poniedziałek, 1 maja 2017

Bali dzień pierwszy

Siódmego czerwca około godziny 21.00, po lekkim opóźnieniu, turbulencjach, "schłodzeniu pasażerów", Pani kapitan w pięknym stylu osadza swoją maszynę na wyśnionej i wymarzonej przez nas wyspie. jesteśmy na Bali . Pierwszy raz pomysł na Bali narodził się jakieś 10 lat temu (a może jeszcze wcześniej) i zawsze był odkładany, co poskutkowało wytworzeniem w wyobraźni obrazu mityczno-rajskiej wyspy wiecznej szczęśliwości z przesympatycznymi mieszkańcami. Niestety rzeczywistość szybko zweryfikowała wyobrażenia - mit padł i już nigdy się nie odrodzi Szkoda, bo w planach była Jawa i powrót na Bali. Już nawet oglądaliśmy hotele na "przyszłość" i na oglądaniu się zakończyło. Na Bali nie wrócimy, widzieliśmy prawie wszystko, co jest ciekawe i warte zobaczenia "i wystarczy".




Zaczynamy jednak od lotniska. Nasz samolot nie był jedynym, który wylądował o tej porze. Już się boję co to będzie w kolejce po wizy, bagaże itd. Ludzie pisali o "dantejskich scenach", staniu w ponad godzinnych kolejkach, w upale, zaduchu itd. Ku naszemu zdziwieniu, kolejka jest niewielka, ale wychodzi kierownik zmiany i po chwili otwierają się kolejne 4 okienka obsługi. Formalności papierkowe i wykupienie wizy nie zajęło nam więcej niż 5 min , jak miło oby tak dalej. Zabieramy swoje walizki, DZ idzie wymienić pieniądze (za chwilę będę miała męża milionera) , ja idę sprawdzić czy jest nasz kierowca . Jest i czeka. Mówię mu, że jeszcze chwilę bo musimy wymienić pieniądze. Z wymianą nie poszło już tak sprawnie - tysiące papierków, pieniądze przechodzące przez kilka parę rąk, no ale udało się i milionerzy  jadą do hotelu

Droga, całkiem ok, nawet szybko dojeżdżamy do Tanjung Benoa i hotelu Grand Aston Bali. Drink przywitalny, gorący ręczniczek, dostajemy klucze i jesteśmy w pokoju...








Szybki "rzut okiem" na pokój, wychodzimy na balkon (jest ciemno, niewiele widać, ale mam wrażenie, że jakieś śmieci leżą, rozwalone meble, itd.), dokładnie zobaczymy jutro, dzisiaj jesteśmy zmęczeni, a kierowca czeka, żeby omówić plan zwiedzania i coś zjeść trzeba.


W holu rozpisujemy plan zwiedzania na wszystkie dni i idziemy do Bumbu Bali na kolację. Jest już późno, niewielu ludzi, obsługa niezbyt zadowolona, ze trzeba będzie coś robić. Czuję się dziwnie, ale tłumaczę sobie, że jestem zmęczona i niektóre sygnały źle odbieram. Zamawiam Nasi goreng z owocami morza, Kelner pyta czy chcę z makaronem czy ryżem, hm myślę. Nasi Goreng jest z ryżem, może coś pokręciłam, a niech da z makaronem zobaczymy i tak oto dostałam pierwszy raz w życiu gado gado z makaronem





Duży Zajączek zamawia fish and chips





Jedzonko całkiem smaczne, siedzimy rozmawiamy, delektujemy się zapachami, przyglądamy ulicy, w restauracji robi się pusto. Zostajemy tylko my, jest koło 23, kelnerzy sprzątają lokal, ostentacyjnie stawiają krzesła na stołach, barman zasuwa żaluzje w niewybredny sposób dając nam do zrozumienia, że mamy płacić i wynosić się. No cóż trafiliśmy do restauracji dla turystów więc odpowiednio zostaliśmy potraktowani . Wychodzimy i  więcej tu nie wrócimy, jutro poszukamy sympatyczniejszego miejsca .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz