stopnicy (1362) i nowa bazylika w Sandomierzu, dla której za datę powstania przyjmuje się rok 1360.  


W ten sposób powstał gotycki, trójnawowy kościół halowy (wszystkie nawy tej samej wysokości), w którym nawa główna jest dwukrotnie szersza niż nawy boczne, wykorzystujący w prezbiterium mury wcześniejszej budowli oraz pokrywające je freski. 
 Konsekracji kolegiaty dokonał biskup krakowski Jan Radlica w 1382 roku. Niestety podczas naszej wizyty trwał jeszcze cykl prac konserwacyjnych, co widać po pojawiających się na niektórych zdjęciach fragmentach rusztowań.
 W połowie XV wieku od strony południowej prezbiterium dobudowano kaplicę mansjonarzy z zakrystią. Do roku 1656 w kolegiacie nie dokonywano istotnych zmian konstrukcji. Niestety po przegranej w trakcie szwedzkiego potopu Bitwie pod Gołębiem w okolicach Sandomierza, 19 lutego 1656, gdy wojska polskie pod dowództwem Stefana Czarnieckiego musiały się rozproszyć i uciekać z pola bitwy wojska Karola Gustawa 20 marca, wysadziły w powietrze zamek królewski wywołując pożar. Przeniósł się on na miasto oraz kolegiatę i w konsekwencji spłonęły dach kościoła, szczyty zachodnie i znaczna część sklepienia prezbiterium. Gdy sytuacja się uspokoiła przystąpiono do remontu między innymi zmieniając w 1663 r konstrukcję dachu na dwuspadową. Planowano też odnowić malowidła w prezbiterium, ale zamiast tego zostały one po prostu pokryte warstwą świeżej farby. Odbudowana kolegiata doznała kolejnych uszkodzeń w trakcie wojen napoleońskich. W 1818 r gdy wyłączono diecezję sandomierską z małopolskiej kolegiatę podniesiono do rangi katedry.
  W roku 1828 podjęta została bezsensowna decyzja by katedrę pokryć tynkiem. Gotycki kościół z czerwonej cegły stał się nijaką tynkowaną bryłą. Potrzeba było prawie 40 lat by odzyskać rozum i w latach 1886-1889 bezsensownie nałożone tynki zdjęto. W tym też czasie na dachu pojawiła się neogotycka sygnaturka.
 Włodarze katedry mieli świadomość, że pod warstwą farby w prezbiterium znajdują się bezcenne freski. Pierwszą próbę ich odsłonięcia podjęto w 1913 r. Prace konserwatorskie, nadzorowane przez specjalnie utworzony komitet, powierzono dwóm artystom Karolowi Fryczowi i Janowi Taladze. Do końca 1913 roku zdołali oni odsłonić i dokonać konserwacji pierwszego przęsła (najbliższego ołtarzowi). Gdy przystąpiono do odsłaniania fresków w drugim przęśle wybuchła I Wojna Światowa i prace przerwano. Do odsłaniania i konserwacji fresków prezbiterium powrócono w latach 1932-1934 na polecenie biskupa Włodzimierza Jasińskiego. Całość polichromii odsłonił profesor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, artysta malarz Juliusz Makarewicz.  

Rozkład wnętrza kolegiaty oraz rozmieszczenia najważniejszych znajdujących się z niej zabytków przedstawia plan poniżej...


O wnętrzu katedry można byłoby pisać bardzo wiele ale niestety nie wszystko udało się uwiecznić, ze względu na trwające podczas naszej wizyty prace konserwatorskie w nawie głównej.Poniżej na zdjęciu krzyżowo-żebrowe sklepienie nawy bocznej z widocznymi zwornikami, które dekorowane są herbami polskich województw z czasów powstawania katedry czyli za panowania Kazimierza Wielkiego.  


Wyposażenie katedry utrzymane jest w stylu późnego baroku oraz rokoko. i jest w zasadzie dość jednolite. Nad wejściem do katedry znajdują się piękne barokowe organy. Prace nad organami rozpoczął w 1697 Andrzej Nitrowski z Gdańska, ukończył w roku następnym Tomasz Brandtner z Torunia. Z zabytkowego instrumentu do dnia dzisiejszego pozostał jedynie prospekt z podziałem na zestaw główny i wiszący pozytyw. W 1967 poddano instrument częściowej rekonstrukcji, nie przywróciła ona jednak organom ich dawnej świetności. Organy sandomierskie mają 40 głosów, rozdysponowanych na trzech klawiaturach z pedałem. 






Ściany katedry pokrywają bogate polichromie pochodzące z różnych okresów, jednak dominuje stylistyka czasów baroku...





Prawą nawę boczną kończy kaplica mansjonarska, zdobiona polichromią w stylu rokokowym wykonaną w latach 1770-1775 przez Bartłomieja Gołębiowskiego i Mateusza Rejchana. 




Udało nam się wejść na moment do prezbiterium, jednak nie było nam dane podziwiać w pełni bizantyjsko-ruskich polichromii zdobiących jej ściany ponieważ zostaliśmy przegonieni przez "bardzo miłą" zakonnicę, która nie dała się przekonać, że fakt, iż omiata prezbiterium może nie być wystarczającym powodem by uniemożliwić obejrzenie najciekawszego fragmentu dekoracji katedry.
 Polichromie pochodzące z pierwszej połowy XV w. ufundował król Władysław Jagiełło. Za jego czasów w stylu bizantyjsko-ruskim ozdobiono freskami siedem kościołów w Polsce, w tym prezbiterium sandomierskiej kolegiaty. Polichromie przedstawiają nad ołtarzem postać Chrystusa Pantokratora, którego otaczają chóry anielskie. Ściana północna to monumentalne Zaśnięcie Bogarodzicy. Dalej, podążając na prawo, przedstawione są sceny z życia Chrystusa i wydarzenia, które miały miejsce po zmartwychwstaniu. Ściana południowa to głównie dwa wątki: życie Marii i sceny z Ewangelii.




Ściany naw bocznych obudowane są boazerią z obrazami malowanymi w latach 1708–1737 przez Karola de Prevot. Jest to specyficzny kalendarz nazywany "Martyrologium Romanum", czyli cykl dwunastu obrazów przedstawiających męczenników poszczególnych miesięcy. „Martyrologium Romanum” Grzegorza XIII i Klemensa X  z  roku 1701,  posłużyło Karolowi de Prevot  do namalowania cyklu obrazów w katedrze sandomierskiej.  
Rzeźbione drewniane obramowania obrazów oraz połączone z nimi konfesjonały wykonali najprawdopodobniej Krzysztof Domański - rzeźbiarz z Sandomierza oraz stolarz Wojciech i czeladnik stolarski Kazimierz.



Cykl ten uzupełniają cztery obrazy umieszczone pod chórem odnoszące się bezpośrednio do wydarzeń związanych z Sandomierzem.  Męczeństwo Sandomierzan, przedstawia scenę mordu Sandomierzan przez Tatarów podczas najazdu w 1260 roku, męczeństwo dominikanów w 1260 roku, rytualny mord żydowski oraz wysadzenie zamku przez Szwedów w 1656 roku.


I to właśnie trzeci z obrazów w tej serii wzbudza największe kontrowersje. Łacińska inskrypcja opisuje go jako przedstawienie sceny w której ... syna aptekarza zabijają niewierni sandomierscy Żydzi [filius apothecarii ab infidelibus judeis sandomiriensibus occisus].
 Geneza tego obrazu i jego przesłanie wskazują wyraźnie na antysemityzm ludzi kościoła i z kościołem związanych. Jak powstała sandomierska legenda o żydach mordujących chrześcijańskie dzieci by uzyskać kres do wyrobu żydowskiego chleba - macy (pomimo to, że Judaizm zakazuje spożywania jakiejkolwiek krwi w jakiejkolwiek postaci), ta sama, która już po II Wojnie Światowej wywołała mord kielecki, a w międzyczasie, w różnych wersjach rozpowszechniana była przez miłujących bliźniego chrześcijan jako powód do organizacji pogromów żydowskiej ludności? 

  Zdarzenie prowadzące do powstania bajki i obrazu opisują Zenon Guldon i Jacek Wijaczka w książce zatytułowanej Procesy o mordy rytualne w Polsce w XVI-XVIII wieku. Otóż w 1698 roku, w kaplicy kolegiackiej w Sandomierzu, jeden z zakonników znalazł martwe dziecko. Ustalono, że była to Małgosia, córka Katarzyny Mroczkowicowej. W trakcie wstępnego przesłuchania Mroczkowicowa zeznała, że dziecko zmarło śmiercią naturalną. Uznano, że należy ją ukarać tylko za to, że nie pochowała córeczki. Biskup krakowski nie zatwierdził jednak wyroku i sprawa miała zostać ponownie rozpatrzona. Tym razem jednak matka dziewczynki zeznała, że "dostarczyła" swoje martwe dziecko Aleksandrowi Berkowi, starozakonnemu, aby ten spuścił z niego krew. Krążyły wtedy mity, jakoby Żydzi mieli używać krwi ludzkiej. Teorii na ten temat było bardzo wiele. Niektórzy wierzyli, że Żydzi rodzą się ślepi i dopiero przetarcie oczu krwią chrześcijan pozwalało na odzyskania wzroku. Nie brakowało i takich pomysłów, że przy pomocy krwi niewinnego dziecka Żydzi sprowadzają zarazy na chrześcijan i ich zwierzęta albo, że krwi dodają do macy.
Aleksander Berek został zatrzymany. Choć po konfrontacji z oskarżonym, Mroczkowicowa odwołała wcześniejsze zeznanie. To, co "ustalono" w toku śledztwa, było wystarczającym powodem, by wszcząć postępowanie przed Trybunałem Koronnym. Podczas kolejnego przesłuchania Mroczkowicowa zmieniła zeznania i oświadczyła, że oddała Berkowi i jego żonie żywe dziecko. Ci mieli dokonać na nim rytualnego morderstwa, a zwłoki podrzucić do pobliskiej kaplicy. Według opisu sporządzonego przez księdza Stanisława Żuchowskiego, w trakcie procesu przeprowadzona została próba: kazano przynieść z kaplicy trumnę ze zwłokami i okazać je oskarżonemu. Jego reakcja na widok ofiary stanowić miała o winie bądź niewinności sądzonego. Gdy otworzono trumnę, z ran na ciele zabitego dziecka miała wypłynąć krew i to przesądziło o winie Aleksandra Berka. Jak pisał ksiądz Żuchowski: "Z dawnego doświadczenia te powieści słyną, że przy zabójcach rany zabitych krwią płyną". Mimo tortur oskarżony nie przyznał się do winy. Sąd uznał jednak inaczej. Zarówno Aleksander Berek, jak i matka dziecka zostali skazani na śmierć.
Dwanaście lat po egzekucji Berka, 18 sierpnia 1710 roku znaleziono kolejną ofiarę rzekomego mordu rytualnego. Było to dziecko sandomierskiego mieszczanina. Jego ciało było, jak opisał to na podstawie akt procesu Oskar Kolberg, "rzęsisto skłute i nożem poprzerzynane". Podejrzenie padło na miejscowego rabina, Jakuba Herca, który tuż po tym dniu opuścił miasto. Zwłoki odkryte zostały  obok jego domu. Niestrudzony ksiądz Stefan Żuchowski nakazał uwięzienie rabina, a także jego szwagra Jakuba i syna Abrahama. Sprawa trafiła do sądu koronnego w Lublinie. W trakcie trwającego trzy lata procesu liczba podejrzanych rosła. Na wniosek obrony Trybunał postanowił przeprowadzić ponowną obdukcję ciała ofiary. I tym razem otwarto trumnę, a ze zwłok miała wypłynąć krew. Dla oskarżycieli był to ewidentny dowód winy oskarżonych. Trybunał zarządził poddanie oskarżonych torturom i wtedy nieoczekiwanie zmarł wyznaczony przez sędziego kat. Żydów oskarżono dodatkowo o jego otrucie, a nawet o to, że stosują w swej obronie praktyki magiczne. Obciążające zeznania złożył nawet syn rabina, Abraham, który przeszedł na katolicyzm. Jak wyjawił księdzu Żuchowskiemu - według tego, co pisze Oskar Kolberg - "widział na własne oczy jak ojciec jego, rabin, z wielu innymi Żydami, chłopczyka tego do piwnicy zwabiwszy, nożyczkami kłuli, nożami rżnęli, a naostatek w nabitej gwoździami beczułce tarzali". W 1713 roku wszyscy oskarżeni, poza nieletnim Abramkiem, zostali skazani na śmierć. Wkrótce, dzięki staraniom księdza Żuchowskiego, król August II Mocny wydał również dekret, na mocy którego wszyscy Żydzi z Sandomierza mieli raz na zawsze opuścić miasto. (Za artykułem w Onet autorstwa Lidii Kaweckiej z 30 grudnia 2019).
Ten wzbudzający sprzeciw obraz z katedry w Sandomierzu od 2006 do 2014 roku pozostawał zasłonięty i niedostępny dla zwiedzających z powodu swojej treści. Obecnie jest dostępny dla zwiedzających. Towarzyszy mu tablica wyjaśniająca, że Żydzi nie popełniali mordów rytualnych.



Zważywszy, że nic więcej w katedrze obejrzeć się nie dało, opuszczamy ją i kierujemy się do Kamienicy Długosza..


W pobliżu katedry Jan Długosz ufundował dom dla księży misjonarzy wybudowany przez mistrza Jana z Krakowa w 1476 roku w stylu późnego gotyku. Nad portalem od strony katedry umieszczono ozdobną tablicę erekcyjną z herbem Długosza Wieniawą oraz datą 1476. Do XIX w. budynek był kilkakrotnie przebudowywany, a po kasacie zgromadzenia misjonarzy popadł w ruinę. W okresie międzywojennym biskup Włodzimierz Jasiński zdecydował o odbudowie budynku na potrzeby Muzeum Diecezjalnego w latach 1934-1937. W 1937r prace nad organizacją zbiorów i ich udostępnieniem prowadził na prośbę biskupa profesor Karol Estericher. Działające obecnie muzeum otwarto 26 października 1937 roku. 






Za parkiem znajduje się wzniesiony w latach 1604–1615 budynek Collegium Gostomianum obecnie Liceum Ogólnokształcącego Nr 1. Szkoła ta powołana została do życia w roku 1602, jako kolegium jezuickie, z fundacji wojewody poznańskiego i kasztelana sandomierskiego Hieronima Gostomskiego.  W 1610 r. rozpoczęła się nauka, w wykończonym pierwszym skrzydle budynku, w pierwszej z trzech klas gramatycznych - infimiea. W następnych latach kolejno ruszyły klasy gramatyki i syntaxis. W 1615 otwarta została humaniora z klasami poetyki i retoryki. Pierwszym przełożonym kolegium jezuickiego w Sandomierzu był ks. prof. Sebastian Bobola. Mimo zniszczeń podczas wojen szwedzkich szkoła jezuitów działa do kasaty zakonu i upaństwowienia majątków Jezuitów w 1773 r. Następnie jej kontynuacją jest szkoła świecka. Prowadziły ją władze polskie, później zaborcy i znów władze polskie. Ostatnio szkoła ta jako liceum znalazła się wśród 150 najlepszych szkół średnich w Polsce...





Na zboczu katedralnego wzgórza przy ulicy prowadzącej na zamek i do przystani nad Wisłą stoi sobie niepozorny pomnik Wincentego Kadłubka. Ten kronikarz  działał także jako scholastyk w szkole katedralnej krakowskiej oraz kapelan książęcy Kazimierza Sprawiedliwego i Leszka Białego. W roku 1206 objął urząd prepozyta sandomierskiego, a następnie został wybrany biskupem krakowskim. W roku 1764 został ogłoszony błogosławionym Kościoła katolickiego.




No i tak dotarliśmy pod zamek królewski na wiślanej skarpie. Powitała nas tu wielka głowa Tadeusza Kościuszki i piękne widoki.  W zamku mieści się Muzeum Okręgowe, ale nie byliśmy zbytnio zainteresowani jego zwiedzaniem.




Wiadomo, że na miejscu zamku istniał pierwotnie gród warowny. Po najeździe litewskim z 1349 r król Kazimierz Wielki kazał zbudować na tym miejscu murowany zamek, który odwiedzał podczas swego panowania 18 razy i w którym łącznie spędził 25 miesięcy. W 1480 roku starosta Rafał Jakub Jarosławski podjął decyzję o rozbudowie zamku.
 Około 1513 roku król Zygmunt I Stary polecił staroście Stanisławowi Szafrańcowi przygotować się do podjęcia nowych prac budowlanych na zamku. W wyniku tych prac gotycka twierdza zmieniła się w zamek renesansowy.
 W czasie Potopu szwedzkiego zamek i miasto zostały, 13 października 1655 roku, zajęte przez wojska szwedzkie pod dowództwem gen. Roberta Douglasa. I chociaż 27 marca miasto zostało zdobyte przez oddziały koronne pod przywództwem Stanisława Witowskiego nie udało się zdobyć zamku bronionego przez około 160 żołnierzy szwedzkich. Pod naporem wojsk Czarnieckiego Karol Gustaw polecił zamek opuścić i wysadzić.  Nocą z 2 na 3 kwietnia z zamku ewakuowano, trzema łodziami na drugi brzeg Wisły, załogę i sprzęt. Gabriel Anastasiusa, który przygotował zniszczenie zamku zgromadził trzysta cetnarów prochu. Polska czeladź obozowa ruszyła na zamek, wybiła ostatnich 30 żołnierzy z jego załogi i przystąpiła do plądrowania zamku. Wtedy nastąpił wybuch, który pochłonął około 500 ofiar. Po wojnie przystąpiono do odbudowy zamku. Za Jana III Sobieskiego w latach 1680-1688 odbudowano skrzydło zachodnie. Podczas konfederacji barskiej w zamku stacjonowały wojska rosyjskie. Po trzecim rozbiorze, zaborem austriackim zamek pełnił funkcję sądu i jednocześnie więzienia. Więzienna funkcja trwała przez lata międzywojnia i II Wojny Światowej aż do 1959 r. Po remontach, ulepszeniach i przekształceniach, od roku 1986 zamek pełni funkcje muzealne i centrum życia kulturalnego...




Że trochę się Zające nachodziły to zatrzymują się w restauracji Staromiejskiej na krótki oddech i napoje...




Wracamy na sandomierski rynek. Tym razem oglądamy  wschodnią pierzeję rynku i wschodnią fasadę Ratusza. Z tej strony przed ratuszem stoi sobie  figura Matki Boskiej Niepokalanej z 1776 r. ustawiona na pamiątkę misji świętej w 1770 r.



No i tak dotarliśmy na najwyższy punkt sandomierskiego rynku i możemy ulicą Opatowską udać się do naszego pojazdu i w drogę do domu...






A na pożegnanie przy bramie zagrał nam jeszcze miejscowy akordeonista...



Mieliśmy jeszcze chęć zobaczyć wnętrza kościoła św. Michała Archanioła, ale niestety okazało się, że jest już zbyt późno, więc pocałowaliśmy tylko klamkę...









A że zrobiło się już ciemnawo, a przed Zającami droga jeszcze daleka więc przyszedł czas na małe co nieco. Naszą uwagę zwrócił Grill Bar "Szpruch" przed Górą Kalwarią i wybór ten okazał się wielce trafiony. Na czas oczekiwania na zamówione szaszłyki otrzymaliśmy tradycyjne domowe czekadełko.... 



A gdy nasze szaszłyki - jeden drobiowy, a drugi wieprzowy - wjechały na stół to szybko okazało się, że potrzebna test torebeczka... i po powrocie do domu mieliśmy do odgrzania smaczny obiad na kolejny dzień...




Czy więc warto odwiedzić Sandomierz? Z pewnością tak. I pół dnia nie wystarczy, aby skorzystać z wszystkich atrakcji, jakie to miasto oferuje. Warto w pogodny dzień odbyć rejs po Wiśle, warto przejść się wąwozami czy odwiedzić podziemia miejskie... Tak więc polecamy...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz